Szanowni Państwo,

protestujących przeciwko wynikom wyborów prezydenckich na placu Puszkina w Moskwie brutalnie rozpędził OMON. Siły specjalne policji nie patyczkowały się z demonstrantami. Zapewne za kilka dni wszyscy zapomną o protestach. Czy naprawdę możemy tylko cynicznie stwierdzić „na wschodzie bez zmian”, albowiem mamy po prostu do czynienia z kolejną odsłoną „samodzierżawia”?

„Rosja to zagadka owiana tajemnicą, ukryta we wnętrzu enigmy” – brzmiał słynny bon mot Winstona Churchilla. Od czasu, gdy brytyjski premier wypowiedział te słowa, minęło kilkadziesiąt lat. Wciąż jednak najlepiej odzwierciedlają one zjawisko poszukiwania wygodnych wybiegów, wymówek, by nie rozumieć i nie oceniać. W polskim przypadku zwykle kończy się na stereotypowej ocenie wschodniego sąsiada, która nie pozwala nawet dostrzec zachodzących procesów.

Dziś próbujemy opowiedzieć o Rosji Putina – bez uproszczeń, chowania się za wygodne metafory i zamykania oczu na to, jak naprawdę wygląda jej rzeczywistość. Pytamy o to, na czym polega fenomen Władimira Władimirowicza, który mimo wielotysięcznych protestów na ulicach wygrywa kolejne wybory, jak zmieniła się Rosja przez ostatnie 12 lat i co może czekać ją w kolejnych 12, czyli dwóch nowych kadencjach nowego-starego prezydenta. Postarajmy się na chwilę zapomnieć o pokazywaniu się Putina półnago w siodle i głaskania przez niego tygrysów na oczach osłupiałych dziennikarzy…

Krystyna Kurczab-Redlich, autorka koncepcji dzisiejszego Tematu tygodnia, pisze o sposobach Władimira Putina na wygrane wybory. „Owe wysokie procenty poparcia dla lidera narodu tworzy się tajnie, w skrytości, przy ogłuszającym kłamstwie propagandy wdzierającej się od dwunastu lat do każdego rosyjskiego domu”. W ciągu ostatnich 12 lat „Rosjanie nie otrzymali autentycznej zmiany na lepsze, ale jej iluzję. A wychodzenie z iluzji zawsze boli – dodaje Łukasz Jasina i tłumaczy, dlaczego nie przeceniałby również znaczenia demonstracji na placu Błotnym. Legitymacja władzy nowego-starego władcy stoi jednak pod znakiem zapytania – wskazuje Andrzej Nowak. – Protesty w związku z wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi wyrażają bardzo silne niezadowolenie ważnych grup społecznych obecnym systemem władzy w Rosji.

Włodzimierz Marciniak charakteryzuje rosyjski ruch społeczny protestujących: ruch „O uczciwe wybory!” delegitymizuje Putina, Miedwiediewa i całą ich ekipę, informując ustami Aleksieja Nawalnego: to my jesteśmy władzą, a wy jesteście żałosnymi uzurpatorami (kolokwialnie: łobuzami i złodziejami). Natomiast Anna Łabuszewska analizuje system polityczny Rosji. „W Rosji i demokracja, i autorytaryzm występują w duecie z przymiotnikami, które są ważniejsze niż sam rzeczownik. Demokracja jest fasadowa, a autorytaryzm miękki”.

Zapraszamy również do lektury tekstów Jacka Dobrowolskiego i Katarzyny Kasi, zamieszczonych w rubryce „Krótko mówiąc”. Teksty powstały w związku z debatą „Przerażający kicz! Sztuka wobec zła”, która odbyła się 1 marca, w czwartek w warszawskiej klubokawiarni Chłodna 25. Zapis rozmowy opublikujemy na łamach Kultury Liberalnej 20 marca.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja


1. KRYSTYNA KURCZAB-REDLICH: Przebaczenia nie będzie
2. ŁUKASZ JASINA: Rosja Obecna – Rosja Przyszła
3. ANDRZEJ NOWAK: Putin jest ofiarą własnego sukcesu
4. WŁODZIMIERZ MARCINIAK: „Rozgniewani obserwatorzy”. Ruch społeczny w Rosji
4. ANNA ŁABUSZEWSKA: W niedzielę Putin wygrał, ale w monolicie coś trzasnęło


Krystyna Kurczab-Redlich

Przebaczenia nie będzie

W przeddzień rozpoczęcia Wielkiego Postu, podczas tzw. Przebaczającej Niedzieli, prawosławni proszą o wybaczenie win. Właśnie wtedy, 26 lutego, na Facebooku Borysa Bieriezowskiego ukazał się jego list do Rosjan, w którym prosił o przebaczenie za to, że przywiódł do władzy Władimira Putina – „chciwego tyrana i uzurpatora, człowieka depczącego wolność, hamującego rozwój Rosji”.

