Katarzyna Sarek
Wielki skok, wielki głód
Więcej, szybciej, lepiej – Mao Zedong postanowił, że Chiny, jak tyczkarz, jednym imponującym skokiem dogonią gospodarczo Zachód. Jak się do tego zabrano i co z tego wynikło?
Przez wiele dekad chiński tzw. wielki skok naprzód miał wydźwięk cokolwiek humorystyczny, w powszechnej świadomości kojarzył się z próbami wytopu stali w dymarkach czy kampaniami przeciw wróblom. Zapieczętowane archiwa, czyli brak dostępu do źródeł, uniemożliwiały powstanie solidnych opracowań, które pozwoliłyby na szersze spojrzenie na ten okres i kompleksowe zbadanie jego skutków społecznych i gospodarczych. Dopiero od niedawna chińskie władze nieco hojniej udostępniają historykom dokumenty (starsze niż 30 lat), dzięki czemu Frank Dikötter mógł napisać swoją książkę „Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958–1962”. Ta publikacja sprawiła, że tragiczne skutki wielkiego skoku naprzód mogą w końcu zająć należne im miejsce w ścisłej czołówce okrucieństw XX wieku.
Holender Frank Dikötter, absolwent historii i rusycystyki w Genewie, doktor słynnej londyńskiej School of Oriental and African Studies, przez wiele lat pracował w brytyjskich instytucjach naukowych. W 2006 r. otrzymał posadę w Hongkongu, gdzie do dziś wykłada na University of Hongkong. Specjalizuje się w najnowszej historii Chin i nie boi się podejmować kontrowersyjnych tematów. Wydana w 2010 r. książka o wielkim głodzie w Chinach została wybrana książką roku m.in. przez „The Economist”, „The Independent”, „BBC History Magazine” i zdobyła w 2011 r. Samuel Johnson Prize for Non-Fiction, najbardziej prestiżową brytyjską nagrodę literatury faktu. Niedawno ukazało się jej tłumaczenie na język polski, za co wszyscy interesujący się nie tylko historią Chin, ale po prostu historią najnowszą, powinni gorąco podziękować wydawnictwu Czarne.
„Wielki głód” to fascynująca opowieść napisana z wielka erudycją i stylistyczną brawurą. Książka przystępna dla każdego, ale równocześnie zachowująca staranność i rzetelność dzieła naukowego. Z konieczności jest pełna przygnębiających opisów głodujących ludzi, przemocy i terroru, ale równocześnie wciąga i fascynuje, bowiem można w niej zaznajomić się z dziejami i skutkami wielkiej utopii i poznać cenę, jaką płacą całe narody za szalone pomysły swoich przywódców. W opracowaniu Diköttera można znaleźć odpowiedzi na zasadnicze pytania dotyczące wielkiego skoku i wywołanego przez niego wielkiego głodu – jakie były przyczyny, kto ponosi odpowiedzialność, dlaczego tak późno położono temu kres. W trzydziestu siedmiu krótkich rozdziałach Dikötter wyczerpująco opisuje sytuację gospodarczą i polityczną Chin tego okresu, przebieg i skutki szaleńczych reform, a także strategie, do jakich uciekali walczący o przetrwanie ludzie. Ciekawe jest zestawienie dwóch perspektyw, z książki dowiemy się bowiem, co działo się w najwyższych kręgach władzy, a także poznamy sytuację zwykłych ludzi, tych którzy najbardziej odczuwali skutki decyzji podejmowanych wysoko ponad ich głowami.
Dymarki, czyli Chiny gonią Wielką Brytanię
A wszystko zaczęło się od idée fixe Mao Zedonga, który postanowił, że Chiny w ciągu kilkunastu lat mają gospodarczo wyprzedzić Wielką Brytanię w produkcji stali. Co lepiej nadawało się na symbol zwycięskiego socjalizmu? Lśniące blachy, olbrzymie huty, gorące piece miały zmienić rolnicze i zacofane Chiny w przemysłowego potentata. Dymarki pokryły kraj. Wrzucono do nich narzędzia rolnicze, naczynia, klamki, każdy dostępny okruch metalu. Jak się to skończyło, łatwo zgadnąć. Nie było czym uprawiać ziemi, nie dało się ugotować obiadu, uszyć ubrania czy naprawić butów.
