Władimir Putin wchodzi na scenę spóźniony. I chrząka. Jak zwykle. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego specjaliści od wizerunku, te sztaby lekarzy i terapeutów, które się wokół niego kręcą, nie zrobią z tym porządku. Skoro napchali w niego pięć kilogramów botoksu, nie mogli oduczyć go nawykowego chrząkania? Co gorsza, jak się okazało, maraton chrząkania zapowiadał maraton dwudziestej drugiej „bezpośredniej linii Putina”, której oficjalna nazwa brzmi „Podsumowanie roku z Władimirem Putinem”.

19 grudnia padł nowy rekord

Władimir Putin odpowiadał na pytania „zwykłych” Rosjan oraz dziennikarzy rosyjskich i zagranicznych przez cztery godziny, trzydzieści siedem minut. Oczywiście nie zadawali ich ani zwykli dziennikarze, ani tym bardziej zwykli Rosjanie, tylko starannie wyselekcjonowani ludzie. Nie pokazywali bolączek obywateli, a swoimi skargami, zażaleniami i zagubieniem w świecie jedynie wystawiali prezydentowi piłkę, by ten oddał celny strzał, czyli przekazał własną agendę. 

Czy było w tym miejsce na prawdziwe zmartwienia Rosjan? Troszkę tak. Wewnątrz organów siłowych, zwłaszcza wewnątrz Federalnej Służby Ochrony, odpowiedzialnej za ochronę najważniejszych osób w państwie, podobno funkcjonuje departament, który przeprowadza „prawdziwe” badania opinii publicznej. 

Ja tam nie wierzę, by Rosjanie jakiemukolwiek ankieterowi powiedzieli, co naprawdę myślą, mam też spore wątpliwości, czy bliskie Putinowi służby mają odwagę przekazywać mu prawdziwe informacje. Być może jednak coś z odmętów zbiorowego rosyjskiego psyche czasów wojny dałoby się z tej konferencji wyciągnąć.

Nie trzeba się martwić i wszystko jest pod kontrolą 

Bo też nie trzeba być geniuszem i rządzić dwadzieścia pięć lat, by wiedzieć, że jeśli podnosisz podatek VAT, likwidujesz ulgi dla małych i średnich przedsiębiorstw, notujesz deficyt budżetowy, przestajesz dofinansowywać kredyty, podnosisz opłaty od komunalnych po recyklingowe, aby prowadzić wojnę, w której trochę ci nie wyszło, ludzie mogą się wkurzyć. 

No, więc Putin wyszedł i cierpliwie tłumaczył, że nie trzeba się martwić, że wszystko jest pod kontrolą, że będzie wam się żyło jak dotychczas, a nasz kraj mimo „specjalnej wojennej operacji” ma się całkiem nieźle. I w ogóle sukces jest już blisko, bo nasze wojska nacierają na polu walki na wszystkich kierunkach, Trump stanął po naszej stronie, niech żyje wielka Rosja!

Kiedy Putin recytuje wszystkie słupki, liczby i wykresy, zapewniając o opiece państwa nad Rosjanami, strasznie się męczy. Widać, że kiedy po śmierci trafi do piekła, to wyląduje w urzędzie statystycznym albo centrum gospodarki wodnej na stanowisku data specialist

Nieco bardziej ożywia się, gdy rozmowa schodzi na demografię, która przewijała się podczas „linii” kilkanaście razy. To zresztą od wielu lat konik Putina, w którym odniósł pewne sukcesy. Kiedy obejmował urząd w 2000 roku, długość życia Rosjanina wynosiła mniej więcej tyle samo co w afrykańskich krajach typu Sudan czy Demokratyczna Republika Konga. Kilka lat temu skoczyła do 72 lat. 

Po lutym 2022 roku znowu spadła, ale nie aż tak drastycznie. Jednak w tym roku Rosja zaliczyła mocny ostry spadek, osiągając najgorszy wynik od 1999 roku. Urodziło się jedynie 1,22 miliona ludzi, a zmarło 600 tysięcy. Są to dane rosyjskiego urzędu statystycznego – więc pewnie sytuacja ma się o wiele gorzej.

„Władimirze Władimirowiczu, chcę mieć dzieci, ale jak, kiedy floty brak?”

W tym miejscu zaczyna się dziadek Putin, którego spotkacie przy niejednym wigilijnym stole, i który pyta: kochani, a kiedy ślub i dzieci? I tak przez 4 h 37 min! Żeby nie było za sztywno i bez polotu, Putin stara się przy tym żartować – z roku na rok coraz gorzej – i zgrywać fajnego ziomo. Z coraz bardziej żenującym skutkiem. 

