Poranne alerty RCB, które dostali dziś mieszkańcy Polski, pokazują, że jeśli chodzi o ostrzeżenie przed zagrożeniem, to państwo działa. O nocnym nalocie dronów dowiedzieliśmy się od instytucji państwowych, premiera, dowództwa wojskowego, a nie z mediów czy portali społecznościowych. Instytucje, które odpowiadają za nasze bezpieczeństwo, nie tylko były przygotowane do odparcia zagrożenia. Także do tego, żeby nas o nim właściwie poinformować – ostrzec, ale nie wywoływać paniki.
To był pierwszy, dobry krok
Drugim krokiem powinna być ogólnodostępna, rzetelna informacja o tym, co dalej. I tu jest gorzej.
Premier Donald Tusk w przemówieniu sejmowym zapewniał: „Nie ma powodów, by twierdzić, że znajdujemy się w stanie wojny”.
Mówił jednak też: „To jest coś więcej niż prowokacja”.
Od rana w mediach eksperci wyrażają przekonanie, że to nie był jednorazowy incydent. Że należy spodziewać się kolejnych. Oraz – że manewry Zapad, które rozpoczną się 12 września na terenie Białorusi, stanowią dodatkowe zagrożenie ze względu na to, że wojska rosyjskie i białoruskie będą ćwiczyć atak na przesmyk suwalski. Mówili o tym bardziej lub mniej wprost najważniejsi politycy, w tym premier Donald Tusk czy minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Nawet jeśli premier zapewnia, że to nie wojna, Polacy mają powody, żeby zastanawiać się, jak bardzo są zagrożeni. Czego konkretnie mogą się spodziewać – ataku dronów czy czegoś innego. I, co najważniejsze, co wtedy robić.
I z tym nasze instytucje poradziły sobie nieco gorzej.
Również od rana po mediach społecznościowych krąży instrukcja, co robić, kiedy nadlatuje dron. Znajomi czy osoby publiczne podają ją sobie na wszelki wypadek. Posiadając pewne kompetencje cyfrowe i społeczne, można zweryfikować wiarygodność tej instrukcji. Można też prześledzić, czy przekazują ją osoby godne zaufania.
Najpierw drony, potem dezinformacja
Jednak mnóstwo osób przekazuje sobie w mediach społecznościowych także „włączające myślenie” wiadomości o chemtrailsach, które mają nas odcinać od słońca. Przekazują, bo w to wierzą. Do nich też docierają wiadomości, które tłumaczą to, co się wydarzyło w Polsce w nocy z wtorku na środę. Nie będziemy powtarzać fake newsów. W każdym razie premier, ministrowie i wojskowi ostrzegają przed nimi. Dezinformacja to broń Rosji, korzysta z niej od dawna. I odnosi sukcesy, co widać po coraz gorszym nastawieniu Polaków do Ukraińców.
Dlatego tak ważne jest nie tylko to, że poinformowano nas o aktualnym zagrożeniu, ale także to, byśmy wiedzieli co robić i potrafili racjonalnie ocenić zagrożenie.
Na stronach rządowych i wojskowych nie ma jednak wskazówek, które byłyby uaktualnione i widoczne na pierwszy rzut oka.
Do schronu – czyli gdzie?
Jest poradnik, co robić w razie ataku z powietrza, ale nie konkretnie drona. Jednym z punktów jest zalecenie, by udać się do schronu. To samo zaczęli radzić Polakom Ukraińcy, siedząc tej nocy w swoich schronach.
My schronów mamy mało – dla 300 tysięcy osób. Są też miejsca do ukrycia – dla 1,1 miliona osób.
Najbliższy schron można odnaleźć dzięki aplikacji Schrony (schrony.straz.gov.pl/). Albo dowiedzieć się, że… „niestety, wyszukiwanie nie przyniosło żadnych rezultatów”.
Nie wybudujemy w tydzień schronów, chociaż mogliśmy rozpocząć ten program w ostatnich latach. Można jednak zrobić więcej, żeby obywatele nie sięgali po dezinformację w poszukiwaniu informacji. A więc udostępnić na rządowych stronach łatwo dostępne zalecenia, co robić, kiedy nadlatuje dron. Publikować na bieżąco informacje o tym, jak groźne były dotychczasowe ataki. Aktualizować przygotowany miesiąc temu poradnik kryzysowy i opublikować go w widocznym miejscu na stronach rządowych.
Bo, jak podkreślają od rana różni eksperci, w tej wojnie nie tylko hybrydowej, informacyjnej, ale i psychologicznej, ważne jest to, czy obywatele czują, że Rosja wygrywa, czy przegrywa.