Przebaczenia chyba jednak Bieriezowski się nie doczeka. To, że Putin demokratyczną Rosję zamienił w państwo autorytarne, jest już chyba dla wszystkich oczywiste. Przed wyborami warto jednak przypomnieć, że kandydatura Grigorija Jawlińskiego – jedyna rzeczywiście opozycyjna w wyborach prezydenckich – została zdjęta przez Centralną Komisję Wyborczą pod pretekstem nieważności paru procent z dwóch milionów zebranych głosów. Pozostali kandydaci są w tym spektaklu marionetkami, i że dostęp opozycji do zupełnie cenzurowanej przez Kreml telewizji jest praktycznie żaden.

Może więc przynajmniej – pozbawiając Rosję przywilejów demokracji – Putin uczynił ją krajem mlekiem i miodem płynącym? Jelcyn przeprowadzając Rosję z gospodarki planowej do gospodarki rynkowej, dysponował niemal pustym budżetem, kilkunastoma dolarami za baryłkę ropy i nowicjuszami kapitalistycznej ekonomii w rządzie. Ludziom miesiącami nie wypłacano pensji, a strajkujący robotnicy trzaskali drzwiami pustych lodówek przed telewizyjnymi kamerami. Putinowi już na początku rządów los rzucił do stóp 80 dolarów za baryłkę ropy, później dorzucając nawet i do 140 dolarów. W tym kontekście nie dziwi wiadomość, że w Dumie Państwowej w 2010 roku zasiadało 41 miliarderów.

Dziwi natomiast to, że 50-60 proc. rosyjskiego społeczeństwa żyje na lub poniżej granicy ubóstwa (dane za rok 2009), a 59,4 proc. ubogich Rosjan to ludzie pracujący. I że w Rosji Putina nie budowano mieszkań (tylko 2,7 proc. potrzebnej liczby) ani dróg (budowa jednego kilometra autostrady jest dziś, na skutek defraudacji, trzykrotnie droższa niż w Niemczech). Stłamszono mały i średni biznes (na tysiąc mieszkańców przypada sześć małych przedsiębiorstw, czyli mniej niż w Polsce), zdegradowano naukę, nie odbudowano przemysłu. „Rząd Putina – pisze Edward Lucas w książce „Nowa zimna wojna” – zaprzepaścił zdarzającą się raz na pokolenie szansę zmodernizowania infrastruktury i administracji publicznej”.

Na portalu powołanym pod hasłem „Putin musi odejść” zebrano w ciągu roku 128 925 podpisów z podanym imieniem i nazwiskiem. Na to w dzisiejszej Rosji nie każdy potrafi się odważyć. Ale na anonimowe manifestacje przychodzą tysiące osób: w niedzielę, kiedy Bieriezowski prosił Rosjan o wybaczenie, 22 tysiące moskwian wziąwszy się za ręce, oplotło centrum stolicy – słynne Sadowoje Kolco – hasłem przewodnim: „Putin musi odejść”. A ilu z tych, którzy by chcieli, nie przyszło? Internet pełen jest informacji o tym, że w wielu przedsiębiorstwach państwowych, biurach i w firmach prywatnych uprzedza się pracowników, że ich obecność na takiej opozycyjnej manifestacji równałaby się wyrzuceniu z pracy.

A jak uczelnie przygotowują się do wyborów? Na przykład Nowosybirski Instytut Pedagogiczny grozi studentom koniecznością odbycia letnich praktyk roboczych (żniwa, zbiór kartofli itp.) w podwójnym wymiarze, jeśli po głosowaniu nie zameldują się u rektora.

Tak właśnie tworzy się owe wysokie procenty poparcia dla lidera narodu. Tajnie, w skrytości, przy ogłuszającym kłamstwie propagandy wdzierającej się od dwunastu lat do każdego rosyjskiego domu. Czasy Putina nie tylko Rosji nie rozwinęły, ale jej rozwój zahamowały, a pod wieloma względami cofnęły ją do czasów komunistycznych. Za to przebaczenia nie będzie.

* Krystyna Kurczab-Redlich, dziennikarka i reportażystka, wieloletnia korespondentka w Rosji. Autorka m.in. książki „Głową o mur Kremla”.

