Jakub Bodziony: Dlaczego ekologia nie jest ważna w polskiej polityce?
Urszula Kuczyńska: Jest bardzo ważna, tylko politycy największych partii jeszcze się nie zorientowali. Ale to zdecydowanie temat, który będzie kształtował świadomość wyborców, szczególnie tej najmłodszej grupy. To oni będą wywierać coraz większą presję, gdyż mają świadomość, że poniosą konsekwencje wszystkich dzisiejszych zaniedbań polityków.
Zgadzam się, że to temat „do wzięcia”. Ale z drugiej strony można zapytać, dlaczego partie głównego nurtu mają przygotowywać coś dla młodych, jeśli oni nie chodzą na wybory?
Nie chodzą na wybory, ponieważ mają wrażenie, że nikt nie traktuje ich poważnie. Główni gracze na scenie politycznej, czyli „PO-PiS”, ale również Wiosna, nie mają dla młodych w zakresie ekologii żadnej konkretnej propozycji. Dlatego najmłodsi wyborcy szukają nowej formy polityki i realnego wpływu na rzeczywistość. Widzą, że to, co dzieje się obecnie, jest skandaliczne.
Zieloni są częścią największej siły opozycyjnej, czyli Koalicji Europejskiej. Może jednak temat istnieje w głównym nurcie politycznym?
Założenie, że Zieloni w ramach zupełnie bezideowej Koalicji Europejskiej będą promować zieloną agendę, jest nierealne. Nie zdołali nawet wynegocjować miejsc na listach wyborczych, które zapewniłyby im mandaty w Parlamencie Europejskim, więc nie liczyłabym na to, że będą mieć wpływ na program polityczny koalicji. Zieloni popełnili ogromny strategiczny błąd i stracili swoją wiarygodność w debacie publicznej o ekologii.
Marek Kossakowski, lider Zielonych, powiedział nam ostatnio, że bardzo dobrze współpracuje mu się z Grzegorzem Schetyną.
Niezwykle szanuję Marka Kossakowskiego, ale z jego optymizmu niewiele wynika. Pomysły Zielonych na sprawiedliwą transformację energetyczna są wręcz przeciwskuteczne i znajdują się w kontrze do obecnych tendencji europejskich Zielonych.
To znaczy?
Fińscy Zieloni jasno mówią, że zgadzają się z raportem IPCC [Międzyrządowego Panelu do spraw Zmian Klimatu — przyp. red.], który mówi, iż realną alternatywą i szansą na redukcję emisji CO2 jest odejście od spalania paliw kopalnych, natomiast istotne jest też zastąpienie podstawy źródeł energii atomem. Odnawialne źródła energii są ciekawe, jednak nie zapewnią podstawy systemu i nie zastąpią nam Bełchatowa. Są niestabilne, a nie dysponujemy obecnie odpowiednimi bateriami, które pozwolą nam na wielkoskalowe magazynowanie energii.
To dlaczego Zieloni w Niemczech, którzy postulują zamknięcie obecnie działających elektrowni jądrowych, osiągnęli tak duży sukces, że obecnie prowadzą w sondażach?
Sukces niemieckich Zielonych to przede wszystkim efekt tego, że są oni alternatywą dla nacjonalistów. Niemców nie dotknęły jeszcze w pełni skutki Energiewende, czyli niemieckiej transformacji energetycznej, która polegałana decyzji o odejściu od atomu i przejściu na OZE w imię ekologii, a okazało się, że oznacza wzrost importu i uzależnienie od gazu ziemnego z Rosji oraz kontynuacji spalania węgla kamiennego i brunatnego. Ale tam też coraz głośniej wybrzmiewa sprzeciw wobec zamykania mogących funkcjonować jeszcze długie lata elektrowni jądrowych.
Polska infrastruktura energetyczna w większości powstała za towarzysza Gierka i w dużej części wkrótce będzie się nadawała na złom. Będziemy musieli jakoś zastąpić te źródła, a do tego znacznie ściąć emisje, ze względu na wymogi Brukseli. | Urszula Kuczyńska
A jaki jest pomysł Lewicy Razem na polską energetykę?
