– Chciałem państwa uspokoić, nie jest tak, że UE nam cokolwiek może w tej kwestii narzucić – powiedział premier Donald Tusk przed posiedzeniem Rady Ministrów. Mówił o wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie małżeństw jednopłciowych zawartych przez Polaków w innych krajach wspólnoty. Zgodnie z nim Polska musi uznać takie małżeństwa.

Trwają jeszcze prace nad szczegółową interpretacją tej decyzji. Czy dotyczy osób, które zawarły małżeństwo w czasie, gdy mieszkały za granicą? Czy też wystarczy, że pojechały w tym celu do innego państwa? Mimo rodzących się pytań na pewno wiemy jedno: ogólna decyzja jest taka, że rodzina założona jakimś kraju wspólnoty nie przestaje nią być po przekroczeniu granicy innego kraju.

Polacy mają swoje związki

Premier jednak mówiąc o wyroku TSUE pragnie rodaków „uspokoić”. Tłumaczy, że polski parlament pracuje nad przepisami, które będą regulowały związki jednopłciowe. Jak to ujął – zgodnie z wolą Polaków wyrażoną poprzez swoich przedstawicieli czyli większość parlamentarną.

Czy należy przez to rozumieć, że TSUE nie będzie nam nic narzucać, bo my tu mamy swoje prawo?

Jakże znajomo to brzmi! Trybunał Konstytucyjny pod wodzą Julii Przyłębskiej, komentując wyroki TSUE dotyczące polskiej praworządności, używał tej samej argumentacji. Wtedy jego decyzje pod wątpliwość poddał ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Co się stało jednak z Donaldem Tuskiem, że zaczął mówić w tym samym tonie? Dotychczas powtarzał przecież, że PiS łamało praworządność i powoływał się przy tym, jak cała koalicja, właśnie na wyroki TSUE w tej sprawie.

Można zgadywać, że Tusk mówi do prawej strony, która z powodu wyroku TSUE wpadła w amok.

Prawicowi politycy i komentariat powtarzają, że TSUE narzuca nam prawo. I że małżeństwa jednopłciowe niszczą polskie rodziny (jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało).

W tym kontekście można odebrać słowa premiera jako uspokajające. Tyle, że prawica taki argument powtarza zawsze. A Tusk dopiero teraz próbuje ukoić jej lęk.

Może więc były to słowa skierowane do tej części prawicy, która na KO nie głosowała, ale być może to zrobi?

Tylko wtedy powstaje pytanie – co z tymi, którzy do tej pory głosowali na KO?

Czy im można już powiedzieć wszystko, bo i tak zagłosują na KO? Czy po prostu KO myśli że tak jest?

Niewygodny wyrok?

Poglądy wyborców rządzącej koalicji na temat małżeństw jednopłciowych nie są jednolite. Dla tych, którzy raczej głosują na KO nie jest to temat najwyższej wagi. Jest nim dla wyborców Lewicy. Z kolei Donald Tusk od dwóch lat coraz częściej zwraca się nie do nich, ale do wyborców Konfederacji, którzy nie popierają małżeństw jednopłciowych. Czy to oni mieli usłyszeć, że TSUE nie będzie nam nic narzucać?

Problem w tym, że słowa te dotarły też do wyborców KO, Lewicy, Polski 2050 i PSL. A przez wiele wcześniejszych lat słyszeli, że Polska jako część Unii Europejskiej respektuje jej prawo. Że tym Koalicja Obywatelska różni się od PiS-u i w tym ma nad tą anarchizującą partią przewagę.

To, że premierowi akurat mniej pasuje teraz temat, na który wypowiedziało się TSUE nie oznacza, że można relatywizować jego znaczenie dla polskiego orzecznictwa.

Nie można powiedzieć wszystkiego, byle tylko uspokoić prawicę. Ostatecznie tego przecież nie da się zrobić, bo prawica oddycha polaryzacją. A kiedy jest się premierem, który przez dwa lata zrobił zwrot na prawo, trzeba tym bardziej uważać na słowa, które mogą być na wiele sposobów zinterpretowane.

Bo zaraz okaże się, że minister sprawiedliwości Waldemar Żurek tworzy bezsensowne projekty ustaw. Przecież o tym, że Krajowa Rada Sądownictwa jest wadliwie obsadzona wypowiedział się właśnie TSUE. Czyżby próbował nam coś wówczas narzucić i minister bezcelowo próbuje zmienić ustawę o KRS uchwaloną za czasów PiS-u?

Porzuceni wyborcy

Przegrana Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich pokazała, że nie da się być prawicowym i wygrać, jeśli nie jest się prawicą. Ciekawe, co pokażą wybory parlamentarne za dwa lata. Przepychanka z PSL-em w sprawie ustaw dotyczących związków partnerskich i aborcji pokazuje jedynie, że jest ona skłócona. I demaskuje brak spójnej wizji na państwo.

Sondaże partyjne pokazują z kolei dobre wyniki dla KO, ale złe dla koalicjantów. Tymczasem KO samodzielnie nie będzie mogła rządzić. Z kolei Lewica ma lepsze notowania niż PSL. Warto więc odpowiedzieć na pytanie, czy będąc liderem KO warto wciąż dbać o to, co usłyszą wyborcy prawicy, czy też ci, którzy już raz zagłosowali na obecną koalicję rządzącą.