W 1943 roku, oczekując na egzekucję za zamach na życie Hitlera, niemiecki teolog protestancki Dietrich Bonhoeffer napisał swoją „teorię głupoty”. Twierdził, że głupota nie jest cechą wrodzoną, lecz wynikiem sprawowania władzy społecznej i politycznej. To właśnie władza ma sprawiać, że ludzie stają się zadowoleni z siebie i odporni na dowody sprzeczne z ich przekonaniami.

W ten sposób krzywdy wyrządzają ci, którzy przekonani są, że postępują słusznie – choć w rzeczywistości efekty ich działań okazują się odwrotne.

Głupota polskiej edukacji

W ciągu dwudziestu pięciu lat, które spędziłem w Polsce, nigdzie nie widać tego wyraźniej niż w państwowym systemie edukacji muzycznej. Choć pochłania on setki milionów złotych, większość dzieci nadal ma niewielką wiedzę na temat muzyki i nie ma realnej szansy, by jej bezpośrednio doświadczyć. A decydenci są przekonani, że wszystko jest w najlepszym porządku.

System zawodzi niemal na każdym poziomie. Szkoły rekrutują dzieci w bardzo młodym wieku – długo przed tym, zanim można stwierdzić, czy są zainteresowane muzyką bądź mają do niej talent. Niewielka część uczniów trafia do jednej z około trzystu państwowych szkół muzycznych. Niektórzy z nich osiągają sukcesy. Wiele jednak boryka się z trudnościami wynikającymi ze sztywnego programu nauczania i nieustannych egzaminów.

Większość dzieci uczęszcza jednak do zwykłych szkół, gdzie muzyka jest traktowana jako nieistotny, fakultatywny przedmiot – obecny w planie lekcji może raz lub dwa razy w tygodniu. Tymczasem dzieci rodzą się z instynktowną potrzebą opowiadania historii, poruszania się w rytm muzyki i śpiewania. Zamiast pielęgnować te zdolności, system je odrzuca.

Nawet ci, którzy podążają ścieżką elitarnej edukacji muzycznej, płacą za to cenę. Wielu uczniów wypala się lub traci radość z muzyki. Kreatywność, improwizacja i współpraca postrzegane są jako przeszkoda dla prawdziwej pracy, jaką jest opanowanie techniki.

Nie jest to jednak zaskakujące, ponieważ sami nauczyciele często nigdy nie pracowali poza państwowym systemem muzycznym, który ma obsesję na punkcie wyników egzaminów. Nie musieli zmagać się z koniecznością zarabiania na życie ani dostosowywać swojej sztuki do wymagań społeczeństwa. W efekcie utrwalają przestarzały system i narzucają jego ograniczone metody następnemu pokoleniu.

Większość absolwentów kierunków muzycznych opuszcza uczelnie nieprzygotowana do realiów życia poza nimi. Nie posiada wystarczających umiejętności, by zarabiać na życie, grając na instrumencie. Nie ma też podstawowych umiejętności potrzebnych do nauczania w szkołach.

Cud gospodarczy i strategia edukacyjna

Gdyby system edukacji muzycznej był skuteczny, jego wyniki byłyby oczywiste: wspaniałe orkiestry, prężna branża muzyczna, kultura, w której obywatele angażują się w muzykę jako twórcy i słuchacze. Jednak dziesięciolecia inwestycji dotychczas przyniosły ograniczone rezultaty, ze szkodą dla całego społeczeństwa.

Tymczasem edukacja muzyczna rozwija znacznie więcej niż tylko umiejętności muzyczne. Buduje pewność siebie, kreatywność, zdolność rozwiązywania problemów, dyscyplinę, umiejętność pracy zespołowej oraz łatwość adaptacji. Czyli właśnie te cechy, których wymaga współczesna gospodarka. Odmawianie większości dzieci dostępu do wartościowego obcowania z muzyką ogranicza w dłuższej perspektywie kompetencje przyszłych pracowników, hamuje innowacyjność i osłabia potencjał kraju.

Polski cud gospodarczy, korzyści, jakie przyniósł, są niezaprzeczalne. Jednak rozpęd, jaki dał, to nie samo co długofalowa strategia. Cuda są nieprzewidywalne, podczas gdy trwały dobrobyt wymaga przemyślanego planowania i zdolności adaptacyjnych.

