
Na uchwyconym (ponoć przypadkiem) nagraniu z wrześniowego szczytu w Pekinie dwaj siedemdziesięciodwulatkowie, Xi Jinping i Władimir Putin, dyskutują o nieśmiertelności i odmładzaniu za pomocą przeszczepów. Przedłużenie witalności leży wszak w jak najżywotniejszym ich interesie oraz interesie ich popleczników. To właśnie na tej jednostkowej władzy opierają się w końcu dwa siejące największy światowy niepokój niedemokratyczne mocarstwa. Ich trwałość i stabilność są wprost zależne od kondycji jednego człowieka.
Jak w „Tyranach” przekonuje Marcel Dirsus, ta nadmierna troska o zdrowie, przesadna dbałość o bezpieczeństwo i obsesja na punkcie długowieczności są w istocie, z punktu widzenia dyktatorów, uzasadnione. Jak przytacza, w przypadku jednoosobowych dyktatur po utracie władzy „69% tyranów trafia do więzienia, musi opuścić kraj albo traci życie”. To proporcje odwrotne do sytuacji, w której władzę traci osoba piastująca urząd w porządku demokratycznym (tylko 23 procent „kończy na wygnaniu, w więzieniu lub w grobie”). Od 1875 roku doszło „do 298 prób zgładzenia przywódców państw […], jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko dyktatorów, w latach 1946–2010 zgładzono 33 autokratycznych przywódców – przy 103 nieudanych próbach”. W bycie dyktatorem wpisany jest zatem strach przed nieuchronnym upadkiem i widmo klęski, w której na jaw wychodzą zbrodnie i w której dyktatorzy konfrontują się z odpowiedzialnością za wcześniejsze decyzje.
Niestety, obserwacje te, których źródłem są w przeważającej większości badania i analizy innych autorów, należą do nielicznych momentów, gdy rozważana Dirsusa naprawdę zyskują głębię.
Generalizacja, która wyszła umiarkowanie
Nie jest to książka, która zaskakuje czy próbuje przekraczać granice pojęcia. „Tyran” to władca absolutny, nad którym wciąż krąży widmo upadku, ale nie ma reguły, z jakiej strony nadejdzie. To największa słabość Dirsusa. Autor bardzo ambitnie, choć nieudolnie i bez większych rozważań nad kryteriami, próbuje uporządkować właściwości tyranii oraz reżimów autorytarnych (a może totalitarnych? Nie ma tu miejsca na takie niuanse), ich głównych cech i trajektorii. Niestety, kompletnie rozbija się o anegdotyczność i przypadkowość.
Na każdą regułę przypada wyjątek, a nawet wiele wyjątków, a może ostatecznie trudno właściwie mówić o regule. Tyran może stracić władzę w przewrocie, zginąć w zamachu albo przetrwać sam, ale mogą mu też w tym pomóc siły zewnętrzne. Tyran wyłania się w wyniku rewolucji, wyborów demokratycznych, zamachu stanu, a może pojawić się także z nadania poprzednika. Ruch opozycyjny może zwyciężyć albo przegrać. To, zdaje się, wiadomo dość dobrze od początków historiografii. Wiela szkoda, że Dirsus nie proponuje nic ponadto. Autor miesza epoki, regiony i realia historyczne, ale próba generalizacji pojęcia tyrana w jego wydaniu zupełnie nie przekonuje. Czasem bierze pod uwagę okoliczności międzynarodowe, innym razem zupełnie je ignoruje – również bez jasnych kryteriów, poza wygodą w imię argumentacji.
Najsilniejszą wartością tej książki są dane liczbowe i badania, które autor bardzo skrupulatnie odnotowuje. Dowiemy się zatem, że zamachy stanu są umiarkowanie skuteczną metodą drogi ustroju demokratycznego (14 procent powodzenia w czasie zimnej wojny i 40 procent w kolejnych dwudziestu pięciu latach), choć wciąż efektywniejszą niż odgórne operacje zagranicznych sił demokratycznych (tylko 11 procent zmian reżimu przeprowadzonych przez Stany Zjednoczone doprowadziło do ustanowienia demokratycznych porządków). Jednocześnie, za Ericą Chenoweth i Marią Stephan, Dirsus podaje, że ponoć aż 57 procent protestów obywatelskich kończy się sukcesem (w rozumieniu: wprowadzeniem demokratycznego ustroju). Jest więc w tych statystykach trochę nadziei – w tym sensie, że każdy ustrój autokratyczny i totalitarny kiedyś się kończy. I każdy tyran kiedyś, nieuchronnie, musi zejść ze sceny.