Do góry

***

Łukasz Jasina

Rosja Obecna – Rosja Przyszła

Pisanie o potencjalnej przyszłości Rosji to zadanie dość niewdzięczne. Po pierwsze, zawsze była obiektem zmasowanego ataku różnej maści analityków i zawodowych proroków, których przewidywania rzadko się sprawdzały. Przykładem rozliczne pomyłki wybitnych umysłów u schyłku Związku Radzieckiego. Niewielu z nich rozpoznało, że nastąpi upadek tego państwa – co więcej, był to błąd dość popularny jeszcze w roku 1989. Dziesięć lat później nie spotykało się także zbyt wielu „ekspertów” przekonanych, że szef FSB Władimir Putin zostanie następcą schorowanego Borysa Jelcyna. W roku 2012 – który to może okazać się kolejną przełomową datą w historii największego państwa na świecie – znowu pojawia się wielu autorów przekonanych, że trafnie prorokuje przyszłe zdarzenia w Rosji. W przeciwieństwie do nich okażę odrobinę skromności. Nie jestem pewny, czy sprawdzi się to, o czym napiszę poniżej – historia pisze bowiem scenariusze często nie do końca zgodne z logiką.

Prezydent przyszłej Rosji

W niedzielę prezydentem Rosji wybrany został Władimir Putin. Jeśli nic nadzwyczajnego nie zdarzy się po drodze, za kilka tygodni zostanie zaprzysiężony w Sali Georgijewskiej na Kremlu – już po raz trzeci. W czasie ceremonii towarzyszyć mu będą patriarcha Cyryl II, korpus dyplomatyczny i najprawdopodobniej przywódcy WNP z Nursułtanem Nazarbajewem, Wiktorem Janukowyczem i Aleksandrem Łukaszenką. Rosyjski ceremoniał państwowy jest dość monumentalny, a dziedzińce Kremla piękne – z pozoru wszystko będzie więc wyglądało radośnie i mocarstwowo.

Nie będzie to już jednak ten sam Putin co w roku 2000. Niezbyt często mówi się o jego wieku. Putin dobiega właśnie sześćdziesiątki i – mimo propagandowych ekscesów siłowych – zaczyna się po prostu starzeć. Dwanaście lat sprawowania władzy w Rosji i przezwyciężanie różnych kryzysów (mniej lub bardziej znanych opinii publicznej) na pewno wyczerpuje. Jego poprzednik Borys Jelcyn w roku 1991 też miał zaledwie sześćdziesiąt lat i był okazem zdrowia. Jak każdy car, Putin stanąć musi przed problemem realnej sukcesji (a nie iluzorycznej, jak w roku 2008).

Putin z roku 2012 nie jest też Putinem sprzed dekady – człowiekiem, który podobno odnalazł „klucz do rosyjskiej duszy”. Jego autorytet wyczerpuje się. Problemem nie jest tylko dotychczasowa opozycja polityczna – mimo wszystko wciąż niezbyt liczna. Problemem są ludzie korzystający z dobrodziejstw putinowskiej stabilizacji – dotychczas lojalni słudzy prezydenckiej koncepcji państwowej. W miniony wtorek rosyjska korespondentka w Polsce, podczas dość bezpardonowego ataku na Krystynę Kurczab-Redlich w studiu TVN24 (w stylu typowym zresztą dla rosyjskiej propagandy znanej od kilku stuleci – czyli „co wy wiecie o Rosji!”) opowiadała o swojej podróży do Mediolanu, w którym widziała wielu bogatych Rosjan. Jednak nawet oni, widywani tłumnie na ulicach Paryża czy Pragi, chcą już czegoś więcej niż jedynie stabilizacji. Putin zaoferował im możliwość wykorzystania gospodarczej prosperity pierwszej dekady nowego millenium. Czy w nowej kadencji będzie miał im coś więcej do zaoferowania – gdy nadejdzie kryzys cen surowców energetycznych? Najautentyczniejszym ruchem opozycyjnym jest – jak się okazuje – ten, który działa w Internecie (czyż nie przypominają się nam polskie protesty w sprawie ACTA?). Ale poważna opozycja i alternatywa wobec Władimira Putina wciąż jeszcze nie istnieje.