Skupiamy się przede wszystkim na współpracy międzynarodowej, która zakłada powstanie europejskiej sieci na rzecz transformacji energetycznej i odejścia od paliw kopalnych, w tym gazu ziemnego. W naszym programie europejskim mamy również postulat, który zakłada, że OZE będą stanowiły 40 procent naszego miksu energetycznego.
Dlaczego miałoby wam się udać? Zieloni ponieśli porażkę.
W Razem obiecaliśmy sobie, że chcemy prowadzić politykę opartą na faktach, a nie na złudzeniach. Jeżeli chodzi o transformację energetyczną, to widzimy że niemiecka koncepcja zupełnie nie działa.
Bo?
Niemcy emitują obecnie ponad dwa razy więcej dwutlenku węgla na obywatela niż Francja, która opiera się na energetyce jądrowej. Finowie, którzy od zawsze wszystko robią po swojemu, bardzo aktywnie działają na miksie atomu i stopniowo zwiększanego udziału OZE. A Polska infrastruktura energetyczna w większości powstała za towarzysza Gierka i w dużej części wkrótce będzie się nadawała na złom. Będziemy musieli jakoś zastąpić te źródła, a do tego znacznie ściąć emisje, ze względu na wymogi Brukseli.
Czyli atom jest niezbędny w transformacji energetycznej?
Oczywiście. Od ośmiu lat zawodowo zajmuję się energetyką i nie da się wyprodukować energii bez kosztów. Mówienie o tym, że OZE są zeroemisyjne to bajki, bo do budowy paneli używa się minerałów, które trzeba wykopać. Zaledwie kilka dni temu ponad 40 górników zginęło w Demokratycznej Republice Konga podczas wydobywania kobaltu potrzebnego w panelach fotowoltaicznych. Żeby produkować turbiny wiatrowe, potrzebujemy ogromnych ilości neodymu, czyli tak zwanego metalu ziem rzadkich, a jego wydobycie zamienia w pustynie ogromne połacie terenu w Chinach i Mongolii. My myślimy o tym jak minimalizować koszty nie tylko ze względu na klimat, ale również na sposób, w jaki pozyskujemy surowce do budowy infrastruktury energetycznej.
A co z odpadami radioaktywnymi?
Po pierwsze — składować. Znów podam przykład Finlandii, gdzie działa Onkalo, bezpieczne i długoterminowe składowisko głębinowe dla odpadów radioaktywnych. Szwajcaria składuje swoje odpady —wszystkie wyprodukowane przez szwajcarski sektor jądrowy, przez cały okres jego działania — w hali o wielkości boiska do piłki nożnej. A składuje je po to, żeby już wkrótce mogły zostać paliwem dla reaktorów prędkich powielających, które są w stanie dopalać paliwo po obecnie wykorzystywanych reaktorach. Dlaczego zakładamy, że rozwój technologii pozwoli na oparcie się na OZE, jednocześnie zakładając, że technologia jądrowa nie pójdzie do przodu, zwłaszcza, kiedy sposób na poradzenie sobie z odpadami już w zasadzie jest i działa?
Poza tym, uważam rozmowę o problemie odpadów radioaktywnych za całkowite mydlenie oczu. Pierwsze odpady z polskiej elektrowni pojawiłyby się za kilkadziesiąt lat. Kilkadziesiąt! A z katastrofą klimatyczną i jej skutkami mamy do czynienia już dziś. Przesuwanie w czasie prób poradzenia sobie z nimi i zapobiegania pogorszeniu się sytuacji to krok w stronę przepaści. Przeciwnicy oparcia się, choćby tymczasowego, na atomie będą równie winni nadciągającego końca świata, jaki znamy, co klimatyczni denialiści pokroju Trumpa. Teraz to ostatni moment na działanie i polską elektrownię jądrową.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Wikimedia Commons.