Chyba również dla Rosjan, bo sala reagowała drętwo (do wszystkich specjalistów do spraw rosyjskiego społeczeństwa zza komputera: tych rzeczy Rosjanie nie zdradzają ankieterom). Wspomagaczami żartów i ziomalstwa Putina są młodzi ludzie na widowni, trzymający transparenty w stylu: „chcę się żenić”, „chcę wyjść za mąż” oraz zadający Putinowi pytanie: „Władimirze Władimirowiczu, chcę mieć dzieci, ale jak, kiedy floty brak?”.

Dziadek Putin serwuje kolejny żart, że teges śmeges, jak popieści to się wszystko zmieści, po czym wstaje taki ancymon jeden z drugim i się oświadcza na wizji swojej dziewczynie, chociaż ma dopiero 23 lata.

W pewnym momencie konferencji państwowa agencja TASS dociera do supertajnej informacji, że dziewczyna powiedziała „tak”.

Putin dojeżdża delikwenta 

Na serio satrapa ożywia się jednak dopiero wtedy, gdy jakiś zachodni dziennikarz zada mu pytanie o sadzanie więźniów politycznych w Rosji i oskarży o wywołanie wojny. Ma to wiele plusów. Takiego dziennikarza nie trzeba specjalnie konsultować, wiadomo, o co spyta, a don Putino tylko czeka w blokach startowych. Dojedzie delikwenta na własnym podwórku, niczym w oktagonie MMA, aż nie będzie co zbierać. 

Wreszcie, w takich sytuacjach, wychodzi charakterność Rosjanina. Pełna wolność słowa, nie jak ta wasza pedalska poprawność polityczna w Europie – i starcie twarzą w twarz. Chcesz zapytać wafelku europejski, to dawaj, a ja cię skruszę. My Rosjanie tacy jesteśmy. 

No więc don Putino się odpala, nie nazwał co prawda Europejczyków świniami, jak na kilka dni przed konferencją, ale tradycyjnie jedzie z tematem: Wy, Europejczycy, giniecie sami w swoich objęciach, odeszliście od Boga, wartości i tradycyjnych źródeł energii. Ale, by zakryć swój upadek, walczycie przeciwko Rosji rękami „nazistowskiego reżimu” i chcecie nam ukraść nasze zamrożone w Belgii aktywa. 

A dlaczego doszło do wojny? Bo rozszerzaliście NATO na wschód jak głupi, bo wsparliście „neonazistowski przewrót państwowy w Kijowie” w 2014 roku. I jeszcze kłamiecie, że chcemy na was napaść. Nie chcemy, ale gdy zechcemy, to napadniemy. Jeśli odetniecie Kaliningrad od reszty Rosji, to wtedy zobaczycie, co to jest prawdziwa wojna, a nie to, co na Ukrainie. 

Satrapa kiczu, krindżu i tandety 

Gdy don Putino skończy swoją tyradę, która jako jedna z ostatnich rzeczy budzi w tej mumii, uosabiającej rosyjską władzę, emocje, przechodzi do następnych pytań. 

I znów – to przeprosi wdowę po żołnierzu za brak wdowiej renty, to obieca zająć się sprawą piekarni gdzieś na Syberii albo po raz kolejny pozgrywa dobrego zioma i niemal wirtualnie szturchnie tego czy tamtą, sugerując, „ty się młody nie opieprzaj, gajer, mucha, i albo żeniaczka albo na front”. 

Kiedyś szanowałem u Putina to, że w swojej dyktaturze nie popadał w tandetę, i czasem podobały mi się odpowiedzi udzielane niezbyt mądrym zachodnim dziennikarzom, jak na przykład: „czemu nie jeździ pan do pracy rowerem tak samo jak premier Finlandii”. Bo nie zajmuję się populizmem – słusznie odpowiedział Putin, wiedząc, że w warunkach rosyjskich – a także amerykańskich, indyjskich czy japońskich – przejażdżka rowerem do pracy pierwszego dnia skończyłaby się zamachem.

Teraz Putin popadł w typową tandetę satrapy, momentami bliskiej Turkmenistanowi. Jest starszy i nieruchawy, opowiada nieśmieszne żarty, układa na konferencji wiersze i listy, przekonując, że jest zakochany, i gada głupoty o kulturze oraz historii.

Przy tej całej śmieszno-strasznej otoczce jedno pozostaje pewne – Putin czuje krew Europy. Budzi w nim adrenalinę i kolejną przeszkodę do pokonania. To znaczy dojechania delikwenta.