W listopadzie 2015 roku tureckie siły powietrzne strąciły rosyjski samolot SU-24, który naruszył na kilkadziesiąt sekund przestrzeń powietrzną Turcji. Po tym wydarzeniu wydawało się, że relacje turecko-rosyjskie przeżyją długotrwały kryzys. Nie takiego nie nastąpiło. Po wymianie rytualnych protestów nastąpił pomiędzy Ankarą i Moskwą czas współpracy.
Odpowiedź Kremla na zestrzelenie rosyjskiej maszyny wojskowej pokazała, że Moskwa liczy się jedynie z siłą i tymi, którzy są w stanie zademonstrować determinację w obronie swoich granic. Bez względu na to, czy naruszenie przestrzeni powietrznej było efektem przypadku, błędu pilota czy świadomej prowokacji.
Właściwa reakcja
Przypomnienie wydarzenia sprzed lat jest dzisiaj jak najbardziej na miejscu. Wejście w polską przestrzeń powietrzną 19 dronów spotkało się z właściwą odpowiedzią. Było nią zestrzelenie tych, które stanowiły zagrożenie i monitorowanie lotu tych, które służyły jako wabik. Choć w przypadku tych ostatnich wydaje się, że właściwszym działaniem byłoby ich pełne zneutralizowanie.
Wezwanie rosyjskiego dyplomaty do MSZ-u i wręczenie mu noty protestacyjnej, to oczywiście standardowa procedura. Reakcję rosyjskiego dyplomaty można już przewidzieć. „Rosji nie przedstawiono żadnych dowodów na to, że były to maszyny rosyjskie”. Z tego typu wypowiedziami rosyjskich dyplomatów spotykamy się zawsze, gdy protest dotyczy kwestii niewygodnych dla Moskwy.
Bardziej enigmatyczna jest odpowiedź na rosyjską prowokację rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa. Odsyła on bowiem dziennikarzy po odpowiedź do rosyjskiego resortu obrony. Czyli Kreml sprawia wrażenie, że nie ma z incydentem niczego wspólnego. Jeżeli już ktoś chce szukać odpowiedzi, dlaczego drony wleciały w polską przestrzeń powietrzną, to niech z pytaniami udaje się do ministerstwa obrony.
Rosja próbuje narzucić narrację
W kontekście tych pokrętnych tłumaczeń płynących ze strony rosyjskiej warto zwrócić uwagę na wypowiedź szefa sztabu armii białoruskiej, generała Pawła Murawiejki. Twierdzi on, że drony niewiadomego pochodzenia, ale biorące udział w walkach pomiędzy Rosją i Ukrainą, wleciały w przestrzeń powietrzną Białorusi. Część z nich została strącona przez Białorusinów, a o tych, które leciały w kierunku naszego kraju, powiadomiono polskie siły powietrzne.
Strona białorusko-rosyjska zapewne uzna niebawem, iż były to drony ukraińskie, nad którymi Kijów stracił kontrolę. Tego typu kłamliwe wypowiedzi doskonale wpisują się w rosyjską strategię zrzucania winy za wszystkie wojenne tragedie na Ukrainę, wywołania chaosu, paniki i antagonizowania polskiego społeczeństwa.
Argument siły jest kluczowy
Z polskiego punktu widzenia istotne jest to, by wydarzenia z nocy z 9 na 10 września nie wytworzyły w naszym społeczeństwie nastrojów histerii. Celem rosyjskich prowokacji jest tworzenie klimatu niepokoju, braku zaufania do sił obronnych, do władz, wreszcie do gwarancji wynikających z naszego członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim.
Dlatego też tak ważne jest, by w obecnej sytuacji polska klasa polityczna wzniosła się ponad zrozumiałe podziały i w kwestiach najważniejszych, czyli obrony Rzeczpospolitej, mówiła jednym głosem. W przeciwnym razie rosyjska aktywność propagandowa będzie nasilana.
