Szanowni Państwo!

Ostatni tydzień zakończył się szokującymi newsami na temat planów zakończenia wojny w Ukrainie, jakie stworzyli przedstawiciele Stanów Zjednoczonych i Rosji – bez Ukrainy. W odpowiedzi na 28-punktowy, nieakceptowalny z punktu widzenia Ukrainy, ale i całej Europy plan, wynegocjowany przez Steve’a Witkoffa i Kiriłła Dmitriewa w weekend w Genewie, europejscy liderzy opracowali swoją odpowiedź. Z udziałem Ukrainy.

Plan rosyjsko-amerykański porównywano do listy życzeń Kremla, co zresztą pośrednio przyznał Marco Rubio, amerykański sekretarz stanu, mówiąc, że propozycje te były zaproponowane przez Rosjan. Zgodnie z nim Ukraina miała między innymi oddać Rosji zajęte i nawet niezajęte tereny na Donbasie, ograniczyć liczebność armii w czasie pokoju do 600 tysięcy żołnierzy czy zrezygnować z aspiracji do członkostwa w NATO. 

Plan amerykańsko-europejski z udziałem Ukrainy nie przesądza o przyszłości terenów okupowanych, przynależność Ukrainy do NATO uzależnia od decyzji członków sojuszu, a nie negocjacji z Rosją, a ukraińska armia w czasie pokoju ma liczyć 800 tysięcy żołnierzy. 

W porównaniu do wersji rosyjsko-amerykańskiej zapisy o gwarancjach dla Ukrainy brzmią mniej groteskowo – nie zależą od dobrej woli Rosji. 

Bo wiarę w nią wyraża już chyba tylko Donald Trump.

Czyim sojusznikiem jest Trump?

Nie wiadomo jeszcze, oczywiście, czy weekendowe ustalenia będą miały jakiekolwiek konsekwencje dla wojny. Putin ani nie przestrzega zawieranych porozumień, ani nie zdradza woli do zawarcia kolejnego, który nie byłby kapitulacją Ukrainy. W reakcji na odrzucenie przez Europę planu Trumpa i Putina w nocy z wtorku na środę miało dojść do kolejnych zmasowanych nalotów na Kijów. 

Dla Europy ważne jest jednak to, co robi Donald Trump. Z powodu kolejnych zwrotów w relacjach z Putinem trudno rozszyfrować jego intencje. 

To, na co się zgodził jego wysłannik Witkoff, jest czerwoną flagą alarmującą o tym, że Trumpa można sobie wyobrazić jako sojusznika Putina. 

Trumpizm 2.0 nie stanowi kontynuacji Ameryki stojącej na straży demokracji. Kieruje się w stronę autokracji i takich sojuszników szuka. Demokratyczno-liberalna Europa od dawna nie jest tym, za co Ameryka Trumpa chciałaby walczyć. 

Dlatego Europa powinna mieć alternatywę, jeśli chodzi o obronność. Inaczej mówiąc – nie może być zdana na niestabilnego i transakcyjnego Trumpa lub jakichkolwiek jego następców. Czas wartości humanitarnych jest pod jego rządami anachronizmem. Pokój, który tak obiecuje, zdaje jest mu potrzebny do wygodnego prowadzenia interesów. A nie do tego, żeby powstrzymać wrogi nam reżim. 

NATO musi być bardziej europejskie 

Dlatego od dawna mówi się o konieczności wzmocnienia naszego potencjału zbrojnego i wojskowego, a od jakiegoś czasu rzeczywiście słowa przekładają się na pieniądze oraz rzeczywistość. W krajach nadbałtyckich z powodu obaw przed Rosją istnieje obowiązek służby wojskowej, o czym pisaliśmy tu.

Dyskusja na ten temat trwa w Polsce, chociaż unikają jej najważniejsi politycy, obawiając się tego, że byłaby to decyzja niepopularna.

Niemiecki dziennikarz Artur Wiegandt apeluje w „Kulturze Liberalnej” o więcej – o wspólny europejski obowiązek służby wojskowej. „Byłby sygnałem, że wszyscy traktujemy zagrożenie poważnie. Że jesteśmy gotowi na poświęcenia i że rozumiemy Europę nie tylko jako przestrzeń ekonomiczną, ale jako wspólnotę losu” – argumentuje.

Ukraina nie zamierza się poddać 

Ukraina, chociaż oczywiście potrzebuje zbrojnej i wywiadowczej pomocy Ameryki, produkuje na masową skalę własną broń. W tym tę, która jest symbolem tej wojny – drony. 

W walkę o żywotne interesy angażuje się społeczeństwo. „Cały naród buduje swoje drony” – pisze w nowym numerze „Kultury Liberalnej” Jakub Bodziony w reportażu z Ukrainy. Opisuje domową produkcję w garażach i na drukarkach 3D. Ale to tylko wycinek tego, jak Ukraińcy walczą o przeżycie, podczas gdy za ich zachodnią granicą Rosja świętuje zwycięstwa w wojnie dezinformacyjnej. Według analiz Res Futura, 42 procent użytkowników mediów społecznościowych za winną sabotażu na torach kolejowych w Polsce uznaje Ukrainę.

„W Ukrainie trwa właśnie największy oddolny program zbrojeniowy w Europie po drugiej wojnie światowej. W garażach, halach, na drukarkach 3D, wszędzie produkuje się drony” – pisze Bodziony. „Ukraina ma zbyt mało ludzi i nie chce tracić zwłaszcza tych najmłodszych, którzy będą stanowić tkankę powojennego państwa. Rosja traci ich w tempie, którego nie da się utrzymać bez konsekwencji politycznych”. Dlatego drony są nowym narzędziem wojennym, które walczy za naszą wschodnią granicą. 

Bodziony oglądał produkcję ukraińskich dronów, był przy tym, jak leciały na front. Opisuje, jak w produkcję angażuje się społeczeństwo, które wie, o co i przeciw komu walczy.

Zapraszam do czytania jego reportażu z Ukrainy. A także pozostałych tekstów z nowego numeru.

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin,

zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”