Szanowni Państwo!

Wyniki wyborów samorządowych pokazały, że koalicja 15 października wciąż jest silniejsza niż PiS. Jednocześnie przeciwnicy PiS-u powinni schować chusteczki, którymi machali mu na pożegnanie. Zwraca uwagę frekwencja, która była bez porównania niższa niż jesienią, a nawet niższa niż w wyborach samorządowych w 2018 roku.

Już przed wyborami widzieliśmy, że kampania była co najwyżej letnia. Chociaż obecnie emocje koncentrują się na wynikach głosowania, które są mniej przewidywalne niż w przypadku wyborów parlamentarnych i prezydenckich, to nasza polityka prawdopodobnie szybko wróci do tematów krajowych i międzynarodowych. W kampanii samorządowej kandydaci przekonywali wyborców postulatami dotyczącymi spraw lokalnych, ale i tutaj często było słychać o konieczności współpracy z władzami krajowymi, choćby w temacie obrony cywilnej. 

I nic dziwnego. Premier Donald Tusk powiedział ostatnio, że żyjemy w „czasach przedwojennych”. Taka retoryka jest z pewnością skierowana przede wszystkim do odbiorców na Zachodzie. Chodzi o to, żeby zachodnie społeczeństwa popierały zwiększenie wydatków na obronność, a zachodnie rządy były w większej mierze zdolne do ewentualnego wsparcia wschodnich krajów NATO w razie zagrożenia. Ale jest w niej również element mający znaczenie dla polityki wewnętrznej. Jeśli wojna Rosji przeciwko Zachodowi, mająca na celu zmianę architektury bezpieczeństwa w naszej części Europy, już trwa, a Rosja prowadzi ją nie tylko z Ukrainą, to nie ma żartów i trzeba zabrać się za konkretne zadania, zwiększające nasze bezpieczeństwo. W takiej właśnie Europie i Polsce czasu wojny istnieją nowe wyzwania polityczne, na które można odpowiedzieć tylko wówczas, jeśli dobrze zdiagnozuje się sytuację po roku 2022.

Diagnozę przedstawiają Karolina Wigura i Jarosław Kuisz w książce „Suwerenność posttraumatyczna. Esej o Europie Środkowo-Wschodniej”, która została początkowo wydana w Niemczech, a wkrótce będzie miała premierę w Polsce. Autorzy tłumaczą w niej, dlaczego doświadczenie historyczne i geopolityczne Europy Środkowo-Wschodniej, które zmuszało ją przez setki lat do ponoszenia skutków rosyjskiego imperializmu, sprawia, że łatwiej zrozumieć jej politykę prowadzoną przez Rosję.

Według Wigury i Kuisza Europa Zachodnia i Środkowo-Wschodnia inaczej rozumieją pojęcie suwerenności. A różnice te wynikają ze zbiorowej traumy utraty suwerenności i ciągłego jej zagrożenia, którego doświadczył Wschód. Lęk sprawia, że kraje regionu wyraźniej widzą niebezpieczeństwo ze strony Rosji.

W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” publikujemy przedpremierowo fragment książki „Suwerenność posttraumatyczna. Esej o Europie Środkowo-Wschodniej” autorstwa Jarosława Kuisza i Karoliny Wigury.

W eseju otwierającym wspomnianą książkę Karolina Wigura i Jarosław Kuisz piszą: „Rzadko wspomina się o tym, że mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej rozumieją termin «suwerenność» inaczej niż Europa Zachodnia. Dla narodów Europy Środkowej i Wschodniej suwerenność nie jest, jak dla Francji czy Niemiec, źródłem stabilności. Raczej wykazują oni specyficzną nadwrażliwość na możliwość jej ponownej utraty; kojarzą więc samą suwerenność ze zbiorową traumą. […] «Mamy niepodległe państwo i traumę związaną z jego utratą» – to prawdopodobnie najkrótsze ujęcie problemu, powiedzmy, w stylu portalu X. Polacy, Litwini, Ukraińcy i inni mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej odczuwają wspólny niepokój o swoje kraje. To niepokój egzystencjalny. […] Tutaj zaczyna się nieopisane dotąd zjawisko suwerenności posttraumatycznej. Społeczeństwa te wierzą, że ich niepodległość, przywrócona z tak wielkim wysiłkiem po 1989 roku, może zostać łatwo utracona, co XX wiek udowodnił aż nazbyt boleśnie. Rosyjskie zagrożenie militarne dla Ukrainy ożywia stare traumy – paradoksalnie, nie tylko te generowane ze Wschodu. Kolejny niepokój, mówiąc wprost, polega na tym, że Zachód «po raz kolejny nas porzuci»”.

Toomas Ilves, prezydent Estonii w latach 2006–2016, w rozmowie z Jakubem Bodzionym mówi o tym, że reakcja Zachodu na wojnę nie zapewni Europie bezpieczeństwa między innymi dlatego, że nie traktował dostatecznie poważnie perspektywy wschodnioeuropejskiej. Mówi: „Tak, mnie również oskarżano o rusofobię. Mieliśmy swoje doświadczenie i dowody, ale mało kto chciał nas słuchać. Tylko że to się nie zmieniło, wystarczy spojrzeć na zdjęcie z podpisania umowy na Nordstream II, gdzie szeroko uśmiecha się Mark Rutte, były premier Holandii i zapewne kolejny sekretarz generalny NATO. Tymczasem […] Frans Timmermans, były wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, uznał, że sekretarz generalny NATO nie powinien pochodzić z kraju, który graniczy z Rosją. To dosyć zaskakujące, biorąc pod uwagę, że Jens Stoltenberg, który jest na tym stanowisku najdłużej w historii, pochodzi z Norwegii. To pokazuje ignorancję, głupotę i uprzedzenie względem wschodniej i środkowej Europy”.

W podcaście „Kultury Liberalnej” publikujemy również rozmowę Jakuba Bodzionego z Andrew Michtą, analitykiem do spraw bezpieczeństwa w Atlantic Council.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”