Najnowsze sondaże IBRIS-u dla „Rzeczpospolitej” wskazują, że Polska 2050 może liczyć na 1 procent głosów w wyborach do Sejmu. W innych badaniach jest to około 2–3 procent. Wciąż za mało, by przekroczyć próg wyborczy.
Na razie jednak partia, choć z małym poparciem, cieszy się całkiem dużym klubem. Należy do niego 30 posłów, a więc wystarczająco dużo, by koalicja rządząca mogła utrzymać się przy władzy. A to oznacza, że na razie żadnego końca Polski 2050 nie ma. Zostanie w rządzie i w koalicji sejmowej. Pytanie brzmi, co dalej?
Dokąd uciec z tonącego okrętu
Od jakiegoś czasu trwają spekulacje co do tego, gdzie będą uciekać posłowie i posłanki słabnącego ugrupowania – do Koalicji Obywatelskiej czy do Lewicy. W zamian będą oczekiwać miejsc na listach wyborczych za dwa lata. To jednak oznaczałoby ferment w KO i Lewicy, bo miejsca biorące na listach nie są z gumy i dla kogoś musi ich zabraknąć. Dla posłów z Polski 2050 oznacza to więc niepewność.
Teoretycznie Polska 2050 mogłaby też stać się częścią Koalicji Obywatelskiej, jak Nowoczesna, Inicjatywa Polska i Zieloni. Tu znowu jednak pojawia się kwestia konkurencji o miejsca na listach. Czy KO opłaca się wiązać z Polską 2050, skoro aktualnie ma ona niemal bezobjawowy elektorat? Po takim połączeniu w dodatku mógłby być on jeszcze słabszy, bo przecież głównym hasłem Polski 2050 jest koniec z duopolem, a KO jest jednym z jego dwóch biegunów.
Część wyborców Polski 2050 to ci, którzy nie chcieli głosować na Donalda Tuska ani na Jarosława Kaczyńskiego – i dlatego głosowali na Hołownię (zanim przenieśli się do Sławomira Mentzena). Po wejściu Polski 2050 do KO mogłoby się okazać, że to poparcie nie przynosi partii Tuska żadnych korzyści. A więc obietnice miejsc na listach nie zostaną złożone albo będą niewiarygodne.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, Ryszard Petru czy Joanna Mucha?
Przyszłość partii może też zależeć od tego, kto zostanie teraz jej przewodniczącym. Szymon Hołownia, zakładając ugrupowanie, cieszył się popularnością zmierzoną konkretnie w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Zdobył wtedy trzecie miejsce i prawie 14 procent głosów, zostawiając daleko w tyle konkurentów, między innymi swojego późniejszego partnera politycznego z Trzeciej Drogi – Władysława Kosiniaka-Kamysza (2,36 procent).
Kiedy w 2023 roku został marszałkiem Sejmu i stworzył „sejmflix” cieszył się ogromną popularnością. Z całą pewnością ma charyzmę, retoryczną sprawność, błyskotliwość i polityczny refleks.
Popularność Hołowni bardzo spadła. Ale jeśli ktoś ma wskrzesić ledwie żywą partię, musi to również być osoba z charyzmą, osobowością i wizją.
Chętny na miejsce po Szymonie Hołowni jest Ryszard Petru. Polityk, który w kampanii wyborczej skutecznie przegadał Sławomira Mentzena. Jednak wcześniej odszedł w kiepskiej atmosferze z funkcji przewodniczącego swojej partii, Nowoczesnej, która później została wchłonięta przez KO. Czy Petru mógłby przywrócić Polsce 2050 wybieralność w wyborach?
O przywództwo w partii może też starać się też Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Wyrazista ministra funduszy i polityki regionalnej ma jednak skomplikowane relacje ze swoją partią. Jako kandydatkę na wicepremiera Rada Krajowa poparła ją nieznaczną większością głosów.
Przyszłość polityków w partii rysuje się więc raczej ponuro. No, chyba że namówią na kandydowanie Joannę Muchę, co właśnie ma mieć miejsce. Mucha ma charyzmę, ma temperament, raczej ma wizję. Jednak również jest znana z „wyrazistego” charakteru. Czy podniosłaby w partii poczucie wspólnoty i morale?
Klub wrażliwy na wpływy
Po stronie liberalno-demokratycznej zostaje więc silna KO, która prowadzi w sondażach, ale nieznacznie, przed PiS-em. Oraz Lewica, która według cytowanego sondażu IBRIS-u weszłaby, dostając ponad 7 procent głosów. Poza koalicją rządzącą – i potencjalnie również poza Sejmem – jest Partia Razem, która balansuje na granicy 5-procentowego progu wyborczego.
W podobnej sytuacji sondażowej jest rządzące PSL, które w sondażu ma 4,1 procent poparcia. Jeśli wyniki znacząco się nie poprawią, Kosiniak-Kamysz będzie musiał iść wspólnie z kimś w wyborach w 2027 roku. Jeśli z KO – konkurencja o miejsca na listach wzrośnie. A więc nie będzie tam miejsca dla polityków z Polski 2050.
Partia ma więc perspektywę na dwa lata. To niedużo. Jednak wciąż może odegrać ważną rolę. Teoretycznie 30 posłów i posłanek z krótkim horyzontem politycznym może być nastawionych na polityczne życie tu i teraz. Mówiąc wprost – mogą być podatni na różne wpływy przed głosowaniami.
Dlatego z punktu widzenia pozostałych koalicjantów, a szczególnie KO, warto, żeby to był klub spójny. Z widokami na przyszłość i z dobrym przywództwem w partii.
Koniec odroczony
Paradoksalnie więc Donaldowi Tuskowi powinno teraz zależeć na tym, żeby po odejściu Szymona Hołowni partia trzymała się dobrze. Znowu, jak przez wyborami w 2023 roku, jego polityczna siła zależy od ugrupowania, które nie odwołuje się do jego zwolenników.
Polityczny koniec Polski 2050 jest więc odroczony. Jednak niedługo może nadejść prawdziwy. Skoro liderką albo liderem partii ma być ktoś inny niż teraz, to jak to pogodzić z pełną nazwą partii: Polska 2050 Szymona Hołowni? Bez nazwiska założyciela nazwa nie może zostać, bo została już zarezerwowana przez inną organizację.
Problem w tym, że trzeba będzie zmienić znacznie więcej.