Tegoroczne opady deszczy monsunowych się kończą, ale doniesienia z obu krajów są nadal alarmujące. W czasie tegorocznego sezonu monsunowego tylko w Pakistanie zginęło ponad 900 osób, a ponad 4 miliony ludzi musiano ewakuować z terenów zalanych przez wezbrane wody Satledźu, Ćanabu i Rawi. Podobne doniesienia napływają z północnoindyjskich stanów Himaczal Pradeś, Dźammu i Kaszmir, Harjana oraz Pendżab. Tam również śmierć poniosło kilkaset osób, a tysiące straciły dobytek życia.
Kryzys klimatyczny – ogromne straty
Setki osad zmytych ze zboczy przez potoki wody i lawiny błotno-ziemne przestały istnieć. Mieszkańcy w dotkniętych kataklizmem regionach podhimalajskich utracili dach nad głową. Na północno indyjskich nizinach zalanych zostało ponad 160 tysięcy hektarów upraw rolniczych. Ich właściciele, najczęściej drobni rolnicy, stracili zbiory, a tym samym środki do życia. Sytuację ludności wiejskiej na zalanych obszarach pogarsza utrata żywego inwentarza.
Tylko do połowy sierpnia rolnicy stracili kilkaset tysięcy sztuk bydła porwanego przez wezbrane wody. Straty te określane są w Pakistanie na niemal 450 tysięcy dolarów.
Zarówno władze indyjskie, jak i pakistańskie zmagają się z gigantycznym wyzwaniem, jakim jest pomoc ludności dotkniętej tegoroczną powodzią. Zarówno lokalne, jak i międzynarodowe środki przeznaczone na ten cel okazują się niewystarczające. W sierpniu osoby ewakuowane z zalanych terenów otrzymywały od rządu pakistańskiego jedynie 177 dolarów oraz namioty.
Lokalne efekty globalnego ocieplenia
Gwałtowne deszcze monsunowe i wywoływane przez nie powodzie nie są niczym nowym. Czas od czerwca do połowy września w regionie Azji Południowej od zawsze był okresem silnych opadów deszczu. Przynosił upragnioną wodę, której brakowało w pozostałej części roku. Woda z deszczy monsunowych zasilała pola uprawne, umożliwiała rozwój rolnictwa i ogrodnictwa. Budowane przez lata systemy nawadniające pozwalały rozprowadzać wodę po indyjskich i pakistańskich nizinach.
Od kilku lat skala zniszczeń i ludzkich tragedii wywoływanych przez wodę systematycznie rośnie. Badacze z organizacji World Weather Attribution, zajmujący się sytuacją klimatyczną regionu Azji Południowej, potwierdzili, że tegoroczne opady monsunowe były o 10–15 procent intensywniejsze niż w poprzednich latach. W efekcie wzrosła także skala powodzi wywoływanych przez ulewne deszcze. Przyczyną tych zjawisk jest przede wszystkim kryzys klimatyczny. Naukowcy wyjaśniają, że cieplejsza atmosfera zatrzymuje więcej wilgoci, co prowadzi do bardziej intensywnych opadów.
Przyśpieszone topnienie himalajskich lodowców to kolejny powód do niepokoju. Od lat siedemdziesiątych XX wieku straciły one około 15 procent swojej masy. Jeżeli ocieplenie klimatu będzie przebiegało w dotychczasowym tempie, to do końca XXI wieku ich objętość może zmniejszyć się nawet o 80 procent. Ich przyśpieszone topnienie sprawia, że latem, gdy nadchodzą monsunowe ulewy, koryta himalajskich rzek wypełniają się wodą spływającą gwałtownie z pokrytych śniegiem i lodem gór.
Cena złej polityki
Czynnikiem sprzyjającym ociepleniu atmosfery jest oczywiście emisja gazów cieplarnianych, za którą w ogromnym stopniu odpowiedzialna jest współczesna cywilizacja. „Wzrost temperatury o każdą dziesiątą część stopnia Celsjusza prowadzi do silniejszych deszczy monsunowych” – podkreśla Mariam Zaharia z Imperial College w Londynie, główna autorka badania WWA. Warto przy tym pamiętać, że:
Pakistan odpowiada za mniej niż jeden procent globalnych rocznych emisji C02. Indie z kolei za 6 do 7 procent. To wielokrotnie mniej niż poziom emisji krajów europejskich czy USA.
