Anna Mazgal

Wolność w opakowaniu zastępczym

„Cuba Libre. Notatki z Hawany” to próba zebrania doświadczeń kubańskiej blogerki Yoani Sánchez w tom, który da czytelnikom pojęcie o codzienności Kubańczyków. A jest ona trudna, bo Kuba – jako projekt społeczny – umiera.

Yoani Sánchez zaczęła publikować na blogu (http://www.desdecuba.com/generaciony/) w niezgodzie na to, że jako Kubanka nie może we własnym kraju głośno mówić o absurdzie i hiperinflacji rewolucyjnych ideałów. Generación Y to ukute przez absolwentkę lingwistyki określenie pokolenia Kubańczyków urodzonych w latach 70. i 80., których imiona zaczynają się od litery Y albo ją zawierają. Rodzice tych dzieci, zuniformizowani pod wszelkimi innymi względami, chcieli zachować kontrolę nad jedyna rzeczą, która zależała od nich: jak nazwać własne dzieci. Ta forma odreagowania nie przekłada się wszakże, według doniesień autorki, na dyfuzję demokratycznych poglądów i wolnomyślicielskiego ducha. W pokoleniu Y znajdują się zarówno członkowie policji politycznej, jak i żigolo polujący na turystów, których można oskubać z dolarów. Jedno, co ich łączy, to cynizm.

Książka Sánchez mówi tyle o Kubie, co o samej autorce, która opowiada o tym, co widzi, uciekając od polityki i polemik z atakującym ją Fidelem Castro. Od początku publikuje pod własnym imieniem i nazwiskiem w Internecie, z którego korzysta nielegalnie. Yoani Sánchez nie chce etykietki dysydentki – w końcu nie robi nic złego. Utrwala tylko to, co wszyscy widzą, ale nieliczni mają odwagę zobaczyć. Sama siebie nazywa obywatelką i ubolewa nad tym, że to właśnie obywatele stanowią największy kubański deficyt.

Kubańczycy, zdaniem Sánchez, to dorośli, których traktuje się jak dzieci. Nadodpiekuńcza rewolucja niczego im nie tłumaczy, na nic nie pozwala. Gdy złożona przez Raúla Castro obietnica szklanki mleka dla każdego budzi powszechną wesołość, zdanie zostaje wycięte z przemówienia przed retransmisją. Gdy szczątkowa prywatna inicjatywa restauratorów budzi w ludziach zbyt wiele nadziei, wchodzą restrykcyjne przepisy, które ją dławią. Kubańczycy, którzy coraz częściej uważają, że niezgoda na rzeczywistość jedynie psuje zdrowie, przypominają marabú – dziką roślinę która porasta należącą do państwa, nieuprawianą ziemię. Sánchez rejestruje tę bierność, ale z krótkich, soczystych notatek czasem przebija nadzieja na przebudzenie.

Dla wielbicieli romantycznego wizerunku Hawany, zgodnie z którym po ulicach o malowniczo rozpadającej się kolonialnej zabudowie snują się duchy Ibrahima Ferrera i Compaya Segundo, ta ciekawie napisana książka może być dużym rozczarowaniem. To zapis siermiężnej rzeczywistości, który polskim czytelnikom w pewnym wieku przypomni beznadzieję kraju w opakowaniu zastępczym. Jednak poszukującym nadziei na to, że świat może się zmienić na lepsze, o ile ludzie ruszą do działania, książka przypadnie do gustu. Czy Sánchez będzie Rosą Parks kubańskich przemian? Tego nie wiadomo; ale wrażliwy społecznie czytelnik trzyma kciuki. I zastanawia się, jak można podesłać autorce limonki, które leczą chore gardło i których Yoani nie może dostać w Hawanie.

Książka:

Yoani Sánchez, „Cuba libre. Notatki z Hawany”, przeł. Joanna Wachowiak-Finlaison, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010.

* Anna Mazgal, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, ekspertka Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Reprezentuje OFOP w Obywatelskim Forum Legislacji.

„Kultura Liberalna” nr 101 (51/2010) z 14 grudnia 2010 r.