Energicznie zabrano się także za reformowanie społeczeństwa i wyplenianie burżuazyjnych nawyków. Zniesiono prywatną własność, wszyscy stali się członkami komun, które dosłownie w każdym aspekcie organizowały życie swoich członków i zyskały dzięki temu nad nimi absolutną władzę. Co gorsza Mao postanowił również zająć się rolnictwem. Nowe socjalistyczne metody, które polegały m.in. na głębokim aż do jednego metra przekopywaniu gleby, gęstszym sadzeniu czy częstszym siewie, błyskawicznie zaowocowały spadkiem wydajności i mniejszymi zbiorami. Na dodatek chłopów co rusz odciągano od pracy w polu, czy to do wytopu stali, czy do gigantycznych projektów wodnych. Mao bowiem uznał naturę za wroga, który stoi na przeszkodzie postępu i modernizacji – kazał grodzić rzeki, kopać kanały, tępić wróble, karaluchy, muchy i szczury. Każdy z tych pomysłów okazywał się zgubny w skutkach, ale oficjalnie panowała propaganda sukcesu. Raportowano zawyżone liczby na temat zbiorów. Każdy szczebel administracyjny pragnął się wykazać przez zwierzchnikami i nadymał statystyki. W efekcie do Pekinu docierały kosmiczne dane, ale za to potwierdzające spektakularne sukcesy. Niestety, to w oparciu o nie władze centralne nakładały kwoty dostaw obowiązkowych, przez co chłopi musieli oddać państwu większość, a czasem i całość swoich zbiorów. Gdy zabrano ziarno do jedzenia, ziarno na paszę i ziarno na siew, los wsi był przypieczętowany. Rozpoczął się głód. Za nim przyszły kradzieże, przemoc, sprzedawanie dzieci i kobiet, morderstwa, kanibalizm.
Trudne działania na wielkich liczbach
Czy Mao i najwyższy krąg partyjny wiedzieli, co naprawdę dzieje się na wsi? Dikötter uważa, że musieli wiedzieć, biorąc pod uwagę skalę zjawiska i czas jego trwania, rozbudowaną siatkę prywatnych informatorów czy liczbę listów, petycji i próśb, które wysyłali zrozpaczeni ludzie.
Dopiero na początku 1962 r. nastąpił przełom. Podczas zebrania partyjnego Liu Shaoqi, ówczesny numer dwa w Chinach, odważył się opowiedzieć o wizycie w swojej rodzinnej wsi, w której zmarła większość mieszkańców, oraz stwierdzić, że za zaistniałą sytuację masowego głodu na chińskiej wsi częściową winę ponosi błędna polityka, a nie wyłącznie nadzwyczajne klęski naturalne. Mao musiał mu przyznać rację, ale publicznego afrontu nie zapomniał. Zemścił się kilka lat później w czasie rewolucji kulturalnej, kiedy skutecznie rozprawił się z krytykami, a pozbawiony opieki lekarza Liu Shaoqi zmarł w więzieniu.