Państwo nie zawiodło
Jeśli więc czytają w różnych miejscach, że państwo zawiodło i wierzą w to, spełniają nadzieje Putina. Rosji na rękę jest przeświadczenie, że wszystko stracone, że już nie ma sensu się przed nią bronić, a już na pewno nie ma sensu wspierać Ukrainy.
Nie znaczy to, że należy powielać hurra optymizm, ale przekazywać wiarygodne informacje.
Co może w tej sytuacji zrobić państwo? To, co mu ostatnio nie wychodzi najlepiej w innych dziedzinach – komunikować się z obywatelami. „Komunikacja” to jedno z częściej używanych słów, kiedy krytykujemy rząd. A w obecnej sytuacji ma ono kluczowe znaczenie.
Po pierwsze, dobra komunikacja w sytuacji zagrożenia może obalić mity na temat potęgi Rosji. Po drugie, powstrzymać panikę i pomóc zorganizować ochronę obywateli. A po trzecie zbudować nieocenioną wartość na przyszłość.
Odzyskać zaufanie
Jak zauważa Weronika Grzebalska, socjolożka z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, która zajmuje się między innymi socjologią obronności, polskie społeczeństwo charakteryzuje niskie zaufanie do państwa, a to wykorzystuje Kreml w swoich działaniach kognitywnych.
„Ale nie wszystko stracone. Badania sugerują, że konsekwentne budowanie systemu obrony totalnej i kultury obrony w społeczeństwie ma pozytywny wpływ na zaufanie do państwa. Widzimy taki trend między innymi w krajach bałtyckich i nordyckich w ostatniej dekadzie implementowania obrony totalnej.
Jeśli więc polskie instytucje będą w tym kryzysie konsekwentnie stawać na wysokości zadania, mieć jasne procedury na wypadek zagrożenia, polepszą współpracę poszczególnych instytucji i komunikację ze społeczeństwem, obywatele zaczną w konsekwencji bardziej ufać państwu” – mówi Grzebalska.
Jest to więc epokowa szansa dla Polski, żeby wzmacniając odporność państwa, wejść na kolejny etap rozwoju społecznego i państwowego, którego z różnych powodów, w tym historycznych, wciąż nie osiągnęliśmy. Sprawna komunikacja w sytuacji zagrożenia to więc nie tylko ochrona zdrowia i życia obywateli. To kapitał na przyszłość, rozwój cywilizacyjny.
Dwa cele, na dwa lata
I to jest kolejny cel, który może osiągnąć rząd w ciągu dwóch lat do końca kadencji koalicji liberalno-demokratycznej. Cel rozwojowy i obecnie niezbędny.
W „Kulturze Liberalnej” rozpoczęliśmy publikację cyklu tekstów pod hasłem „Dwa cele na dwa lata”, w których zaproszeni przez nas autorzy i autorki będą opisywać konieczne i rozwojowe kierunki dla Polski.
W pierwszym z tekstów Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”, pisze, że jednym z tych celów powinna być kopuła Chrobrego – system chroniący nas przed atakami z powietrza (więcej przeczytaj tu).
Jednym z założeń tego cyklu jest również przekonanie, że nie jest jeszcze za późno na zwycięstwo z prawicowymi populistami. Komunikacja instytucji państwowych z obywatelami w celu poprawienia ich bezpieczeństwa i budowy zaufania do państwa mogłaby być jednym z takich celów.
Prezydent i premier zjednoczeni? Nie do końca
Donald Tusk zrobił już coś w tym kierunku po nocnym nalocie rosyjskich dronów. Od rana, informując o ataku, podkreślał, że działa we współpracy z prezydentem. Powtarzał, że rząd i prezydent są zdeterminowani, by działać, jak jedna pięść.
Prezydent w porannym wystąpieniu podkreślał rolę swoją i swoich ministrów. O premierze wspomniał pod koniec. Siebie ustawił w centrum.
Z punktu widzenia obywatela, który chciałby polegać na państwie w sytuacji zagrożenia, postawa Tuska jest cenna. Premier pokazuje, że liczy się teraz dla niego dobro wspólne, a nie walka o pozycję polityczną. Nawrocki tego nie pokazuje. Kiedy Tusk mówi „jedna pięść”, Nawrocki mówi „ja”.
A w sytuacji tak poważnego zagrożenia, jakie stwarza właśnie Rosja, współpraca rządu, prezydenta i armii jest na wagę życia i zdrowia obywateli.