Pojawia się ze swą muzyczną twórczością wszędzie tam, gdzie zdoła dotrzeć. Od 2022 roku, gdy doszło do rosyjskiej pełnoskalowej napaści na Ukrainę, jej życie rozpięte jest pomiędzy rodzinny Lwów, linię frontu rozdzielającego ukraińskich obrońców kraju od rosyjskich napastników i polski Śląsk. Ale nie tylko – koncertuje w naszym kraju, Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych.

Śpiew i bandura

Po raz pierwszy zobaczyłem ją na Ethno Festiwalu w Czeremsze na Podlasiu. Filigranowa sylwetka Anastasiyi Voytyuk (taką pisownię swego imienia i nazwiska przyjęła w alfabecie łacińskim) wyraźnie kontrastowała z rosłymi postaciami towarzyszących jej muzyków. Ale to ona skupiała na sobie całą uwagę – jej przejmujący śpiew w języku ukraińskim i dźwięki bandury, na której grała, sprawiały, że nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Już po koncercie pytałem Barbarę Kuzub-Samosiuk, organizatorkę Festiwalu, skąd pomysł, by właśnie Anastasiyę zaprosić na koncert w Czeremsze. „To był pomysł Mariusza Długokęckiego, muzyka i managera zespołu Troye Zillia, którego liderką jest Anastasiya. Po wysłuchaniu nagrań uznaliśmy, że jest ona idealną artystką, by zaprosić ją do nas. Tym bardziej, że prezentuje, wspólnie z muzykami polskimi, niezwykłe piękno muzyki ukraińskiej” – mówi.

Ukraińska muzyka z polskimi współtwórcami

Pierwotnie zespół Troye Zillia działał na Ukrainie i specjalizował się w tradycyjnej muzyce tego kraju. Ogromną rolę w ich twórczości odgrywała bandura – instrument, z którym Anastasiya właściwie się nie rozstaje. Nawet gdy rozmawialiśmy w niewielkiej osadzie Werstok, nieopodal granicy polsko-białoruskiej, w dzień po festiwalowym koncercie, przyniosła ją ze sobą. Zanim zaczęła opowiadać o zespole i bandurze, uderzyła w jej struny i – przy akompaniamencie tego niezwykłego instrumentu – zaśpiewała.

Wraz z napaścią Rosji na Ukrainę Anastasiya musiała pogodzić się z rozpadem zespołu w czysto ukraińskim składzie. Z trójki tworzących go osób jeden z muzyków trafił do wojska, drugi – ze względów zdrowotnych – mógł legalnie opuścić kraj.

Została sama, ale nie chciała przestać grać i śpiewać. Trafiła do Polski, na Śląsk. Tam spotkała polskich muzyków, z którymi postanowiła kontynuować działalność zespołu.

Jego ukraińscy członkowie zgodzili się na to. Przesłali Anastasiyi krótką wiadomość: „Graj i śpiewaj dalej razem z Polakami”.

Muzyczne początki

Polscy muzycy uczyli się grania ukraińskich utworów. I, co bardzo ważne, współpracy z bandurzystką, która nie wyobrażała sobie ukraińskiej tradycji muzycznej bez tego instrumentu. Anastasiya przyznaje, że Polska przyjęła ją dobrze. Choć koncertów jest teraz mniej niż w pierwszym roku wojny.

Nasza rozmowa rozpoczęła się od bandury. Anastasiya nie ma wątpliwości, że dla Ukraińców to coś więcej niż instrument. Zresztą to od bandury zaczęła się jej muzyczna przygoda: „Zaczęłam na niej grać, kiedy miałam osiem lat. Przez czternaście lat grałam w kapeli bandurzystów we Lwowie. To był zespół, w którym grało nawet czterdzieści dziewcząt. Później, już po pobytach w Kijowie, ale i w Lublinie, zdecydowałam, że chcę robić coś samodzielnie. Założyłam zespół czterech bandurzystek. W jego składzie był też bas i instrument klawiszowy oraz perkusja”.

Dyplomacja kulturalna

Kiedy w roku 2022 rozpoczął się zmasowany atak Rosji na Ukrainę, Anastasiya uznała, że grając i śpiewając, może działać w ramach tego, co nazywa „dyplomacją kulturalną”. Wojna uświadomiła artystce, że muzyka może stać się swoistym orężem. Z jednej strony podtrzymywać ukraińską tożsamość, ale też nieść radość tym, którzy walczą w obronie kraju. Nawet na linii frontu.

Kiedy słyszę o wyjazdach Anastazji na front, przypominają mi się słowa jednego z jej wywiadów. Mówiła wówczas: „Śpiewam o miłości, o chlebie, o dobroci, ale i o śmierci”.

W naszej rozmowie w Werstoku nawiązujemy do tych słów: „Wojna pokazuje nam, że życie w trakcie jej trwania ma wszystkie te elementy. Jednocześnie przeżywamy radości, ale i smutki. Dzielimy się uśmiechami, ale i łzami. Myślimy i mówimy o narodzinach, ale i o śmierci. W trakcie wojny uświadomiliśmy to sobie bardzo wyraźnie”.

