„Należało publikować czy nie?”, pytał historyk Pierre Nora w nocie wstępnej do „Dziennika” Pierre’a Drieu La Rochelle’a, jednego z czołowych pisarzy-kolaborantów w okupowanej Francji. I natychmiast dopowiadał: „W obliczu tych wojennych zapisków, ziejących nienawiścią, którą Drieu żywił do wszystkich i wszystkiego, do kobiet, Żydów, swoich najlepszych przyjaciół i do samego siebie, to pytanie postawi sobie wiele osób, tak jak wielokrotnie stawiali je sobie wydawcy tej książki” [1].
Mit kontestatora
To prawda, zaraz po wydaniu dziennika na początku lat 90. wśród publicystów, krytyków i historyków rozgorzał namiętny spór o znaczenie i miejsce dzieła tego najbardziej utalentowanego obok Céline’a „łajdaka” francuskiej literatury. Argumenty były te same, co w trakcie innych tego typu debat. Z jednej strony obrońcy publikacji zwracali uwagę na fakt, że należy rozróżniać Drieu jako collabo i Drieu jako wybitnego pisarza. Przeciwnicy wskazywali na antysemicką i prohitlerowską wymowę jego zapisków. Sam Nora we wspomnianej już nocie tak uzasadniał wydanie dzienników: „Samobójstwo [Drieu] i szczerość jego «Récit secret» uczyniły z niego w oczach powojennego pokolenia romantycznego i nietzscheańskiego bohatera, postać z legendy o nonkonformistycznym kontestatorze, faszystę, który nie miał krwi na rękach, intelektualistę, który w swoim zaangażowaniu poszedł do końca i zapłacił za to najwyższą cenę. Jego osoba stała się mityczna. Uniewinniamy go bez dokładnego przyjrzenia się mu. A więc zróbmy to! Ten dziennik daje ku temu okazję. Każdy będzie mógł zweryfikować swoje sądy” [2].
„Dziennik” Drieu ukazał się w słynnej serii „Témoins” (Świadkowie), wydawanej przez Gallimarda. Nora bronił tej publikacji, tak jak wcześniej bronił przed atakami nieprzychylnych recenzentów „Eichmanna w Jerozolimie” Hannah Arendt czy wspomnieniową książkę Artura Londona o procesie Slánský’ego. Od tej pory minęło jednak dwadzieścia lat i zapiski Drieu w niejednej bibliotece zdążył pokryć kurz, zaś nazwisko ich autora szybko przestało pojawiać się w publicznej debacie. Jeśli już do tego dochodziło, pisarz przywoływany był raczej w wąskim gronie specjalistów zajmujących się historią intelektualną Francji w czasie II wojny światowej.
Dobry zły pisarz
Dziś „kwestia Drieu” znów wróciła na łamy czasopism. A to za sprawą – rzecz niebagatelna! – wydania jego dzieł w prestiżowej bibliotece Plejady. Co Plejada oznacza i oznaczała dla Francji, najlepiej świadczy opis szaleństwa, jakie już we wczesnych latach 40. ogarniało bibliofilów w trakcie polowania na jej kolejne tomy. „W Rzymie – pisze Pierre Assouline, powołując się na dziennik Gide’a – rozchwytują je płacąc za najrzadsze, zwykle wyczerpane tytuły, dwa tysiące franków, w Nowym Jorku zaś niektóre z nich dochodzą aż do pięciu tysięcy franków!” [3]. Dla pisarza publikacja w tej serii do dziś stanowi świadectwo jego literackiego geniuszu. Być wydanym w Plejadzie, to być klasykiem, figurować pomiędzy Balzakiem, Baudelaire’em i Hugo, stanowić część narodowego dziedzictwa.
Czy Drieu na to zasłużył? Tuż po publikacji jego dzieł przez Gallimarda, Phillipe Sollers zamieścił w lewicowym „Nouvel Observateur” tekst broniący tej decyzji: „Imię Drieu La Rochelle’a jest przeklęte – pisał – i słusznie. […] Czyż trzeba się jednak obawiać, że z powodu tego wydania Plejady nastąpi jakaś wielka rehabilitacja faszyzmu we Francji? Reagujący machinalnie idioci nie omieszkają zapewne tego powiedzieć, jednak poprzestawanie tylko na tym to nic innego jak odruch Pawłowa. Dobrze wiadomo, że milczenie i cenzura wzmacniają jedynie fałszywe wyobrażenia” [4]. Sollers bronił również talentu Drieu, ustawiając go w szeregu, jak ich nazywał, „dobrych złych pisarzy”. Wspomniany już Pierre Assouline, autor biografii Gastona Gallimarda i książki o powojennych procesach francuskich intelektualistów zaangażowanych w kolaborację, wypowiedział się w bardziej stonowany sposób. Na łamach „L’Histoire” (nr 374) stwierdził, że Drieu, owszem, ma swoje miejsce w serii Plejady, ale pod jednym warunkiem – że „nigdy nie będzie się oddzielało jego estetyki od jego ideologii, i że pierwsza nigdy nie przysłoni nam drugiej” [5].