Jednocześnie to właśnie ludność Indii i Pakistanu jest narażona w znacznie większym stopniu na skutki zmian klimatu niż na przykład mieszkańcy Europy.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu zbocza himalajskie i podhimalajskie pokryte były lasami. Szata roślinna tych regionów stanowiła swoisty filtr. Część wody była dzięki niej zatrzymywana i w efekcie spływała przez znacznie dłuższy czas – nie tak gwałtownie jak obecnie. Rabunkowa gospodarka leśna w regionach górskich Azji Południowej – Indiach, Pakistanie i Nepalu – sprawiła, iż obecnie tego roślinnego „filtra” zaczyna brakować.
Powodzie zbierają swoje żniwo
Koryta himalajskich i podhimalajskich rzek nie są więc w stanie odprowadzić tak wielkich ilości wody. Rzeki występują z brzegów, zalewając doliny, niszcząc wsie i osady, które budowane były zwykle w pobliżu cieków wodnych. W Pakistanie ponad połowa miast i ośrodków zurbanizowanych powstała na terenach uznanych za narażone na powodzie. Z kolei wsiom i osadom położonym w rejonie indyjskiego przedgórza Himalajów, na pozbawionych roślinności zboczach górskich, zagrażają w czasie opadów monsunowych lawiny błotno-ziemne.
Podobna sytuacja występuje w Nepalu. Pamiętam podróż w końcówce monsunu przez jedną z himalajskich dolin w tym kraju. Terenowy samochód z trudem przedzierał się przez kamienne lawiniska i zwały ziemi tarasujące przejazd. Co pewien czas z ogołoconych zboczy z hukiem leciały kamienno-błotne lawiny. Gdyby nie umiejętności i upór nepalskiego kierowcy, przejazd nie byłby możliwy. W ostatnich latach niemal wszystkie wysokogórskie drogi w regionie Himalajów narażone są na okresowe blokady z powodu takich właśnie osuwisk.
Przymusowe migracje
Nasilające się skutki nawalnych deszczy monsunowych oraz powodzi sprawiają, iż życie w tych rejonach Indii i Pakistanu staje się coraz trudniejsze. Wszystko to wymusza na ludności dotkniętej skutkami powodzi przymusowe migracje. Najczęściej są to migracje czasowe i wewnętrzne.
W roku 2022 liczba osób migrujących w Pakistanie z powodu klęsk żywiołowych przekroczyła 8 milionów, w Indiach – ponad 2,5 miliona.
Gdy wody opadną, ludzie ci próbują wracać w rodzinne strony, by odbudowywać zniszczone przez kataklizm osady i miasta.
Trzeba jednak pamiętać, że nie wszyscy indyjscy i pakistańscy powodzianie są w stanie wrócić do miejsc, z których wygnał ich kataklizm. Część z nich pozostaje w miastach, zamieszkując rozległe dzielnice slumsów, które są nieodłącznym elementem południowoazjatyckich metropolii. Ludzie ci coraz częściej widzą swą przyszłość jedynie poza granicami ojczystych krajów. Szukają możliwości migracji transgranicznej, wierząc, że pod inną szerokością geograficzną będą w stanie ułożyć sobie życie.
Brak wody i susza
Skutki coraz większych w ostatnich latach kataklizmów powodziowych nie ograniczają się jednak wyłącznie do konieczności ucieczki ludności z zalanych terenów. Po gwałtownym wezbraniu wody równie szybko opadają, a wcześniej zalane tereny zaczynają cierpieć z powodu suszy.
Dynamiczny i szybki przepływ wód powodziowych sprawia, że wysuszona po okresie suchym ziemia nie chłonie wilgoci. Paradoksalnie więc na brak wody cierpią również obszary, które są nawiedzane przez powodzie okresu monsunowego. Przykładem jest choćby wysychający w porze suchej Ganges w Indiach czy Indus w Pakistanie. Kanały nawadniające czerpiące wodę z tych rzek nie zapewniają wówczas polom uprawnym jej wystarczającej ilości.
Migrantów będzie coraz więcej
Na terenach Niziny Hindustańskiej w Indiach czy obszarów Pendżabu i Sindhu w Pakistanie życie ludności wiejskiej, ale także miejskiej staje się więc coraz trudniejsze. Mieszkańcy tych obszarów coraz częściej szukają rozwiązania swojej coraz trudniejszej sytuacji ekonomicznej w migracji. Zarówno wewnętrznej, jak i transgranicznej.
„Ekstremalne zjawiska klimatyczne w 2024 roku doprowadziły do największej liczby nowych przypadków migracji odnotowanych w ciągu roku od 2008 roku” – informowała w swoim raporcie World Meteorological Organization. Zmiany klimatyczne sprawiają, że mieszkańcy obszarów dotkniętych powodziami, suszami i ekstremalnymi temperaturami, coraz częściej szukają ratunku w migracji. I na horyzoncie nie widać rozwiązania.