Socrates_fot_Marie-Lan Nguyen

Krzysztof Łapiński 

Sokrates o tysiącu twarzy

Historycy filozofii starożytnej mają świadomość, że Sokrates historyczny jest swego rodzaju noumenem. Rekonstrukcję jego poglądów można doprowadzić jedynie do pewnych granic. Później każdy jest skazany na „własnego” Sokratesa.

Ryszard Legutko_SokratesIstnieje pewna średniowieczna miniatura, która na pierwszy rzut oka wprawia w zdumienie. Widzimy na niej Platona i Sokratesa w odwróconych rolach. Platon stoi za plecami swego mistrza i coś mu dyktuje. Palec wskazujący jednej dłoni unosi w geście rozkazu, drugą dłonią szturcha swego nauczyciela, jak gdyby go karcił. Sokrates zaś siedzi przy pulpicie i zapisuje usłyszane słowa. Trzyma trzcinkę, którą zanurza w inkauście i nożyk do zdrapywania błędnie zapisanych słów. Żeby nie pozostawić wątpliwości, średniowieczny artysta nad stojącą postacią napisał „Plato”, a nad siedzącą „Socrates”. Rozsławił ten obrazek Jacques Derrida („La carte postale”), którego zdaniem wyrażał on przede wszystkim opozycję pomiędzy mową a pismem: Sokrates mówił, Platon o nim pisał, a właściwie „przypisywał” swojemu mistrzowi rozmaite wypowiedzi, nadając jego poglądom ostateczny sens. W rezultacie to Platon podyktował Sokratesowi jego wypowiedzi. Ta sytuacja jest paradygmatyczna w przypadku Sokratesa oraz kronikarzy jego słów i czynów, a być może w ogóle w relacji słowa mówionego do jego zapisu. W formie literackiej uzmysławia nam to Bułhakow pokazujący przerażenie Jeszui tym, co zapisał Mateusz Lewita.

Sokrates i Platon

Historycy filozofii starożytnej mają świadomość, że Sokrates historyczny jest swego rodzaju noumenem. Rekonstrukcję jego poglądów można doprowadzić jedynie do pewnych granic, później każdy jest skazany na „własnego” Sokratesa. Nowożytne interpretacje bywały bardzo skrajne. Od Sokratesa jako „nauczyciela cnoty”, nie zaś filozofa par excellence (H. Maier), po Sokratesa jako twórcę teorii idei (J. Burnet, A.E. Taylor).

W swojej najnowszej książce pt. „Sokrates. Filozofia męża sprawiedliwego” Ryszard Legutko również nie utrzymuje, że ma czytelnikowi do zaoferowania jakiegoś „obiektywnego” Sokratesa. Wręcz przeciwnie, jasno zdaje sprawę z własnych założeń interpretacyjnych. Jest to niewątpliwa zaleta książki. Po monografiach Krokiewicza, Krońskiej czy Guthrie’ego ta 700-stronicowa praca stanie się na pewno ważnym punktem odniesienia dla polskojęzycznego czytelnika. Oparta na tekstach źródłowych oraz najnowszej literaturze przedmiotu, monografia napisana została stylem przejrzystym, analitycznym, dobrze znanym z wcześniejszych komentarzy autora do Platońskich dialogów.

Zanim jednak przejdziemy do omówienia książki Ryszarda Legutki, zarysujmy kontekst tak zwanego problemu Sokratesa. Można go sprowadzić do pytania, czego jesteśmy w stanie dowiedzieć się o historycznym Sokratesie na podstawie starożytnych tekstów źródłowych zachowanych do naszych czasów.

Pomiędzy Scyllą a Charybdą, czyli kim był Sokrates

Sokrates był przede wszystkim wielkim indywiduum, począwszy od wyglądu fizycznego, poprzez postawę intelektualną podającą w wątpliwość uznane prawdy, po sposób życia i śmierci. Dlatego już starożytni mieli kłopot z jego zaszufladkowaniem. Komediopisarz Arystofanes jako pierwszy pokazał ateńskiej publiczności „własnego” Sokratesa. W komedii „Chmury” widzimy obdartego sofistę i filozofa przyrody w jednej osobie, który odrzuca tradycyjne bóstwa i deprawuje młodzież. Historycy filozofii zastanawiają się, czy w tym opisie jest choćby ziarno prawdy. Czy na potrzeby gatunku komediowego Arystofanes nie przypisał jednej osobie wszelkich wywrotowych idei głoszonych przez intelektualistów, którzy odwiedzali wówczas Ateny? Wiemy, że „Chmury” niezbyt przypadły do gustu ateńskiej publiczności. Może kryła się za tym niezgoda na zafałszowanie obrazu Sokratesa?