Najnowsze raporty ING/EEC i Banku Światowego kreślą dla Polski sprzeczne scenariusze rozwoju. Jeden przewiduje dalszy wzrost, drugi ostrzega, że kraj zbliża się do granic wydajności swojego dotychczasowego modelu gospodarczego. Oba zgadzają się jednak co do jednego: w szybko zmieniającym się świecie przetrwanie zależy od zdolności adaptacyjnych, kreatywności i umiejętności pracy zespołowej. Tych zdolności nie nabywa się przypadkiem – trzeba je pielęgnować. Kluczową rolę odgrywa tu edukacja, w tym edukacja muzyczna.

Muzyka i demokracja

Stawka społeczna i demokratyczna jest równie wysoka. Muzyka to język wspólnoty – uczy słuchania, empatii, negocjacji i współpracy. A właśnie te cechy są fundamentem dobrze działającej demokracji. W kraju, w którym instytucje demokratyczne są wciąż młode, są one nieocenione. Należy się ich nauczyć.

Wykluczanie większości dzieci z wartościowego zaangażowania w muzykę, przy jednoczesnym izolowaniu wybranych nielicznych w elitarnych szkołach, podważa spójność społeczną i osłabia ducha demokracji.

Społeczeństwo, które odmawia swoim obywatelom możliwości tworzenia i dzielenia się muzyką, ryzykuje wychowanie osób mniej przygotowanych do współpracy, innowacji lub pełnego uczestnictwa w życiu obywatelskim.

Dwadzieścia cztery lata temu udzieliłem wywiadu dla magazynu „Ruch Muzyczny” na temat konsekwencji braku integracji systemu szkolnego. Dla nowo przybyłego obcokrajowca symptomy były już wtedy oczywiste: przeciążone dzieci w elitarnych szkołach, zaniedbana większość i słaby zwrot z inwestycji publicznych. Od tamtej pory niewiele się zmieniło.

Jako prezes Fundacji „Nowa Orkiestra Kameralna” toczyłem niewdzięczną walkę, próbując przekonać kolejnych ministrów, że edukacja muzyczna ma znaczenie. Broniłem dzieci domagających się szerszego programu nauczania, pisałem musicale dla szkół, przekonywałem przedsiębiorstwa do wspierania naszych projektów edukacyjnych. Co najważniejsze, sami muzycy zgadzają się, że system musi ulec zmianie.

Czasu jest coraz mniej

Co należałoby więc zrobić, by naprawić system edukacji muzycznej w Polsce? Muzycy potrzebują kształcenia, które przygotuje ich zarówno do pracy w szkole, jak i w sali koncertowej. Ministerstwo Edukacji powinno w znaczący sposób włączyć muzykę do programu nauczania we wszystkich szkołach.

Ministerstwo Kultury z kolei musi złagodzić swoje restrykcje dotyczące edukacji muzycznej.

Większość państwowych szkół muzycznych powinno się zamknąć, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć pozostałym instytucjom na doskonalenie jakości nauczania i zatrudnianie najlepszych nauczycieli.

Uwolnione zasoby – finansowe i kadrowe – mogłyby wesprzeć nauczanie gry na instrumentach w zwykłych szkołach. Dzięki temu wszystkie dzieci, a nie tylko uprzywilejowana mniejszość, miałyby szansę wspólnie tworzyć muzykę i czerpać z niej inspirację.

Gotowość pomocy zaoferowała London Symphony Orchestra, posiadająca doskonały program edukacyjny. Z kolei European Association for Music in Schools jest gotowe opracować program szkolenia nauczycieli, który mógłby zostać szybko i tanio wdrożony w całej Polsce.

Jednak biurokracja działa boleśnie powoli. Rozpoczęte w lutym dyskusje na temat programu na przyszły rok zapowiadały się obiecująco. Do tej pory jednak niewiele posunęły się do przodu. Musimy więc działać. „My” – czyli rodzice, dziadkowie, nauczyciele, muzycy, politycy. Instytucje muszą uświadomić sobie potrzebę zaprogramowanego, zintegrowanego i praktycznego nauczania muzyki.

Czas na uprzejme dyskusje już minął. Narzędzia są dostępne, sojusznicy gotowi do działania, a dzieci w Polsce nie mogą dłużej czekać. Każdego dnia, kiedy obecny system trwa, marnuje się talenty, tłumi kreatywność i osłabia demokratyczny potencjał społeczeństwa. Zmiana nie nastąpi sama z siebie. Wymaga odwagi, wytrwałości i gotowości do konfrontacji z samozadowoleniem, gdziekolwiek się ono kryje. Jeśli nie podejmiemy działań teraz, zmarnujemy zarówno potencjał polskich dzieci, jak i przyszłość narodu.