Holandia od wielu dekad uważana jest za stolicę europejskiego liberalizmu. Kraj, w którym spełniła się przepowiednia Fukuyamy o „końcu historii” i który rozwiązał większość problemów społecznych.
Jako pierwsza w Europie zalegalizowała pracę seksualną w 2000 roku, a rok później jako pierwsza na świecie zalegalizowała małżeństwa jednopłciowe. Co więcej, na europejskim kontynencie jest to kraj z największą liczbą osób mówiących biegle po angielsku jako w drugim języku. Będąc jednym z najbardziej różnorodnych demograficznie krajów w Europie, Holandia zyskała sławę międzynarodowej bańki, gdzie przyjeżdżają ludzie z całego świata – do pracy czy na studia. Wreszcie, od ponad pół wieku kraj ten uchodzi za ostoję zachodniej demokracji: to tu znajdują się Międzynarodowy Trybunał Karny i Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości.
Dlatego, gdy dokładnie dwa lata temu w holenderskich wyborach wygrała skrajnie prawicowa Partia Wolności (PVV), świat był zdumiony. Jednak reakcja wielu Holendrów była zupełnie inna – ludzie przestali udawać i pokazali prawdziwą twarz.
Przez ostatnie dwie dekady wyobrażenie, które stwarzała na swój temat Holandia, pozwalało jej unikać palących tematów XXI wieku, takich jak rasizm, islamofobia czy pozostałości kolonializmu.
Kraj konsekwentnie skręcał coraz bardziej w prawo. Aż w końcu doszło do tego, że powszechne wyobrażenie Holandii nie pokrywa się z rzeczywistością.
Jak do tego doszło? I jakie wyzwania stoją przed Holandią w czasach globalnego kryzysu i politycznej niestabilności?
Biała niewinność
Odpowiedzi szukać można u wybitnej holenderskiej akademiczki Glorii Wekker. Urodzona w Surinamie – byłej holenderskiej kolonii, która uzyskała niepodległość dopiero w 1975 roku – jako roczne dziecko wyemigrowała z rodziną do Holandii. W 2016 roku badaczka wstrząsnęła holenderskim społeczeństwem akademickim (i nie tylko), publikując książkę „Biała niewinność” [„White Innocence”]. W zbiorze pięciu esejów,
Wekker oskarża Holandię o nierozliczenie się ze swojej kolonialnej przeszłości w Indonezji, Surinamie i Antylach Holenderskich. A także o udawanie, że współcześnie nie ma w niej miejsca na rasizm.
W kraju, w którym okres szczytu imperializmu i kolonialnej władzy w podręcznikach wciąż określa się jako „złoty wiek”, akademiczka stawia Holendrom wyzwanie: aby zmierzyli się ze zbrodniami popełnionymi w przeszłości.
Trzy paradoksy
We wprowadzeniu do książki Wekker wylicza trzy główne paradoksy, które dostrzega w Holandii. Uważa, że są one symptomami holenderskiego przekonania o własnej wyjątkowości – jako małego kraju, który może zaoferować coś specjalnego reszcie świata.
Pierwszym takim paradoksem jest brak identyfikacji z imigrantami, pomimo faktu, że przynajmniej jeden na sześciu Holendrów ma wśród przodków imigranta. Badaczka podkreśla, że definicja imigranta w holenderskim przeświadczeniu zakłada inny kolor skóry. Co więcej, społeczeństwo holenderskie jest bardzo hermetyczne. Na przykład, aby uzyskać holenderskie obywatelstwo, trzeba zdać tak zwany „egzamin z integracji”, wykazujący znajomość języka i kultury. Jak ostrzegają de Leeuw i van Wichelen, obecny egzamin zakłada „kulturową lojalność” wobec Holandii, nie zostawiając miejsca na kulturowo-religijną różnorodność.
Drugim paradoksem jest przyjęcie przez Holandię roli historycznej ofiary, pomimo że przez wiele wieków była imperialistycznym ciemiężycielem. Kraj skupia się na doświadczeniu drugiej wojny światowej i Holokaustu, kiedy znajdował się pod niemiecką okupacją.
Pomija jednocześnie fakt, że dokładnie w tym samym okresie trwały krwawe walki w Indonezji o niepodległość spod holenderskiej władzy.
Co ciekawe, w Holandii, podobnie jak w Polsce, próby rozmów o przypadkach holenderskiej kolaboracji z Niemcami przeciwko Żydom spotykają się z ogromną krytyką i uciszaniem. Jest to znamienne, biorąc pod uwagę, iż z Holandii deportowano 75 procent żydowskiej populacji – nieproporcjonalnie dużo w porównaniu z innymi zachodnimi krajami. Holendrzy mieli swój udział w tej zaskakująco wysokiej liczbie: na przykład, wśród holenderskiej policji istniały jednostki o nazwie „Łowcy Żydów” [nl. Jodenjagers], których zadaniem było „dopaść” jak najwięcej osób pochodzenia żydowskiego.