Paryski dandys, rozczarowany dekadent
W obliczu faktu, że tom z dziełami literackimi Drieu (wydawca wyłączył z niego pisma polityczne, takie jak „Avec Doriot” czy „Socialisme fasciste”) stoi już na księgarskich półkach, powyższa dyskusja wydaje się nieco spóźniona. Kontrowersje wokół francuskiego pisarza przynoszą jednak inne ciekawe pytanie: dlaczego młodzi, inteligentni i często zdolni ludzie zostawali w latach 30. faszystami?
W przypadku Drieu La Rochelle’a jest to pytanie o tyle zasadne, że na początku lat 20. mało kto przewidziałby, że ten raczkujący podówczas poeta i pisarz zostanie jednym z czołowych piór radykalnej prawicy. Po powrocie z frontu w 1917 roku (pobyt ten, podobnie jak dla całego pokolenia, pozostanie dla niego do końca największą życiową traumą) Drieu wydał swój pierwszy tom wierszy. Pacyfistyczne przekonania i literackie ciągotki sprawiły, że zbliżył się do środowiska francuskich surrealistów. Tam poznał Aragona, z którym połączyła go długoletnia przyjaźń, wielokrotnie przypieczętowywana wspólnymi rajdami po paryskich burdelach. Do najbliższych przyjaciół Drieu należał również coraz mocniej komunizujący André Malraux.
W pierwszym dziesięcioleciu po I wojnie światowej Drieu bryluje więc na literackich salonach, eksperymentuje z narkotykami, pisze pierwsze powieści, bierze ślub, szybko rozwodzi się, romansuje z licznymi kobietami, pośród których najsłynniejszą pozostanie chyba charyzmatyczna Victoria Ocampo – przyjaciółka Borgesa i założycielka argentyńskiego pisma „Sur” (pojawią się w nim teksty m. in. Malraux, Borgesa, Michaux i Heideggera). Drieu spogląda przy tym wszystkim na świat z nieskrywaną goryczą, zrodzoną z poczucia, że wraz z wybuchem Wielkiej Wojny rozpoczął się powolny upadek Europy. Pod tweedową marynarką paryskiego dandy skrywa się rozczarowany współczesną Francją dekadent.
Męskie przyjemności
Pod koniec lat 20. coś się zmienia. Drieu popada w coraz większy pesymizm. Trzecia Republika, republika – jak mówią o niej złośliwie – drobnych sklepikarzy i nauczycieli z małych miasteczek zaczyna pogrążać się w partyjnych walkach. Drieu powoli przesuwa się w stronę skrajnej prawicy. Najpierw na krótko wiąże się z monarchistyczną „L’Action Française”, ale kulminacyjny zwrot ku ekstremum następuje dopiero pamiętnego 6 lutego 1934 roku. To wówczas, jak pisze amerykański historyk Robert O. Paxton, rozpoczęła się w Paryżu „najburzliwsza noc od 1871 roku”. Prawicowe bojówki weteranów i działaczy monarchistycznych, nacjonalistycznych i faszystowskich organizacji starły się z policją i komunistami. „Manifestacja […] i jej stłumienie praktycznie rozpoczęły w połowie lat 30. wojnę domową we Francji”, podkreśla Paxton [6]. Zarówno prawicowe, jak i lewicowe ekstremizmy urosły w siłę.
Dla Drieu, a także dla wielu późniejszych kolaborantów, jest to moment formacyjny. Od tej pory wypadki toczą się szybko. Drieu wstępuje do populistycznej i faszyzującej Francuskiej Partii Ludowej (Partie Populaire Français) Jacques’a Doriota, byłego komunisty i wiecznego mera Saint-Denis. W 1934 roku gości na nazistowskim wiecu w Norymberdze, który określi jako „rodzaj męskiej przyjemności”. Jeszcze w roku 1940 jest gotów bić się za Francję, ale po klęsce szybko zaczyna współpracę z Niemcami. Ci ostatni obsadzają go na stanowisku szefa legendarnego pisma „Nouvelle Revue Française”, wydawanego przez Gallimarda. Drieu wierzy w Niemców do momentu, w którym rozpoczynają – z góry przegraną według niego – wojnę z ZSRR. Do końca jednak pozostanie pod olbrzymim wrażeniem Hitlera. W lipcu 1944 roku zanotuje w „Dzienniku”: „Żałuję tylko jednej rzeczy: że nie głosiłem z większym zaangażowaniem mojej miłości do przemocy, przygody, do Hitlera i hitleryzmu (pomimo jego okropnych porażek i niedoskonałości)” [7]. Jednocześnie wciąż pisze książki, między innymi tak chwalone dziś przez Philippe’a Sollersa „Récit secret” (Sekretne opowiadanie). „Dzieło – jak zachwyca się Sollers – jedyne w swoim rodzaju” [8].