Zupełnie inaczej uczeni podchodzili do Ksenofonta. Wielu badaczy uważało, że prosty wizerunek Sokratesa, jaki wyłania się z jego pism, ma być gwarancją rzetelnego przytoczenia poglądów ateńskiego filozofa. Ksenofont nie znał jednak Sokratesa zbyt dobrze, wyjechał z Aten na całe lata, a swoje pisma sokratyczne układał pod koniec burzliwego życia. Przede wszystkim zaś jego relację znów należy czytać przez pryzmat gatunku, jakim się posługuje, czyli apologii. Ksenofontowe pisma są bezpośrednią odpowiedzią na „Oskarżenie Sokratesa”, napisane przez retora Polikratesa. Ich intencją jest więc apologia, zarówno jawna, jak i ukryta. Trafnie zauważono, że gdyby „prawdziwy” Sokrates był tak dobrze ułożony jak ten u Ksenofonta, to Ateńczycy nigdy nie skazaliby go na śmierć. Jednak Ksenofont zamierzał pokazać właśnie takiego Sokratesa – uczciwego obywatela, którego skazano całkowicie niesłusznie.

Po śmierci Sokratesa jak grzyby po deszczu wyrosły szkoły tak zwanych sokratyków. Paradoksem jest, że mimo iż powołują się one na Sokratesa jako na swego patrona, to jednak różnią się między sobą, niekiedy dość zdecydowanie, jak na przykład cynicy od cyrenaików, wyznawcy surowej cnoty od czcicieli rozkoszy. W zasadzie każda szkoła filozoficzna starożytności odnosi się do Sokratesa z uznaniem, może z wyjątkiem epikurejczyków, którzy próbowali go ośmieszać, głosząc, że umarł przez własną nieroztropność.

Największym spośród sokratyków był Platon. Obraz Sokratesa odmalowany przez niego jest niewątpliwie najbogatszy, nie znaczy to jednak, że ma przez to więcej wspólnego z Sokratesem historycznym. Wygląda to tak, że Ksenofont pokazuje nam „za mało”, Platon z kolei „za dużo”. Platoński Sokrates to ucieleśnienie filozofii, wyraziciel logosu, nosiciel wszelkich cnót. Wielki wysiłek Platona skierowany został na odróżnienie Sokratesa od sofistów, na pokazanie, że nie jest on jednym z wielu, ale tym jedynym. Alkibiades w „Uczcie” Platona nazwie go atopos, a więc kimś dziwnym, kogo nie można zrozumieć, odnosząc do jakiegoś utrwalonego społecznie, osobowego toposu, na przykład męża stanu czy obywatela. Sokrates staje się przez to – w ujęciu Platona – patronem zupełnie nowej dziedziny – filozofii. Jak bowiem wskazują niektórzy badacze, to dopiero Platon nadaje pojęciu „filozofia” sens techniczny, wcześniej oznacza ona ogólną kulturę umysłową. Platon zatem stara się pokazać Ateńczykom coś nowego, nową dziedzinę życia umysłowego, która ma wymiar zarówno intelektualny, jak i moralny. Próbuje ją wszakże definiować poprzez odwoływanie się do tego, co już było znane. A zatem filozofia to swoiste misteria, inne jednak niż te praktykowane powierzchownie; filozofia to rodzaj erosa, który dąży ku prawdziwemu pięknu, ponieważ odczuwa jego brak; filozofia to dziedzina, która odnosi się do tego, co trwałe i prawdziwe, nie zaś do zmiennego świata zjawisk. Zajmowanie się filozofią wymaga zarówno rozwoju intelektualnego, jak i moralnego. Do tych celów Platon potrzebuje nowego bohatera. Sokrates intelektualista, który umiera za swoje poglądy, zostaje więc postawiony w dialogach Platona na równi z homeryckim Achillesem. Sokrates z Platońskich dialogów staje się więc pewnego rodzaju narzędziem do wyrażania opinii swego ucznia, co dostrzegli już sokratycy, którzy zarzucali Platonowi, że przekrzywia obraz mistrza.

