Miałoby to umożliwić załagodzenie głębokich podziałów, jakie proces ten w Izraelu wywołał. On sam, stwierdził premier, wolałby, aby proces trwał nadal aż do uniewinniającego go wyroku, ale jest gotów poświęcić swe interesy dla interesu kraju. Tym bardziej że o zakończenie procesu zwrócił się też niedawno do Herzoga prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, by umożliwić Netanjahu kontynuowanie wraz z Trumpem działań w interesie Izraela i USA, miast tracić czas na odpieranie absurdalnych zarzutów. W załączonym do listu 111-stronicowymn wniosku prawnicy Netanjahu proszą jednak prezydenta o zastosowanie prawa łaski, wiedzą oni bowiem – inaczej, jak się wydaje, niż premier czy prezydent Trump – że w praworządnym państwie prezydent nie ma mocy „zakończenia procesu”.

O co prosi Netanjahu

To tylko pierwsza z osobliwości prośby Netanjahu. Zgodnie z artykułem 11(b) Ustawy zasadniczej o prezydencie, głowa państwa Izraela ma istotnie prawo ułaskawiać, ale tylko „naruszających prawo”. Tymczasem Netanjahu wielokrotnie twierdził, że jest niewinny, i zaprzeczał, gdy pojawiły się doniesienia o możliwym wniosku o ułaskawienie, by był gotów w zamian za nie przyznać się do winy.

Skoro zaś uważa się za niewinnego, to nie widzi też powodu, by wyrazić skruchę za swe uczynki, czy też, by je choć częściowo okupić, wycofać się na przykład z życia publicznego. Słowem Netanjahu zdaje się uważać, że jeśli Herzog go ułaskawi, to wyświadczy przysługę Izraelowi, nie jemu.

Podobnie zdawał się rozumować prezydent Andrzej Duda, ułaskawiając Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego przed zakończeniem postępowań sądowych, by – jak powiedział – „uwolnić system sprawiedliwości od tej sprawy”. Propozycje, by prezydent ułaskawił premiera, bez jego przyznania się do winy, pojawiły się niemal natychmiast po rozpoczęciu jego procesu.

Reuven Rivlin, poprzednik Herzoga, wywodzący się zresztą, podobnie jak Netanjahu, z partii Likud, miał odpowiedzieć sarkastycznie, że w takiej sytuacji „to może państwo powinno prosić o ułaskawienie”, że ośmieliło się oskarżyć premiera. Rivlin był zresztą kategorycznie przeciwny łagodnemu traktowaniu korupcji w życiu publicznym. Odrzucił prośbę o łaskę byłego premiera Ehuda Olmerta, skazanego za czyny mniej obciążające niż te, o które jest oskarżany Netanjahu. Olmert wystosował swą prośbę z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok, a nie z ławy sądowej, jak obecny premier. Odpowiadał zresztą przed sądem już zresztą jako były premier. Zrzekł się swej funkcji przed rozpoczęciem procesu, by sprawą sądową nie obciążać państwa. Wezwał go do tego między innymi ówczesny przywódca opozycji – Benjamin Netanjahu.

Prezydenci Izraela ułaskawiają rzadko

Niemal wyłącznie z przyczyn humanitarnych. Jedynym wyjątkiem była sprawa agentów Szin Betu, którzy w 1984 roku zastrzelili dwóch palestyńskich terrorystów, sprawców krwawej masakry, po tym, jak się poddali, a potem mataczyli w śledztwie. Prezydent Chaim Herzog, ojciec obecnej głowy państwa, ułaskawił ich przed procesem, aby publiczne debatowanie tej zbrodni na sali sądowej nie zaszkodziło bezpieczeństwu państwa. Dziś można raczej przypuszczać, że państwu zaszkodził ten precedens z unikaniem odpowiedzialności – ale sprawcy najpierw się w końcu przyznali, wyrazili skruchę i odeszli ze służby.

„Pański ojciec wyrzuciłby Netanjahu za drzwi”, powiedział obecnemu prezydentowi przywódca opozycyjnej partii Demokraci, generał Jair Golan. Zresztą cała, skądinąd podzielona opozycja, wezwała Herzoga do odrzucenia wniosku, natomiast minister obrony Israel Katz poparł zakończenie „zrodzonego z grzechu” procesu premiera. Za to wiceminister spraw zagranicznych Sharren Haskel, w dość zdumiewającym wystąpieniu stwierdziła, że sprawa ułaskawienia „odwraca tylko uwagę od tego, co naprawdę ważne”, a zresztą „Netanjahu i tak tego nie chce”.