Chleb i igrzyska

Bez wątpienia jednak prokremlowska korespondentka miała rację w jednym: Rosja rzeczywiście zmodernizowała się pod rządami Władimira Putina. Inna sprawa, że była to modernizacja o charakterze wewnętrznym, ale i niepełnym. Obywatele otrzymali „chleb i igrzyska” oraz poczucie odnowionej mocarstwowości. Putina nie było jednak stać na przeprowadzenie ograniczonej demokratyzacji i programu reform państwowych podobnych do tych, jakie zainicjowali chociażby Aleksander II i Stołypin. Obecna Rosja jest krajem ludzi bardziej sytych i pełnym nowoczesnych środków masowego przekazu. Do tego za dwa lata organizować będzie zimowe igrzyska olimpijskie. W roku 2018 do Rosji zjechać mają również piłkarze z całego świata na futbolowy mundial (na rosyjskim Pierwym kanale wokół wydarzenia trwa już zresztą kampania propagandowa anty-Euro 2012). Zewnętrzne zmiany nie doprowadziły jednak do modyfikacji niewydolnej machiny państwowej Rosji. Jest ona państwem autorytarnym – opiera się na jednej postaci: Putinie. Mniejsza o to, czy jest on rzeczywiście władcą samodzielnym, czy też – jak często twierdzi Witalij Portnikow – jedynie emanacją grup interesów. Bez niego system bardzo szybko się rozpadnie.

Według mnie Rosjanie nie otrzymali autentycznej zmiany na lepsze, ale jej iluzję. A wychodzenie z iluzji zawsze boli. Nie przeceniałbym także znaczenia manifestacji z placu Błotnego. Są one wprawdzie dowodami na to, że wielu ludzi nie boi się prezentować swojego sprzeciwu – teraz czeka nas pewnie fala jeszcze większych manifestacji – ale Rosja nie zmieni się, dopóki nie ruszy „milcząca większość” od Kaliningradu i Murmańska do Władywostoku i Kołymy. A na to na razie się nie zanosi.

Rosja vs. Ameryka, Europa, Chiny, islam

Putin dał swojemu narodowi również iluzję mocarstwowości. Tak naprawdę jedynym jej autentycznym przejawem jest anglo- i hiszpańskojęzyczna stacja „Russia Today”, śmiało walcząca o honor Muammara Kaddaffiego, pokazująca zbrodnie syryjskiej opozycji i okrutne traktowanie manifestantów z nowojorskiej Wall Street. W świecie realnym, mimo niezwykłej fachowości rosyjskiej dyplomacji, Rosja nie poczyna sobie tak śmiało. Rosyjska pomoc dla syryjskiego rządu (zarówno ta deklarowana w mediach, jak i rzeczywista) w zasadzie niewiele przyniosła. Dyktatura prezydenta Assada utrzymuje się wszak również dzięki wsparciu Chin, co tu dużo mówić: bardziej konsekwentnemu i spędzającemu sen z powiek Stanom Zjednoczonym i Unii Europejskiej.

Odmiennym problemem są relacje samej Rosji z Chinami czy krajami islamskimi. Miliony rosyjskich muzułmanów traktowane są czasem jako potencjalna „piąta kolumna”, a czasem stają się także elementem ideologii państwowej. Putinowska Rosja, urządzająca od czasu do czasu prewencyjne prześladowania kaukaskich muzułmanów, nie jest wiarygodnym partnerem dla rosnących w siłę islamskich sąsiadów. Rosyjskie technologie i fachowcy nie tracą jak na razie swojej pozycji w Iranie, ten nie ma jednak póki co innego partnera do wyboru.

Chiny skutecznie przeciwstawiają się dominacji Rosji w Azji Środkowej. Najlepszym przykładem jest oczywiście Kazachstan z elitami wysyłającymi swoje dzieci na studia do Pekinu, nie zaś do Moskwy. Jedynym rejonem, w którym Rosja odzyskała dawne wpływy, są (acz nie do końca i nie wiadomo na jak długo) Białoruś i Ukraina – to jednak zasługa nie tyle doskonałości Putina, ile katastrofy polskiej i unijnej polityki wschodniej. O tym pisaliśmy w „Kulturze Liberalnej” i na pewno jeszcze napiszemy.

***

W marcu 2012 roku wciąż musimy czekać na dalszy rozwój wypadków. Z całą odpowiedzialnością można jednak powiedzieć, że Władimir Putin kiedyś ze stanowiska prezydenta ustąpi. Należy mieć nadzieję, że stanie się to jak najszybciej – nie jest on bowiem mężem stanu, który byłby zdolny doprowadzić do autentycznej modernizacji i demokratyzacji Rosji.

* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

Do góry

***

Andrzej Nowak

Putin jest ofiarą własnego sukcesu

Władimir Putin sprawuje w Rosji władzę bez przerwy od 12 lat, a teraz planuje być prezydentem aż do roku 2024. Legitymacja władzy nowego-starego władcy stoi jednak pod znakiem zapytania. Protesty, które wybuchły już w związku z wyborami parlamentarnymi i fałszerstwami ze strony Państwowej Komisji Wyborczej ujawnionymi wówczas, a kontynuowanymi również w wyborach prezydenckich, wyrażają bardzo silne niezadowolenie ważnych grup społecznych obecnym systemem władzy w Rosji. Ważnych – bo chodziło o ludzi młodych, wykształconych i znających świat zachodni, pochodzących nie tylko z Moskwy i Petersburga, ale i z setek innych miast – w przeciwieństwie do rosyjskiej wsi, która jest w tym kraju społeczną bazą postkomunizmu.

Liczby, dotyczące struktury władzy w Federacji Rosyjskiej, dają wyobrażenie o charakterze tego systemu. W momencie, gdy Władimir Putin dochodził do władzy w roku 1999, służby specjalne (FSB) liczyły 70 000 etatowych pracowników. Dziś jest w nich zatrudnionych 400 000 osób – a to przecież tylko jedna ze służb! Na świecie nie ma drugiego państwa o służbach zdolnych kontrolować społeczeństwo na taką skalę. Więcej, z badań prowadzonych nad współczesnymi rosyjskimi elitami wynika, że 70 proc. z nich to ludzie, którzy mają w swojej karierze okres etatowej pracy w służbach specjalnych.

Te „elity” swoją legitymację do kontroli społeczeństwa rosyjskiego czerpały dotychczas z dwóch haseł. Pierwsze dotyczyło rzekomej konieczności ograniczenia groźby rozpadu Rosji i powstrzymania zewnętrznej ingerencji w rosyjskie sprawy. Skuteczność tego hasła w którymś momencie wyczerpała się: dziś stwierdzenie, że ktoś Rosji zagraża, a już szczególnie ze strony zachodniej, jest po prostu śmieszne.

Drugie hasło dotyczyło spraw wewnętrznych. Putin prezentował się jako polityk niosący porządek przeciwko chaosowi, uczciwość i centralizację przeciwko korupcji i decentralizacji. Przeciwstawiał swój sposób rządzenia latom 90., które w Rosji nazywa się przeklętą dekadą. W ostatnich latach jednak poczucie, że Rosja stała się pod rządami Władimira Władimirowicza uczciwsza, mniej chaotyczna i mniej skorumpowana, również zmalało. W rzeczywistości Rosja jest dziś skorumpowana nie mniej, ale inaczej – ta korupcja dzielona jest wewnątrz elity władzy wywodzącej się ze służb. To powoduje napięcia, zarówno wśród kandydatów na przedstawicieli elity gospodarczo-politycznej, jak i wśród zwykłych obywateli, którzy z prasy dowiadują się o (z niewiadomych powodów przemilczanych w polskich mediach) szacunkach dotyczących majątku Putina. Ten majątek ma dziś wynosić 130 miliardów dolarów… Ponieważ obywatele, szczególnie ci młodsi, wiedzą coraz więcej, reżimowi Putina będzie coraz trudniej poradzić sobie ze skonstatowaniem przez obywateli podwójnej fikcji, niesionej przez hasło obrony Rosji i hasło zerwania z latami 90.

To wszystko nie oznacza jeszcze, że sytuacja w Rosji zupełnie się w ostatnich latach nie polepszyła. Kraj ten jest monokulturą gospodarczą, opartą na eksporcie nośników energii, zupełnie jak niektóre kraje afrykańskie czy środkowoazjatyckie. Tę strukturę eksportu uzupełnia się dodatkowo handlem bronią. Ponieważ ceny nośników energii są dziś wyższe niż dawniej, Rosjanom wiedzie się lepiej, jednak w ostatnich 12 latach nie wykorzystano tej sytuacji, by zmodernizować inne gałęzie przemysłu i zabezpieczyć się na wypadek spadku cen ropy naftowej i gazu ziemnego. Społeczeństwo tymczasowo tego zagrożenia nie odczuwa, w tych lepszych warunkach życia mamy zatem najprostszą odpowiedź na pytanie, dlaczego Putin wygrał niedzielne wybory prezydenckie. Stało się tak nie tylko dzięki fałszerstwom, nie tylko dzięki blokadzie niewygodnych kandydatów, ale też dzięki głosom autentycznie go popierających obywateli. Ludziom żyje się lepiej niż w latach 90., to oczywiste. Z drugiej strony – wszyscy znamy przecież zasadę Alexisa de Tocqueville’a, wedle której ludzie zaczynają się buntować nie wtedy, gdy dzieje im się gorzej, ale gdy sytuacja staje się odrobinę lepsza. W tym sensie można powiedzieć, że Putin jest ofiarą własnego sukcesu.