Nawet nie wiesz, jak dobra jest moja śmierć
Co począć z takim życiorysem? Gdzie należy szukać klucza do zrozumienia politycznych wyborów Drieu? Jedną z odpowiedzi może być konsekwencja, z jaką wyznawał on niektóre ze swoich poglądów. Od lat 20. Drieu twierdził, że międzywojenną Francję najlepiej opisują plagi, jakie na nią spadły: spadek urodzin, alkoholizm, materializm klas posiadających, pogłębiające się nierówności społeczne i moralne rozprzężenie, z którego sam intensywnie korzystał w pierwszych latach po I wojnie światowej. Lekiem na to wszystko nie był jednak zwykły nacjonalizm. Drieu nie wierzył w państwo, tak jak nie wierzył w parlamentaryzm i wartości demokratyczne. Odrodzenia Europy upatrywał w jej zjednoczeniu, w federacji. To dlatego książkę z 1931 roku wymownie zatytułował „L’Europe contre les patries” (Europa przeciwko ojczyznom). Kto miał zjednoczyć i uzdrowić Stary Kontynent? Drieu długo szukał kandydatów. Najpierw wśród francuskich socjalistów z Front commun (Wspólnego Frontu), później wśród rojalistów oraz w populistycznej partii Doriota. Na końcu u Niemców – w osobie Hitlera. Warunek był jeden: przywódca nowej Europy musiał wykazać się zdecydowaniem i nietzscheańską wolą mocy.
W przypadku Drieu kwestia jego kolaboracji jest jednak bardziej skomplikowana i łączy się tyleż z pobudkami ideowymi, co z jego neurozami, które towarzyszyły mu całe życie. W przeciwieństwie do Céline’a, który współpracował z okupantem z przekory, zawiści i wrodzonego poczucia absolutnej anarchii, Drieu La Rochelle’a zafascynował przede wszystkim nazistowski mit zdrowia psychicznego i tężyzny fizycznej, wykreowany przez Niemców świat męskich wartości. Wydawałoby się, że Drieu w hitlerowskich ideałach odnajdywał to, czego brakowało jemu samemu. Był przecież mężczyzną, który wiecznie musiał udowadniać sobie i innym swoją męskość; w burdelach, w sypialniach kolejnych kochanek, na łamach kolaboracyjnych gazet i w swoich powieściach, w których objawiał się jako dekadent i mizogin uprawiający swoisty kult śmierci.
Paradoksalnie to chyba ta dekadencka twarz Drieu La Rochelle’a jest dziś najbardziej niebezpieczna; jest bowiem najbardziej urokliwa. Podobnie jak Alain Leroy, bohater najwybitniejszej powieści Drieu „Le Feu Follet” (Błędny ognik), który popełnia samobójstwo w zakładzie dla osób uzależnionych od alkoholu. Po wojnie w 1963 roku jego postać zagra w filmowej adaptacji Louisa Malle’a przystojny Maurice Ronet. W ostatniej scenie, w której Alain Leroy umiera od strzału z pistoletu, mogłyby zabrzmieć słowa z listu Drieu do Victorii Ocampo, napisanego tuż przed zażyciem przez pisarza śmiertelnej dawki luminalu: „Nawet nie wiesz, jak dobra jest moja śmierć, przez tę cudowną noc, okno otwarte na Paryż…” [9].
Przypisy:
[1] Pierre Nora, „Avertissement de l’éditeur” [w:] Pierre Drieu La Rochelle, „Journal 1939-1945”, Gallimard, Paris 1992, s. 7.
[2] Pierre Nora, tamże, s. 8.
[3] Pierre Assouline, „Gaston Gallimard. Pół wieku francuskiego edytorstwa”, przeł. Barbara Janicka, PIW, Warszawa 1996, s. 363.
[4] Philippe Sollers, „Drieu mérite-t-il la Pléiade? Oui”, „Le Nouvel Observateur”, 26 avril 2012.
[5] Pierre Assouline, „Drieu sur papier bible”, „L’Histoire” (nr 374).
[6] Robert O. Paxton, „Francja Vichy. Stara gwardia i nowy ład, 1940-1944”, przeł. Jacek Lang, Bukowy Las, Wrocław 2011, s. 300.
[7] Pierre Drieu La Rochelle, „Journal 1939-1945”, Gallimard, Paris 1992, s. 406.
[8] Philippe Sollers, dz. cyt.
[9] Cyt. za: Jean d’Ormesson, „La belle étrangère de Drieu”, „Le Figaro Littéraire”, 20 septembre 2007.
Książki:
Pierre Drieu La Rochelle, „Journal 1939-1945”, Gallimard, Paris 1992.
Pierre Drieu La Rochelle, „Romans, récits, nouvelles”, édition de Jean-François Louette, Gallimard, La Pléiade, Paris 2012.