Jeśli przeciwnicy polityczni Karola Nawrockiego w Polsce liczyli na to, że z jego spotkania z Donaldem Trumpem w Białym Domu zostanie głównie pamiątkowe zdjęcie, muszą czuć rozczarowanie. I mieć mieszane uczucia, bo jeśli zależy im na tym, by Polska miała dobre relacje z Ameryką, to zachowanie Trumpa można potraktować jako oznakę woli, by tak było. Z naciskiem na dobrą wolę, a nie konsekwentny zamiar.

Konkrety? Prawie dwa

Gdyby szukać konkretów, to Nawrocki nie przywiózł ze Stanów Zjednoczonych wiele (co mógłby przywieźć – przeczytaj tu). Donald Trump zapewnił, że nie wycofa amerykańskiego wojska z Polski, a być może wręcz żołnierzy będzie więcej. Nie zrobił tego jednak sam z siebie, lecz zapytany przez dziennikarza podczas konferencji prasowej przed spotkaniem zamkniętym.

Po zamkniętej dla prasy części spotkania Nawrocki przekazał też, że ma dostać zaproszenie na szczyt grupy G-20. Można potraktować to jako dobry efekt wizyty, bo Polska aspiruje do dołączenia do tego grona. Jednak to, że staliśmy się 20 największą gospodarką świata, jest przede wszystkim zasługą kilku ostatnich premierów, a nie Nawrockiego.

Z konkretów to tyle.

Instalujemy MAGA w Europie

Dalej są gesty, których rozmach był znacznie większy. Trump powitał Nawrockiego jako przyjaciela. Podkreślał, że popierał go przed wyborami, że cieszy się z jego wygranej. Dodał też, że Andrzej Duda jest jego przyjacielem.

A to już może trochę osłabić uczucie tryumfu ekipy Nawrockiego, bo podkreśliło polityczny wymiar deklaracji. Trump popiera w Polsce obóz prawicowych populistów, bo chce, by był to jego obóz.

MAGA ma być towarem eksportowym na rynek europejski, a nie tylko na użytek wewnętrzny w Ameryce. W Polsce znalazła dobrą bazę na hub logistyczny.

Poklepując Nawrockiego po plecach, ściskając z przekonaniem jego dłoń i deklarując poparcie, Trump robi ze swojej strony niewiele. Ale to najwyraźniej wystarczy, żeby zyskać najwierniejszego sojusznika politycznego w Unii Europejskiej.

W relacjach z Polską, zdaną na pomoc wojsk NATO w razie ataku sąsiedniej Rosji i Białorusi, taka deklaracja przyjaźni ma wartość waluty.

Nawrocki zyskuje przede wszystkim w kraju

Ma jednak o wiele większe znaczenie polityczne, tym razem na naszym rynku wewnętrznym. Bo z wizyty w Białym Domu Nawrocki wróci wzmocniony przede wszystkim w polityce krajowej.

Spotkał się z prezydentem USA, zanim minął pierwszy miesiąc jego urzędowania jako prezydenta Polski.

Wizyta wypadła godnie. A nie memicznie, jak w przypadku Andrzeja Dudy, który jako gość w Białym Domu dał się zapamiętać głównie w niepoważnym przykucu na słynnym zdjęciu.

Tu w pamięci zostanie przelot myśliwców F-16 na cześć polskiego pilota, majora Macieja Krakowiana, który zginął podczas niedawnych pokazów lotniczych. Oraz F-35, które miały symbolizować trwałość i siłę wzajemnych relacji.

Nawrocki zachowywał się, jak należy. Ani zbyt służalczo, ani zbyt władczo. Nie kłaniał się zbyt głęboko, ale też nie rozpierał przesadnie na krześle, zachowując postawę przywódcy swobodnego, ale znającego granice.

Na wspólnej konferencji prasowej musiał przetrwać to, że nie budzi zbyt dużego zainteresowania dziennikarzy i większość pytań oraz odpowiedzi nie ma związku z jego wizytą. Jednak, gdy tylko nadarzała się okazja, by odpowiedzieć, korzystał z niej. I robił to dobrze.

To była jedna z pierwszych jego wizyt po objęciu urzędu. Mógł się spalić, ze względu na brak doświadczenia. Był jednak dobrze przygotowany.

Rząd nie jest już potrzebny?

Wizyta została przygotowana bez współpracy z rządem. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski spotkał się niezależnie z sekretarzem stanu Marco Rubio, ale Nawrockiemu podczas wizyty u Trumpa nie towarzyszył.

To może być wykorzystane przez ekipę Nawrockiego jako argument, że nie potrzebują wsparcia rządu, by odnieść sukces w Stanach Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę politykę wetowania, którą przyjął Nawrocki wobec polskiego parlamentu, może to być kolejny argument, że Polsce nie jest potrzebny rząd. Bo jest Nawrocki. Niewątpliwie, sukces wizyty w Białym Domu wzmocni więc konflikt i paraliż polityczny w Polsce.

Wizyta udana przede wszystkim dla Nawrockiego, a nie dla Polski

Z tego powodu skutki wizyty Nawrockiego będą dobre przede wszystkim dla jego ekipy.

Po drugie, skoro Trump, wspierając politycznie Nawrockiego, chce eksportować prawicowy populizm do Europy, to oznacza dalsze osłabianie liberalnej demokracji. I to kolejna korzyść PiS-u i Nawrockiego.

Po trzecie, jeśli można byłoby oczekiwać, że mając w Polsce politycznego przyjaciela, Trump będzie mniej skłonny do ignorowania sojuszniczych zobowiązań, byłoby świetnie. Trudno jednak słowa tego prezydenta traktować jako gwarancję.

Pamiętajmy, że Trump spotyka się i deklaruje przyjaźń również z Putinem. Bardzo ciepło potrafi wypowiadać się o przywódcy Chin Xi Jinpingu, a w przeszłości pięknych słów nie szczędził nawet Kim Dzong Unowi, dyktatorowi Korei Północnej. Przyjaźń Trumpa jest niestabilna. I zawsze może się skończyć.

Udane spotkanie Nawrockiego z prezydentem USA jest więc raczej sukcesem tego pierwszego a nie Polski. Warto o tym pamiętać, ciesząc się, że nasz człowiek w Waszyngtonie dobrze wypadł.