Anastasiya dodaje: „Ludzie, którzy nie zetknęli się bezpośrednio z wojną, wyobrażają ją sobie wyłącznie jako pole bitwy. Z bombami, czołgami, rakietami. Ale wojna to także niezwykle silny proces konsolidacji społeczeństwa. To budzenie w społeczeństwie wiary w siebie, w ludzi, w naród. W Ukrainę”.

Wola walki

Anastasiya przyznaje, że czas wojny daje ludziom możliwość odkrycia w sobie takich obszarów, które były im wcześniej nieznane. „Jeżeli ktoś przeżył ból miłości i tragedię wojny, to przeżył w życiu wszystko”.

Kiedy słyszę te słowa, zastanawiam się, ile wysiłku trzeba włożyć w to, by zaakceptować wolę walki, pogodzić się z ofiarami, śmiercią bliskich w imię obrony swoich wartości i kraju. Anastasiya odpowiada na to zdecydowanie: „Kiedy ktoś na ciebie napada, to natychmiast zmienia się hierarchia wartości, które uznawałeś za istotne. Zaczynasz rozumieć, że jeżeli nie będziesz się bronił, nie będziesz walczył, to za chwilę nie będzie ciebie, twojej rodziny, twojej Ukrainy. To przewartościowanie to oczywiście też jest proces. Najpierw działasz na adrenalinie, miota tobą nadzieja, ale i strach. Żyjesz emocjami. Ale potem przychodzi działanie będące efektem strategii. Zdajesz sobie sprawę, że na adrenalinie i emocjach wojny nie wygrasz”.

Kiedy pytam, jaki jest ten plan, który sobie wypracowała, Anastasiya odpowiada: „Jest nim popularyzacja bandury i rozwijanie kultury ukraińskiej. Dzięki bandurze ludzie poznają nasze pieśni, kulturę, a przez zbliżają się do Ukrainy i naszych emocji”.

Zachowanie ukraińskiej tożsamości

Anastasyia propaguje grę na tym instrumencie wśród ukraińskich dzieci i młodzieży. Z własnych funduszy. Za pieniądze, które zarobiła na koncertach, kupuje bandury i przekazuje je dziecięcym oraz młodzieżowym zespołom ukraińskich bandurzystów.

Anastasiya nie ma przy tym złudzeń, że prawdziwą tożsamość ukraińską można zachować wyłącznie w kraju – na terytorium Ukrainy. „Niech się na mnie nie obrażają ci Ukraińcy, którzy wyjechali z kraju, do Polski czy do USA. Za jakiś czas oni będą pół-Ukraińcami i pół-Polakami lub Amerykanami”.

Historia bandury

Kiedy pytam o rolę bandury w tradycji muzycznej Ukrainy i jej rolę społeczną, oczy Anastasiyi zaczynają płonąć radosnym blaskiem.

„Bandura i sposób gry na niej rozwijał się przez całe lata. Z grubsza można ten rozwój podzielić na dwa etapy – pierwszy do wybuchu pierwszej wojny światowej i drugi po pierwszej wojnie światowej. Do pierwszej wojny światowej bandura była niewielkim instrumentem z grupy chordofonów. Wówczas miały one około dwudziestu strun. Najczęściej na bandurze grali mężczyźni, ale były też bandurzystki. Po pierwszej wojnie światowej instrument ten uległ w Ukrainie znacznej modernizacji. Chodziło choćby o to, by można było na nim zagrać utwory Mozarta. Dlatego współczesne bandury mają już znacznie więcej strun”.

Anastasiya ze smutkiem mówi, że w czasach sowieckich tradycja grania na bandurze była niszczona przez władze. Autentyczni bandurzyści działali w podziemiu, nie występowali publicznie. Podobnie było zresztą z muzykami grającymi na kobzach. Władza sowiecka nie tolerowała ich jako niezależnych, wędrownych artystów. Uświadamiali oni bowiem sowieckim władzom, iż kultura i tradycja ukraińska, to coś odmiennego od tradycji i kultury rosyjskiej.

Muzycy jako dawne niezależne radio

Zresztą muzycy grający na bandurach i kobzach wykraczali poza tradycyjne pojęcie artysty – byli kimś więcej.

Gdy poruszam ten temat Anastasiya przyznaje mi rację i wyjaśnia: „Ci ludzie byli w dawnych czasach informacyjnym głosem Ukraińców i Ukrainy. Oni przekazywali wiedzę o dziejach Ukrainy. Mówili i śpiewali o historycznych zwycięstwach. Budzili patriotyczne emocje, ale nie stronili też od opowieści lirycznych o miłości. Proszę pamiętać, że Ukraińcy są bardzo emocjonalni”.