Wyspa Syren, czyli co Sokrates wiedział

Ryszard Legutko dotyka wielu istotnych aspektów problemu Sokratesa. Analizuje podstawowe źródła, konfrontuje Sokratesa z sofistami, zastanawia się nad koherencją jego poglądów, sposobem prowadzenia dialogu, stosunkiem do polityki czy religijnością. Sokrates – zdaniem Ryszarda Legutki – jest przede wszystkim postacią paradoksalną, która posiada silne przekonanie o wartości cnoty, mimo że nie potrafi go koherentnie ująć i przedstawić. Niewiedza Sokratejska dotyczy więc raczej poziomu wywodu niż intuicji moralnej. Przekłada się to na sposób prowadzenia dialogu z rozmówcami, których Sokrates stara się przekonać. Czytamy, że: „Sokrates nie był ani szczególnie dialogiczny, ani szczególnie inspirujący do intelektualnego wysiłku swoich rozmówców. […] Giez, który kąsał gnuśnego konia ateńskiego, też okazał się raczej nauczycielem konkretnych treści moralnych niż niepokojącym ironistą, który skłaniał innych do samodzielnej refleksji.” (s. 13). Jest on przy tym niechętny demokracji, chociaż – jak słusznie zastrzega autor książki – nie chodzi tu w pierwszym rzędzie o debatę ustrojową, a raczej o jednostki zanurzone w ustroju. Sokrates troszczy się przede wszystkim o dusze współobywateli, demokracja zaś ma te dusze psuć.

Można się jednak zastanowić, czy wroga, z którym walczy Sokrates, powinniśmy rzeczywiście nazywać demokracją. Moim zdaniem lepszy byłby tu termin populizm, mimo że brzmi nieco anachronicznie. Sam Legutko trafnie podkreśla, że wielu historyków filozofii dość pochopnie przypisuje Sokratesowi tendencje pro- lub antydemokratyczne, popadając w nadmierne uproszczenie. Warto dodać, że – potykając się z sofistami lub retorami – Sokrates walczy przede wszystkim z czymś, co moglibyśmy nazwać przemocą słowa. Zaprzeczeniem tej przemocy jest Sokratejski dialog. I nawet jeżeli nie jest to dialog w pełni egalitarny, to jednak poddany zostaje kierownictwu logosu. Sokrates zaś różni się od swoich interlokutorów wyłącznie tym, że posługuje się logosem zdecydowanie lepiej. Mimo to nieustannie kieruje się ku rozmówcy i pyta go o zdanie. Z kolei mowy sofistów w rodzaju Kaliklesa – przynajmniej zgodnie z relacją Platona i innych zwolenników Sokratesa – są jednokierunkowe. Ich celem nie jest wspólne dotarcie do „prawdy”, ale przekonanie słuchacza do własnych racji, za którymi idą partykularne korzyści. Zdominowanie słuchaczy, mające na celu własną korzyść, jest postawą wybitnie antysokratejską. Tego rodzaju mowy są w swym założeniu populistyczne. Populizm nie jest jednak chorobą wyłącznie demokracji, władza tyrańska również odwołuje się do tego sposobu działania, psując dusze w stopniu zdecydowanie większym.

Ważne jest, że Sokrates prowadzi dialog w taki sposób, iż za każdym razem czeka na zgodę swojego współrozmówcy. Bez niej nie podąża dalej. Ta zgoda jest wolnym aktem, a jedyną jej determinantą pozostaje to samo, co determinuje również samego Sokratesa – konieczność uznania logosu. Wolność wypowiedzi – niedopuszczalna w ustroju tyrańskim – jest warunkiem możliwości sokratycznego dialogu. Kiedy Sokrates wypowiada się krytycznie na temat polityki, musimy pamiętać, jakiego rodzaju ustrojem jest ówczesna demokracja ateńska. Po wojnie peloponeskiej, porażce wyprawy sycylijskiej i rządach trzydziestu tyranów przeżywa ona poważny kryzys, a populizm odgrywa w niej rolę zasadniczą. Dlatego – moim zdaniem – nie powinno się Sokratesowej krytyki ówczesnego ustroju traktować jako krytyki demokracji jako takiej. Wytknięcie pewnych patologii nie musi oznaczać krytyki demokracji w każdym z jej aspektów.

Historyk filozofii, który przymierza się do napisania monografii poświęconej Sokratesowi, czuje na plecach „oddech pokoleń”. Publikacje traktujące o Sokratesie można liczyć w tysiącach, a jednak – jak szczerze przyznaje Legutko – napisanie takiej książki jest dla historyka filozofii starożytnej tym, czym dla aktora wcielenie się w rolę Hamleta. Ryszard Legutko podjął to wyzwanie, dzięki czemu otrzymaliśmy znakomitą monografię, prezentującą wieloaspektowy, udokumentowany źródłowo portret ateńskiego filozofa.

Książka:

Ryszard Legutko, „Sokrates. Filozofia męża sprawiedliwego”, Zysk i S-ka, Poznań 2013.

* Krzysztof Łapiński, historyk filozofii starożytnej, adiunkt w Instytucie Filozofii UW.

** Na pierwszym zdjęciu popiersie Sokratesa, rzymska kopia według późnoklasycznego greckiego oryginału. Fot. Marie-Lan Nguyen. Poniżej Sokrates i Platon na średniowiecznej rycinie. Źródło: Wikimedia Commons.

„Kultura Liberalna” nr 243 (36/2013) z 3 września 2013 r.