Trudno zatem przypuszczać, by nawet pierwszą z przewidywanych sześcioletnich kadencji Putin przetrzymał bez poważnego kryzysu. Protesty będą się nasilać już teraz, ze względu na sposób przeprowadzenia wyborów, a Unii Europejskiej coraz trudniej będzie udawać, że w Rosji wszystko dzieje się dobrze i że reżim Putina jest takim samym partnerem politycznym dla Polski, jak rząd Republiki Federalnej Niemiec czy rząd Francji. Stracił moc argument, używany do tej pory, że „może nie ma tam demokracji i zabija się dziennikarzy, ale Rosjanie sami sobie tego życzą”. Miejmy nadzieję, że rosnący i zdecydowany opór obywateli Federacji Rosyjskiej będzie powodem nowego otwarcia dyskusji o Rosji w kategoriach praw człowieka.

* Andrzej Nowak, historyk, publicysta, sowietolog. Wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN. Redaktor naczelny dwumiesięcznika „Arcana”.

Do góry

***

Włodzimierz Marciniak

„Rozgniewani obserwatorzy”. Ruch społeczny w Rosji

Zjawiska, które obserwujemy dzisiaj w Rosji, doskonale znane są z historii wielu krajów i narodów. Niemiecki socjolog Lorenz von Stein nazwał je w połowie XIX wieku „ruchami społecznymi”. W demonstracjach na placu Błotnym lub na prospekcie Sacharowa bez trudu odnajdziemy typowe cechy ruchów społecznych, opisane przez Charlesa Tilly’ego, takie jak tworzenie ponadpartyjnych koalicji i stowarzyszeń obywatelskich, organizowanie marszów i mitingów, ogłaszanie deklaracji i apeli. Ponieważ ruchy społeczne są w swej istocie formą komunikacji społecznej, dużą rolę przywiązują do środków przekazywania informacji, często posługują się pamfletem i satyrą. Unikają też radykalizmu. Dlatego w czasie zgromadzeń i manifestacji obowiązuje zakaz spożywania alkoholu, a ich uczestnicy posługują się znakami wyróżniającymi (na przykład białymi kokardami). Zgromadzenia odbywają się przy dowolnej pogodzie (nawet mróz), z udziałem ludzi potencjalnie bezbronnych – rodziców z małymi dziećmi, starców i inwalidów, co podkreśla pokojowy charakter ruchu społecznego.

Można mówić o dwóch podstawowych warunkach pojawienia się ruchów społecznych – powszechności wykształcenia i popularności idei suwerenności narodu/ludu. Bez środków masowego przekazu ruch społeczny nie może powstać. W Rosji podstawową bazę ruchu społecznego tworzy „nowy proletariat” – warstwa drobnych przedsiębiorców i pracowników najemnych zajmujących się wytwarzaniem i przekazywaniem informacji. Środki masowego przekazu stanowią dla tych ludzi „naturalny” kontekst kulturowy i społeczny. W protestach uczestniczyli także ludzie zamożni i sławni – bogaci przedsiębiorcy, celebryci i żony bogaczy (stąd też określenie „rewolucja w norkach”), ale nie byłoby masowych wieców w Moskwie, Petersburgu i innych miastach Rosji bez anonimowej armii nowych proletariuszy.

Ruchy społeczne są apolityczne tylko w sposób formalny, gdyż unikają asocjacji z partiami i ideologiami politycznymi. Są natomiast polityczne w najściślejszym tego słowa znaczeniu, gdyż są formą wyrażania woli w kwestii najbardziej kluczowej dla każdej politei, a mianowicie w sprawie delegowania władzy przez naród. Dlatego też bezpośrednią przyczyną powstania ruchu społecznego było oburzenie obywateli sfałszowaniem wyników wyborów do Dumy Państwowej. Niedawno w Rosji ukazała się książka pod charakterystycznym tytułem „Razgniewannyje nabludatieli” (Rozgniewani obserwatorzy). Obserwujemy bunt ludzi wolnych, który – jak uważał Fryderyk Nietzsche – jest spontaniczną reakcją na obrazę, jaką stanowiły zarówno fałszerstwa, jak i demonstracyjna rotacja stanowisk pomiędzy Miedwiediewem a Putinem.