Czy da się dziś obalić tyrana
„Tyrani” to tym bardziej przegapiona okazja na naprawdę wnikliwą analizę tego, czym tyranie (lub reżimy autorytarne) są obecnie. 70 procent globalnej populacji żyje dziś w dyktaturach. W zależności od przyjętych kryteriów, liczba państw uznawanych za dyktatury waha się pomiędzy trzydzieści a pięćdziesiąt dwa. Choć w szczegółach mogą się różnić, większość raportów jednoznacznie wskazuje na wzrost trendów niedemokratycznych na całym świecie.
Kiedy czytałam Dirsusa, wpadła mi w ręce inna książka – „Handbook of Tyranny” Theo Deutingera. To atlas, który próbuje ująć dzisiejsze tyranie – bardzo szeroko pojmowane – graficznie. Znajdziemy w nim schematyczne plany obozów dla uchodźców na całym świecie, kształty cel więziennych, szczegółowe ilustracje murów granicznych (ten z granicy polsko-białoruskiej też został uwzględniony) i różnych rodzajów armatek wodnych wykorzystywanych przeciwko protestującym. To podejście przekracza granice i podważa klasyczne rozumienie tyranii jako jednowładztwa i każe zastanowić się nad naszą codziennością, nawet w państwach demokratycznych (osobny rozdział porównuje nawet różne modele nieprzyjaznych ławek parkowych). Chociaż nie oczekiwałam od Dirsusa aż takiej radykalności, wielka szkoda, że nie spróbował chociaż trochę wyjść poza jednostkowe skupienie wyłącznie na osobach tyranów i ukazać też z nieco większym niuansem systemy, na których budują swoją władzę.
Nic nowego
Książek z gatunku „zrozumieć tyrana” jest na rynku sporo. Oferują pełen przekrój wiedzy – od konkretnych biografii dawnych władców aż do wnikliwych analiz głównych trendów przejmowania władzy w ramach rygorystycznie zdefiniowanych założeń metodologicznych. Dirsus gromadzi i przedstawia bardzo pobieżny przegląd tych badań, ale sam nie ma do zaproponowania nic nowego ani świeżego. Trudno nie odnieść wrażenia, że to stracona okazja, bo wciąż jest wiele nieutartych szlaków, które można obrać podczas przyglądania się systemom władzy. W tym również takie, które mogłyby pomóc zorientować się nam w dzisiejszym świecie i przynieść chociaż trochę nowego spojrzenia.
Dziś powodzenie obywatelskich protestów od dawna ani nie jest już takie oczywiste, ani nie zawsze przynosi pozytywne skutki – wątki geopolityczne są równie ważne co okoliczności wewnętrzne. Zabrakło u Dirsusa tej perspektywy i większego wyczucia okoliczności, w których napisał tę książkę. Widać tu ambicję, ale brakuje pogłębienia – nie wystarczyło odwagi do krytycznego zmierzenia się z tematem.
To lektura poprawna, ale zachowawcza i bezpieczna – taka, która chciałaby wyjaśniać, a jedynie streszcza. Ostatecznie, niestety, pozostawia z poczuciem niedosytu i wrażeniem zmarnowanego potencjału. O takich książkach mówi się zazwyczaj, że będą świetnym wprowadzeniem do tematu albo że mogą zachęcić czytelników do dalszych poszukiwań. Wydaje się, że to ten przypadek.
Książka:
Marcel Dirsus, „Tyrani. Tryumf, władza, upadek”, tłum. Michał Lipa, Wydawnictwo Port, Warszawa 2025.