Nawet jeśli Icchak Herzog przyjmie wniosek, to procedura będzie długa. Ułaskawienie musi kontrasygnować minister sprawiedliwości Jair Lewin, który to z pewnością ochoczo wykona, ale sprzeciw może zgłosić prokuratorka generalna Gali Baharav-Miara, zaciekle broniąca izraelskiej praworządności. Rząd intensywnie, choć jak dotąd nieskutecznie, usiłuje ją usunąć ze stanowiska.

Zatrzymać „niewybieralną kastę sędziowską”

Sprawa może się w końcu oprzeć o Sąd Najwyższy, z którym premier od lat toczy wojnę. I w tym jest sedno owej próby uzyskania ułaskawienia: Netanjahu chce pokazać, że pochodząca z wyborów władza wykonawcza stoi ponad prawem, a już na pewno ponad „niewybieralną kastą sędziowską”, która jakoby chce pozbawić obywateli ich demokratycznych praw. To sprawa o fundamentalnym znaczeniu ustrojowym. Podobnie jak Netanjahu, argumentował premier Silvio Berlusconi we Włoszech, tak twierdzą dziś zepchnięty do opozycji PiS w Polsce czy prezydent Trump w USA.

Premier powołał się na list Trumpa do Herzoga, wzywający do jego uniewinnienia; wcześniej amerykański prezydent postawił taki wniosek w swym wystąpieniu przed Knesetem. List taki, tyczący się jakiegokolwiek procesu toczącego się w USA, stanowiłby karygodny zamach na sędziowską niezależność. Wystosowany do prezydenta obcego państwa stanowi dodatkowo zamach na jego suwerenność.

W normalnym świecie nie tylko prezydent i Kneset, ale zwłaszcza sam zainteresowany, winni byli tę interwencję kategorycznie potępić i odrzucić. Wiemy jednak, że konsekwencje urażenia Trumpa mogą być katastrofalne, i brak stanowczej reakcji na jego list można jeszcze zrozumieć. Powołanie się jednak nań to poparcie obcego państwa w zamachu na suwerenność własnego, i powinno całkowicie pogrążyć premiera. Tak jednak się nie stało.

Izrael wasalem Trumpa?

Kropkę nad „i” postawiła ministra środowiska Idit Sliman, ostrzegając, że jeśli Izrael nie zastosuje się do życzeń amerykańskiego prezydenta, ten „może być zmuszony objąć izraelskich sędziów sankcjami i innymi rzeczami”. Także i te słowa nie wzbudziły reakcji, jakby elity izraelskie zaakceptowały już, że ich kraj stał się wasalem Trumpa.

Inaczej było w Brazylii, która skazała byłego prezydenta Jaira Bolsonaro na 27 lat więzienia za próbę zamachu stanu, mimo listu Trumpa z żądaniem zakończenia procesu. Bolsonaro, który zamierzał zbiec, został zresztą w ostatniej chwili zatrzymany. Z kolei komisarz sprawiedliwości Unii Europejskiej Michael McGrath przestrzegł USA przed próbą udzielenia prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi amnestii w ramach 28-punktowego „planu pokojowego” Trumpa, zakładającego kapitulację Ukrainy wobec rosyjskich żądań.

Zaś ostrzeżenie ministry Sliman nie jest gołosłowne: Trump istotnie objął sankcjami prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego po wystosowaniu przezeń listów gończych za Netanjahu i jego byłym ministrem obrony Joawem Galantem, z oskarżenia o zbrodnie wojenne i przeciw ludzkości, jakich mieli się dopuścić w Gazie. Podobnie uczyniła Rosja po nakazie aresztowania Putina za zbrodnie wojenne w Ukrainie.