Rosyjski ruch społeczny samym swoim pojawieniem się oraz demonstrowaną obecnością na placach i ulicach miast, zwłaszcza w stolicy, informuje, że chce być jedynym suwerenem. Automatycznie wchodzi więc w konflikt z demokracją suwerenną, polegającą na tym, że suwerenem są wyłącznie politycy i instytucje polityczne wyłonione w wyborach, ale już nie wyborcy. Ruch „O uczciwe wybory!” odwraca tę sytuację i delegitymizuje Putina, Miedwiediewa i całą ich ekipę, informując ustami Aleksieja Nawalnego: to my jesteśmy władzą, a wy jesteście żałosnymi uzurpatorami (kolokwialnie: łobuzami i złodziejami). Stąd kluczowe znaczenie dla ruchu społecznego ma jego masowość i powszechność. Aby mógł skutecznie odzyskać suwerenność, musi być liczebny i musi stwarzać wrażenie ponadpartyjnej powszechności. To oczywiście główne źródło jego słabości, gdyż skład ruchu społecznego jest płynny. Uczestnicy opozycyjnego ruchu gromadzą się w przestrzeni publicznej w czasie wolnym od pracy (podczas gdy wiece zwolenników Putina, tak zwane putingi, bardzo często przeprowadzane są w godzinach pracy i na terenie fabryk). W okresach przerwy wrażenie powszechności ruchu społecznego utrzymuje tylko jego fasada, czyli komitet organizacyjny złożony ze znanych postaci – pisarzy (Borys Akunin i Dmitrij Bykow), dziennikarzy (Leonid Parfionow) i naukowców (Gieorgij Satarow).

Cechy charakterystyczne ruchu społecznego są również jego najsłabszymi punktami, które stara się wykorzystać rząd. Początkowo Putin liczył na zmęczenie, niesprzyjającą pogodę i inne czynniki, które mogły spowodować rozproszenie uczestników. W następnej kolejności starał się rozbić fasadę powszechności ruchu, kierując do niego licznych kuratorów (np. Aleksieja Kudrina, Michaiła Prochorowa czy Ksenię Sobczak), których zadaniem było rozbicie ruchu wzdłuż partyjnych i ideologicznych linii podziału. Najważniejszym zadaniem rządu było przeciwstawienie buntowi ludzi wolnych „innego narodu”, który nadal popiera Putina. W tym celu posłużono się wypożyczoną z archiwum propagandy totalitarnej plakatową figurą robociarza (słynny Iwan z Urałwagonzawoda). Zamysł był oczywisty – stary proletariusz, ten od tokarki i obrabiarki, miał pokonać nowego proletariusza, tego od komputera i internetu.

W toku kampanii wyborczej dokonała się charakterystyczna zmiana, którą najlepiej symbolizuje wielki wiec zwolenników Putina w parku na Pokłonnej Górze w Moskwie. Większość jego uczestników stanowili wcale nie robotnicy, ale pracownicy sfery budżetowej, a głównymi oratorami byli ludzie, którzy sami siebie nazywają patriotami, ale lepiej będzie ich nazywać mocarstwowcami lub imperialistami (m.in. Dugin, Kurginian, Prochanow, Rogozin, Szewczenko). Miejsce plakatowego robociarza niespodziewanie zajął antyamerykański paranoik. Do tej pory Putin starał się dystansować od wszelkich ideologii, rezerwując dla siebie pozycję centralną na scenie politycznej. Nagle dał się zepchnąć na pozycje skrajne w każdym wymiarze – politycznym, klasowym i kulturowym. Otwarte przyznanie, że bazę społeczną Putina stanowią ludzie, którzy uważają, że władza w sposób mistyczny wciela się w osobę wodza narodu, przywraca stare reguły gry.

Na zakończenie warto zauważyć, że odgórnie tworzona partia, której głównym zadaniem jest mobilizacja resentymentów i manipulowanie wolą wyborców dla poparcia monarchy powstała w Rosji na początku XX wieku. Związek Narodu Rosyjskiego, potocznie nazywany czarną sotnią, można uznać za wzorzec partii władzy, do którego w określonym stopniu nawiązuje, chociażby nazwą, Jedinaja Rossija (Jedna Rosja), partia Putina. W tym samym czasie, gdy socjolog Mojżesz Ostrogorski opisywał fenomen manipulowania wolą wyborców, policjant Siergiej Zubatow lubił powtarzać, że przy Iwanie Groźnym rozrywano nozdrza, a przy Mikołaju II „jesteśmy u progu parlamentaryzmu”. Ale to temat na inną opowieść.

* Włodzimierz Marciniak, profesor nauk politycznych, dyplomata, znawca spraw rosyjskich.

