Postawa Władysława Kosiniaka-Kamysza w sprawie projektów ustaw o aborcji czy o związkach partnerskich początkowo mogła się wydawać zrozumiała. Prezes PSL-u nigdy nie deklarował dla nich poparcia – przewodzi ugrupowaniu po liberalno-demokratycznej stronie sceny politycznej, ale dość konserwatywnemu. 

Pogląd na temat tych praw ma więc taki sam, jak PiS czy Konfederacja – jest przeciw ich wprowadzeniu do polskiego prawodawstwa – ale ponieważ współtworzy rząd i większość sejmową, dyskutuje i negocjuje. Albo, jak kto woli – blokuje.

Ta postawa jest niezmienna przez dwa lata trwania rządu i koalicji sejmowej. Jednak PSL straciło w tym czasie poparcie do tego stopnia, że, gdyby wybory odbyły się teraz, nie osiągnęłoby nawet połowy progu wyborczego i nie miałoby szans na wejście do Sejmu. Opublikowany wczoraj sondaż Polskiej Grupy Badawczej pokazał poparcie dla tej partii wysokości 1,71 procent. To porażka.

Związki warte uporu?

Czy więc można nadal mówić, że postępowanie Kosiniaka-Kamysza i PSL-u jest zrozumiałe? 

Trwanie przy blokowaniu legalizacji aborcji i związków partnerskich nie chroni partii przed katastrofalnymi spadkami.

Nie przysparza jej więc też wyborców. Oczywiście wyniki sondaży to co innego niż wyborów, kiedy trzeba naprawdę zdecydować, kto wejdzie do Sejmu. Jednak 1,71 procent to tak mało, że potrzebna byłaby ogromna mobilizacja przy urnach, żeby przekroczyć próg wyborczy.

Może więc warto zająć się czymś innym niż dotychczas, żeby zwiększyć poparcie dla siebie? 

Czas na zmianę repertuaru

Po prawej stronie, czyli tam, gdzie światopogląd na niektóre sprawy jest podobny jak w PSL-u, trwa właśnie przemeblowanie. Monolityczne dotychczas PiS przeżywa kryzys z powodu słabnącego przywództwa i konfliktów wewnętrznych na niespotykaną dotychczas skalę. 

Słabnięciu, także sondażowemu, PiS-u towarzyszy wzrost pozycji partii Grzegorza Brauna. Według sondażu Polskiej Grupy Badawczej jest na trzecim miejscu, zaraz po PiS-ie i przed Konfederacją. 

Różne odsłony prawicy i konserwatystów rozpychają się więc na nowo. 

A PSL śpiewa wciąż tę samą piosenkę. Której nikt już nie słucha. 

Bo aborcja i związki partnerskie przestały być dla opinii publicznej rozgrzewającym tematem. 

Polska polityka lęku

Z drugiej strony, przed Polską stoją potężne wyzwania związane z bezpieczeństwem. 

Bez względu na to, czy to jest PiS, Koalicja Obywatelska, prezydent Nawrocki czy ktokolwiek, oprócz Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna, żadna z ważniejszych polskich partii nie jest w rzeczywistości prorosyjska. Nawet o Koronie Polskiej trudno powiedzieć, na ile taka jest – jej lider rzeczywiście wygłasza wypowiedzi, z których Putin niewątpliwie by się ucieszył, jednak trudno powiedzieć, że dla jej wyborców bezpieczeństwo Polski nie jest istotne. 

Wydaje się, że jest ono istotne dla wszystkich, tylko, jak to już nieraz bywało w naszej historii, jego gwarancję widzimy w różnych sojuszach. Obecnie najważniejszy podział dotyczy tego, czy powinniśmy opierać się na Stanach Zjednoczonych, czy też na nich oraz równie mocno na Unii Europejskiej.

O tym wpływającym na polską politykę lęku przed utratą suwerenności pisze Jarosław Kuisz w książce „Strach o suwerenność. Nowa polska polityka”.

Mocny działaniem, nie blokowaniem? Warto spróbować

W tej sytuacji naprawdę można zaproponować wyborcom coś lepszego niż niesłabnący upór przy blokowaniu rozwiązań dla osób LGBT czy aborcji. Zwłaszcza że wszyscy przecież wiedzą, że ta blokada to tylko wymachiwanie sztandarem, za którym nikt nie idzie. Polki wykonują aborcję i nie przestaną z powodu niezgody na to Kosiniaka-Kamysza. A osoby tworzące związki jednopłciowe mogą wziąć ślub za granicą i Polska musi to uznać – tak orzekł TSUE.

Potrzebujemy natomiast silnej armii, sojuszy, dobrze zorganizowanej obrony cywilnej, przeszkolenia ludności na wypadek ataku. To wszystko leży w gestii szefa Ministerstwa Obrony Narodowej, którym jest Kosiniak-Kamysz. 

Co więcej, MON organizuje różnego rodzaju szkolenia zarówno dla rezerwy, jak i cywili – o czym ostatnio pisała Weronika Grzebalska. To na tym mógłby budować swoją siłę prezes PSL-u. Mógłby pokazać, ile potrafi zbudować, a jak skutecznie umie blokować. 

Biorąc pod uwagę wspomniane sondaże, jest to jakiś pomysł. Już niewiele gorzej przecież może być, warto próbować. 

Kontrskuteczna atencyjność 

Tym bardziej że konserwatywny nurt po liberalno-demokratycznej stronie został niedawno na nowo obsadzony przez Koalicję Obywatelską. Partia, która wcześniej odbierała wyborców lewicy, proponując im rozwiązania uważane wciąż w Polsce za progresywne (czyli właśnie dotyczące aborcji i związków partnerskich), teraz wycofuje się na dawne zachowawcze pozycje. Sprzeciwy konserwatywnego PSL-u tym bardziej więc robią się niepotrzebne.

W dodatku, kiedy trwa osłabiający polską dyplomację konflikt między rządem a prezydentem, szef MON-u, który wydaje się z tym ostatnim być najmniej skłócony, mógłby wyróżniać się działaniem na rzecz bezpieczeństwa. 

Ale on nie może powstrzymać się, by znowu nie zwrócić na siebie uwagi projektami rozwiązań dotyczących praw obywatelskich.