Do masowych zgonów przyczynił się nie tylko niedobór żywności. Śmierć przychodziła na skutek wycieńczenia pracą, zimna czy nieleczonych chorób. Dikötter szacuje, że ok. 2,5 mln ludzi zostało zabitych lub zamęczonych, a ponad 1 mln popełniło samobójstwo. Jaki jest całościowy bilans czterech lat brutalnego wdrażania bezsensownych pomysłów Mao? Autor ocenia liczbę ofiar na ok. 45 mln, co przewyższa o kilkanaście milionów wcześniejsze szacunki. Liczba ta pochodzi z analizy zdobytych w archiwach dokumentów, danych demograficznych i opracowań chińskich autorów dotyczących poszczególnych regionów czy miast. Pojawiają się głosy, że biorąc pod uwagę niewiarygodność chińskich danych, również tych pochodzących z oficjalnych dokumentów, powszechnie naginanych, aby pasowały do wykreowanej w Pekinie rzeczywistości, liczba ofiar jest i pozostanie niemożliwa do ustalenia. Dikötterowi zarzuca się również zbyt surową ocenę rządów komunistów w Chinach i malowanie Mao wyłącznie w czarnych barwach. Zapomina o tym, że od 1949 do 1958 r. Chiny były najlepszym przykładem pomyślnie przeprowadzonej rewolucji socjalistycznej. W ciągu niecałych dziesięciu lat udało się znacząco poprawić warunki życia ludności (relacje z tego okresu są pełne optymizmu i wspomnień o względnym dostatku), spadła śmiertelność i znacznie zwiększyła się liczba urodzin. Można perfidnie stwierdzić, że komuniści padli ofiarą własnego sukcesu: gdyby ludność Chin była mniej liczna, skutki głodu byłyby znacznie mniej dotkliwe.
Najeść się i zapomnieć
Większość Chińczyków nie zdaje sobie sprawy, co naprawdę wydarzyło się pomiędzy 1958 a 1962 rokiem. Podręczniki lakonicznie głoszą, że były to lata głodu, którego doświadczyły pewne rejony kraju dotknięte wyjątkowymi klęskami naturalnymi – suszami, powodziami czy nalotami szarańczy. Ignorancję młodych można zrozumieć, ale przecież wciąż żyją ludzie, którzy sami doświadczyli skutków szalonych wizji Mao, czemu więc nie słychać ich głosów? Dlaczego w masowej świadomości przetrwała wtłaczana przez propagandę wersja wydarzeń głosząca, że ZSRR nagle zażądał spłaty zobowiązań, zwiększony eksport żywności doprowadził do niedoborów w kraju, na co nałożyły się lata wyjątkowych klęsk naturalnych (w rzeczywistości Chiny same zaproponowały ZSRR wcześniejszą spłatę zobowiązań). Z bardzo prostego powodu. Wielki głód zdziesiątkował przede wszystkim tereny wiejskie, a chłopi, jak wtedy, tak i dziś, nie mają prawa głosu. Dzięki rekwizycjom żywności z głodujących wsi, ludność miejska, mimo że niedojadająca i klepiąca biedę, nie doświadczyła nawet części gehenny, jaka dotknęła chińskich chłopów.
W ciągu zaledwie dwóch pokoleń Chińczycy przeszli od głodu do nadmiaru żywności i otyłości. Zachłanność, determinacja i dążenie do sukcesu, które są tak widoczne w dzisiejszym społeczeństwie chińskim być może mają korzenie w tamtej epoce. Konsumpcjonizm może być sposobem na odreagowanie czasów, gdy człowiek nie posiadał dosłownie nic, a dostęp do dóbr materialnych był kwestią życia i śmierci.
Władze chińskie zdołały wyprzeć lata głodu nie tylko z pamięci własnego społeczeństwa. Udało im się, również dzięki naiwności odwiedzających cudzoziemców, m.in. François Mitterranda, którzy publicznie zaprzeczali doniesieniom o głodzie w Chinach, nie dopuścić do rozpowszechniania informacji o kataklizmie. Zamknięcie kraju, brak opracowań naukowych, zaplombowane archiwa, to wszystko sprawiło, że te cztery najczarniejsze lata historii Chin dopiero teraz zyskują należny im rozgłos. „Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958–1962” to pozycja obowiązkowa na półce każdego zainteresowanego historią XX wieku.
Książka:
Frank Dikötter, „Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958–1962”, przeł. Barbara Gadomska, Wydawnictwo Czarne, 2013.
* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, członkini redakcji „Kultury Liberalnej, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
„Kultura Liberalna” nr 221 (14/2013) z 2 kwietnia 2013 r.