Trzecim i ostatnim paradoksem wymienionym przez Wekker jest historyczna wszechobecność imperialistycznej Holandii na świecie, a zarazem brak tego tematu w programie nauczania. Brakuje też pomników, literatury czy debat na temat holenderskiej kolonizacji. Wekker wspomina, że jej uczniowie często są zszokowani, słysząc po raz pierwszy o roli Holandii między innymi w handlu niewolnikami.
Homonacjonalizm, czyli biali homoseksualiści głosujący na skrajną prawicę
Wekker uważa, iż unikanie debat na temat holenderskiego kolonializmu i rasizmu ma realne konsekwencje. Jedną z nich jest fakt, że coraz więcej białych homoseksualistów głosuje na skrajną prawicę. Zjawisko to Wekker nazywa „homonacjonalizmem”. Termin ten, ukuty przez amerykańską badaczkę Jasbir K. Puar, oznacza fenomen, gdy państwo bądź polityk selektywnie akceptuje społeczność LGBT, aby promować nacjonalistyczne i ksenofobiczne poglądy. Za przykłady takiej retoryki często podaje się Stany Zjednoczone i Izrael. W przypadku Holandii, jest to narracja antyimigracyjna i islamofobiczna: Geert Wilders, lider skrajnej prawicy, powtarza, że Holandia nie może przyjmować uchodźców z Bliskiego Wschodu, ponieważ nigdy nie będą oni w stanie przyjąć tolerancyjnych wartościami kraju.
W holenderskiej narracji prawicowej ktoś taki jak muzułmański homoseksualista nie ma prawa istnieć.
Innym przykładem jest coroczna dyskusja odbywająca się w okresie świąt Bożego Narodzenia. Wtedy to rozpoczynają się parady, których bohaterami są Święty Mikołaj i… Czarny Piotruś [nl. Zwarte Piet], czyli czarnoskóry pomocnik Mikołaja, pochodzący z Hiszpanii lub Turcji. Aby przebrać się za Czarnego Piotrusia, maluje się twarz na czarno. Praktykę tę określa się dziś pejoratywnie jako blackface. Mimo że czarnoskórzy aktywiści, w tym sama Gloria Wekker, uważają ją za rasistowską, wielu wciąż broni jej jako ważnej części holenderskiej kultury. Co więcej, w 2024 roku, czyli rok po pierwszej wygranej PVV, IPSOS zarejestrował wzrost poparcia dla Czarnego Piotrusia, podczas gdy przez poprzednie lata spadało. Obecnie, zamiast czarnej farby, niektórzy brudzą swoją twarz sadzą, uzasadniając to tym, że Czarny Piotrek spadł na ziemię przez komin.
Młodzi walczą o zmiany
W ostatnich wyborach skrajnie prawicowa partia PVV i liberalna D66 zdobyły po 27 miejsc. Ta druga ma o wiele większą szansę na stworzenie koalicji. Przed Robem Jettenem, liderem D66 i potencjalnym premierem, stoją poważne wyzwania: przede wszystkim kryzys mieszkaniowy, lecz także imigracja i polaryzacja społeczeństwa. Ta ostatnia jest szczególnie widoczna wśród młodych: w 2023 roku większość osób do 35. roku życia głosowała albo na prawicową partię PVV, albo na lewicujące GL/PvdA i D66 – kosztem politycznego centrum, jak VVD czy NSC.
Jednocześnie nowe pokolenie młodych Holendrów, a także zagraniczni studenci, których jest ponad sto tysięcy, domagają się debaty nad holenderską przeszłością. Być może jest to jeden z powodów, dla których Holandia stała się jednym z czołowych miejsc studenckich propalestyńskich protestów na kontynencie europejskim – obarczeni poczuciem winy przez swoich przodków, młodzi czują potrzebę zgłoszenia sprzeciwu wobec neokolonialnych zapędów Izraela.
To młodzi uczą starsze pokolenie historii holenderskiego kolonializmu – tematu szczególnie popularnego w społeczności uniwersyteckiej.
Podczas gdy w średniowieczu Holandia wsławiła się swoją pozycją geopolityczną jako pośrednik w handlu, dziś kraj ten ma potencjał stać się międzynarodowym ośrodkiem dyskusji na temat dekolonizacji i politycznej intersekcjonalności.