Anastasiya porównuje chodzących w dawnych czasach od wsi do wsi bandurzystów do roli współczesnego niezależnego radia: „Bandurzyści i kobziarze byli wędrownymi pieśniarzami i opowiadaczami. W okresie sowieckim śpiewali o sprawach, o których media oficjalne milczały”.

Co prawda, mimo represji, również w czasach sowieckich istniały zespoły bandurzystów. Ich działalność podporządkowana była strukturom partii komunistycznej – mogli wykonywać wyłącznie określony, starannie przez władze ocenzurowany repertuar. Nie byli więc niezależni. „A przecież symbolem bandurzystów i kobziarzy była i jest niezależność” – podkreśla zdecydowanie Anastasiya.

Wartości, jakimi są niezależność i pragnienie wolności, sprawiają, że po napaści Rosji na Ukrainę Anastasiya wybrała życie nomadki.

Życie w równoległych światach

Jeszcze przed rosyjską napaścią, dzięki zagranicznym występom, miała poczucie, że staje się obywatelką świata. Po ataku uświadomiła sobie jednak, że jest przede wszystkim Ukrainką.

„Osobiście uważam, że przyszło mi działać w trzech rzeczywistościach. Pierwsza – to mój rodzinny Lwów, gdzie mieszkam. Spod Lwowa wywodzi się moja rodzina. Tam jest moje życie i przyszłość. Druga rzeczywistość – to czas moich podróży zagranicznych. Występuję na różnych koncertach – od wielkich, z ogromną widownią, po małe, które sama organizuję. W ich trakcie gram, śpiewam i opowiadam o Ukrainie. To właśnie najważniejsza dla mnie obecnie aktywność. Wreszcie trzecia rzeczywistość, w której żyję – to moje podróże na wschód Ukrainy, na linię frontu. Byłam tam już ponad sto razy. Śpiewałam i grałam dla naszych wojskowych. Występy dla żołnierzy to najpiękniejsza sprawa, w jakiej uczestniczę”.

Zrozumienie za granicą

Czy w krajach, w których Anastasiya pragnie poprzez śpiew i bandurę propagować sprawę ukraińską, znajduje zrozumienie? „Bywa bardzo różnie. Inaczej jestem przyjmowana w Polsce, a inaczej w Holandii, Hiszpanii czy Niemczech. W tym ostatnim kraju liczna jest diaspora, która przybyła tam ze wschodniej Ukrainy albo wprost z Rosji. Grając koncert w Niemczech, nie wiem więc, czy na widowni nie ma Rosjan. A wspólnota rosyjska w tym kraju, co z żalem przyznaję, nie rozumie sprawy ukraińskiej”.

Inaczej było w Republice Południowej Afryki. Tam koncert poświęcony był dwudziestu tysiącom ukraińskich dzieci wykradzionym przez rosyjskich okupantów w celu ich rusyfikacji. Na Ukrainę wróciło tylko czterysta.

Po koncercie, na którym był i przemawiał były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, władze RPA wydały specjalne wezwanie skierowane do władz rosyjskich, by umożliwiły one powrót tych dzieci do ojczystego kraju.

Koncerty na linii frontu

Zapytałem Anastasiyę o koncerty, które grała w tym trudnym miejscu, jakim jest linia frontu.

„To może zabrzmieć śmiesznie, ale dla mnie te koncerty były największą radością. Miałam bowiem przekonanie, że robię coś, co jest najbardziej potrzebne. Początkowo przychodziły mi takie myśli, że ja dziś dla nich śpiewam, a następnego dnia oni mogą już nie żyć. Ale szybko zdałam sobie sprawę, że to głupie myślenie”.

„Śpiewam i oni są ze mną teraz, w tej chwili. Nie myślę o wczoraj, nie myślę o jutrze. Mój występ ma im przynieść radość” – Anastasiya milknie na moment, wyciąga telefon i pokazuje mi kilkadziesiąt zdjęć z frontowych koncertów. Wszystkie są tak zrobione, by nie było widać twarzy wojskowych i nie dało się zidentyfikować miejsca na linii frontu.

Świat bez granic

Anastasiya podkreśla, że nie śpiewa żołnierzom patriotycznych pieśni. Początkowo uważała, że powinna, ale potem zrozumiała, że ludziom walczącym o wolność kraju nie trzeba mówić o patriotyzmie.

Oni ten patriotyzm realizują każdego frontowego dnia. Dlatego uznała, że będzie śpiewała pieśni o miłości, przyjaźni. Będzie opowiadała o pięknie kultury, sztuki i tradycji ukraińskiej.

Anastasiya jest przekonana, że koncertując na froncie, przekazuje wojskowym słuchaczom jakąś energię – wynikającą z kobiecości i kobiecej opiekuńczości. Jej śpiew i bandura niosą przede wszystkim przesłanie miłości, która daje nadzieję.

Anastasiya marzyła niegdyś o świecie bez granic. Wierzy, że gdy zakończy się wojna, będzie mogła być nadal Ukrainką, ale i obywatelką świata.