Do góry

***

Anna Łabuszewska

W niedzielę Putin wygrał, ale w monolicie coś trzasnęło

W ciągu ostatnich 12 lat Rosja Władimira Putina wydźwignęła się z długów zagranicznych i skorzystała z wysokich cen na sprzedawane na Zachód surowce. W tym samym czasie grupa trzymająca w tym kraju władzę zapewniła sobie na nią monopol. Tymczasem, choć za wcześnie, by mówić o przełomie, dziś pierwszy raz od lat najbardziej kreatywna i samodzielna część rosyjskiego społeczeństwa nie zgadza się na utrzymanie monopolu władzy, zasygnalizowała swoje ambicje i zgłosiła zapotrzebowanie na nowe zasady gry na scenie politycznej. Upomniała się o tak ulotną rzecz, jak szacunek dla wyborcy. Na razie władza nie zamierza ustępować z wygodnej dla siebie pozycji, nie widać więc zrębów nowego społecznego porozumienia.

Choć masowość ostatnich protestów musiała dać do myślenia obozowi władzy i mogła prowadzić do konfrontacji, opozycja jako siła polityczna jeszcze nie nabrała znaczenia. Jest amorficznym bytem, jej protesty były spontaniczne i na razie nie przybrały żadnej zorganizowanej formy. Dlatego trudno przewidzieć, co stanie się z nią po wyborach. Ruchowi brakuje charyzmatycznych przywódców politycznych i konkretnych postulatów. Organizowanie działalności opozycyjnej to długotrwały proces. Aby zyskał znaczenie polityczne, do protestujących musiałyby dołączyć kolejne grupy społeczne.

Kolejna kadencja Władimira Putina jako prezydenta na pewno nie będzie jednak przebiegać tak gładko, jak poprzednie. Putin będzie musiał zmienić paradygmat swojej prezydentury – nie może już powiedzieć, że jest prezydentem wszystkich Rosjan, a tym bardziej ojcem i liderem narodu. W niedzielę wygrał, ale w monolicie coś trzasnęło, coś zarysowało ten pomnik, więc albo trzeba będzie wyciągnąć rękę do drugiej strony, albo powiedzieć, że opozycja się nie liczy i nie powinna władzy zawracać głowy. Zobaczymy, na co zdecyduje się prezydent elekt.

Tymczasem możemy rozważyć wizję przyszłości Rosji, którą Putin jeszcze jako kandydat na prezydenta przedstawił w siedmiu artykułach w najważniejszych gazetach rosyjskich w ciągu ostatnich siedmiu tygodni. To, co mogliśmy z nich wyczytać, to deklaracje demokratyzacji, rozwoju, a jednocześnie chęć uczynienia z Rosji silnego gracza na arenie międzynarodowej. Należy jednak pamiętać, że mamy za sobą już 12 lat rządów Putina i wiele zapowiedzi ambitnych reform, których nigdy nie przeprowadzono. Modernizacja była także jednym z najważniejszych haseł prezydentury Dmitrija Miedwiediewa. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że stała ona w sprzeczności z podstawowym aksjomatem pionu władzy w Rosji: nie można jednocześnie władzy poluźnić i wzmacniać. Nie można zabierać wolności i żądać, żeby dojrzewały tej wolności owoce. Miedwiediew pozostał członkiem grupy rządzącej, lojalnym wobec Putina. A on pokazuje, że nie ma chęci, by liberalizować sferę polityczną. Może to się zmieni po wyborach.

W Rosji i demokracja, i autorytaryzm występują w duecie z przymiotnikami, które są ważniejsze niż sam rzeczownik. Demokracja jest fasadowa, a autorytaryzm – miękki. Przynajmniej taki był do tej pory – nie ma konkurencji politycznej, ale nie było też masowych represji wobec przeciwników politycznych. Do tej pory jednak Władimir Putin miał wystarczające poparcie. Przez ostatnie cztery lata dzielił się władzą, śladowa konkurencja występowała nie między samymi politykami, ale pomiędzy obozami, które zaczęły się nawzajem podgryzać. Nie należy tych ostatnich lekceważyć. Oprócz Putina i społeczeństwa istnieje jeszcze jedna kategoria, która ma wpływ na to, jak kształtuje się życie polityczne Rosji. To otoczenie prezydenta elekta, czyli grupa rzeczywiście trzymająca władzę. Jeżeli oni stwierdzą, że dla utrzymania monopolu na władzę muszą dokonać pewnych zmian, to ich dokonają. I o tym nie będą decydowali ani Plac Błotny, ani nawet Putin.

* Anna Łabuszewska, analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich, publicystka „Tygodnika Powszechnego”.

Do góry

***

* Autorka koncepcji Tematu tygodnia: Krystyna Kurczab-Redlich.
** Współpraca: Ewa Serzysko, Jakub Stańczyk.
*** Autor ilustracji: Wojciech Tubaja.

„Kultura Liberalna” nr 165 (10/2012) z 6 marca 2012 r.