Jest rzeczą oczywistą, że ewentualne ułaskawienie Netanjahu przez Herzoga w niczym nie przeszkodziłoby kontynuacji postępowania przed MTK. Jeżeli już, to osłabiło by ono pozycję oskarżonych, podważając zaufanie do izraelskiej sprawiedliwości. Głównym zarzutem wobec decyzji Trybunału jest, że została wydana, nie oglądając się na możliwe działania izraelskiej prokuratury w sprawie tych zarzutów. Tymczasem to właśnie procesy członków najwyższych elit władzy, jak premier Olmert, prezydent Mosze Kacav czy Netanjahu właśnie, wyrobiły izraelskiej sprawiedliwości reputację niepodważalnej niezależności.

Czy Herzog pójdzie na układ z Netanjahu?

Istnieje ryzyko, że prezydent Herzog, nie chcąc odrzucić wniosku, by nie pogłębiać krajowych podziałów i nie narazić się Trumpowi, a zarazem nie mogąc zaakceptować bezkarności premiera, pójdzie z Netanjahu na jakiś układ. Na przykład ułaskawienie w zamian za zgodę Netanjahu na niezależną państwową komisję śledczą w sprawie okoliczności ataku Hamasu 7 października.

Komisja taka, podobnie ja ta powołana po katastrofalnej wojnie Jom Kipur pół wieku wcześniej, z całą pewnością wykazałaby odpowiedzialność rządu za brak przygotowania kraju na ten atak, a to bardzo obciążyłoby premiera politycznie. I to na niecały rok przed wyborami, które prawdopodobnie przegra.

Rządowa komisja, którą powołał miast państwowej, jest kpiną: ministrowie winni skandalicznych zaniedbań mają prowadzić dochodzenie we własnej sprawie. A jeśli nie komisja, to może premier zgodzi się wstrzymać dalsze ataki na wymiar sprawiedliwości? Albo wycofa się z planowanej ustawy kagańcowej dla mediów? Albo chociaż zgodzi się na objęcie choćby części ultraortodoksów poborem do wojska? Obecny projekt ustawy w tej sprawie jest zasłoną dymną, której nie chcą zaakceptować nawet posłowie Likudu. Słowem, może za akceptację bezprawia w jednym miejscu da się wytargować trochę mniej bezprawia gdzie indziej.

Stawką jest los Netanjahu i izraelskiej praworządności

Załóżmy, że premier zostałby uniewinniony po przyznaniu się do winy, w ramach ewentualnej ugody z prokuraturą, po wyrażeniu skruchy i wiążącym zobowiązaniu się do opuszczenia życia publicznego. Wtedy również zasadnym byłoby pytanie, czy taka decyzja, podważająca zasadę równości obywateli wobec prawa, da się obronić.

Wówczas jednak istotnie prezydent mógłby twierdzić, że stara się zaleczyć głębokie podziały, jakie proces wywołał – poprzez wykazanie zwolennikom tezy o niewinności premiera, że nie mieli racji, broniąc go. Ułaskawienie na jakichkolwiek innych warunkach dowiodłoby z kolei zwolennikom tezy o słuszności postawienia go przed sądem, że to oni się mylili. Nie dlatego, by ułaskawienie Netanjahu dowiodło by jego niewinności – lecz dlatego, że wykazałoby jego bezkarność.

Istnieją obawy, że Herzog, choć wywodzący się z opozycyjnego wobec Netanjahu obozu politycznego, mógłby na taki układ pójść. Już pięć lat wcześniej usiłował namówić do tego Rivlina. Proces premiera, ciągnący się już od pięciu lat i końca nie widać, istotnie katastrofalnie szkodzi funkcjonowaniu państwa.

Czy prezydent spełni warunki porywacza

Szkody te można ograniczyć na dwa sposoby. Albo premier podaje się, jak Olmert przed nim, do dymisji, i proces trwa dalej już jako proces nie premiera, lecz obywatela Netanjahu. Albo oskarżony Netanjahu, w zamian za zakończenie procesu przyznaje się do winy, wyraża skruchę i znika. Wszelkie inne rozwiązanie zbyt przypomina ustępstwo przed szantażem porywacza, który grozi, że wyrządzi krzywdę uprowadzonemu, jeśli jego żądania nie zostaną spełnione.

W rolę porywacza wcielił się tu Netanjahu, który stwierdza, że jedynym sposobem na powstrzymanie szkód, jakie Izraelowi wyrządza proces spowodowany jego postępowaniem, jest to, żeby go za to postępowanie bezwarunkowo ułaskawić.

A przecież Izrael, jak mało który kraj wie, jakie są konsekwencje ustępowania przed takimi groźbami.