Nocne wydarzenia pokazują, iż polskie siły powietrzne oraz siły sojusznicze są w stanie reagować w sposób zdecydowany. To powinien być mocny sygnał ostrzegawczy dla Moskwy. Podobnie jak mocnym sygnałem ostrzegawczym dla Rosjan, operujących wówczas w Syrii, było zestrzelenie przez lotnictwo Turcji rosyjskiego SU-24 naruszającego przestrzeń powietrzną tego kraju.
Uruchomienie artykułu 4 traktatu waszyngtońskiego, który zakłada konsultacje państw członkowskich NATO na wniosek kraju, który uznał, iż sytuacja geopolityczna i militarna zagraża jego suwerenności, to także ważny sygnał. Dobrze by jednak było, aby za tym poszło wzmocnienie wschodniej flanki NATO przez siły sojusznicze.
Wyrazy potępienia dla rosyjskiej prowokacji płynące z wielu stolic europejskich są krzepiące, ale to za mało. Historia rosyjskiej agresji w roku 2014 na Krym i Donbas wyraźnie pokazała, że dla dyktatora z Kremla wszystkie takie oświadczenia niewiele znaczą.
Rosja rozumie jeden język
Tylko siła jest uznawana przez Moskwę za czynnik, z którym należy się i trzeba się liczyć. Wszystkie zabiegi o charakterze dyplomatycznym oraz wszelkie próby dialogu uznawane są przez Rosję i Rosjan za oznakę słabości. A słabych należy podbić i skolonizować.
Polityka, którą prowadzi od czasu agresji na Ukrainę Rosja, nie jest niczym nowym w dziejach tego państwa. Tak było w czasach Rosji carskiej, tak było w okresie istnienia Związku Sowieckiego, tak jest w okresie rządów Władimira Putina. Federacja Rosyjska pod jego rządami jest państwem, które nadal próbuje realizować imperialną politykę kolonialną.
Czymże innym, jak nie imperialnym dążeniem do kolonizowania ziem sąsiedzkich były dawne podboje carskie na Syberii, w Azji Centralnej, na Kaukazie, czy też w naszej części Europy? Czymże innym było uzależnienie od siebie państw europejskich wchodzących w skład tak zwanego „bloku
wschodniego”? Czymże innym wreszcie jest putinowska idea Rosji, która nie ma granic i popularny w Rosji pogląd, że tam, gdzie stanie noga rosyjskiego żołnierza, tam jest Rosja?
Dla ogromnej liczby Rosjan jest to idea, którą żyją już od dzieciństwa. Okres rządów Władimira Putina pokazuje, jak wielką rolę odgrywa obecnie w Rosji tak zwane „wychowanie patriotyczne”. W istocie są to idee wpajane od dzieciństwa młodym Rosjanom i mówiące, że ich kraj otoczony jest przez wrogów, którzy nieustannie czyhają, by zniszczyć „matuszkę Rosiję”. Idea ta nakazuje młodym pokoleniom nieustannie sposobić się do walki o rzekomo atakowaną zewsząd ojczyznę.
Jeśli się nas boją, to będą nas szanowali
Wychowanie do walki, kult siły, zdobywanie szacunku poprzez przemoc, to cechy wychowania powszechnego współcześnie w Rosji. Nie bez przyczyny popularny w Rosji jest pogląd, iż „jeżeli będą się nas bali, to będą nas szanować”. Temu celowi służy rozwinięty obecnie w Federacji Rosyjskiej system edukacyjny. Jego istotą jest stworzenie społeczeństwa, które wierząc w nieomylność przywódcy, zdolne będzie do największych poświęceń w walce z wyimaginowanymi zagrożeniami. Do zdobywania kolejnych ziem, które staną się polem eksploatacji.
Zdecydowana odpowiedź polskich sił zbrojnych i Sojuszu Północnoatlantyckiego na rosyjską prowokację pozwala mieć nadzieję, że Moskwa potraktuje ostatnie wydarzenia poważnie. Jako pokaz determinacji Polski i NATO w obronie suwerenności i bezpieczeństwa naszego kraju.
To może ostudzić rozpalone głowy na Kremlu oraz ten odłam rosyjskiego społeczeństwa, które jedynie siłę uznaje za sposób komunikowania się pomiędzy społeczeństwami i narodami.