„Fotograf” nie jest pierwszym filmem, w którym reżyser mierzy się z tematem historii swojego rodzinnego miasta. W „Małej Moskwie”, wcześniejszym filmie zainspirowanym powojennym okresem Legnicy, Krzystek zdecydował się opowiedzieć o polsko-radzieckich relacjach przez kostium gatunkowy, opierając film na zakazanym romansie polskiego oficera i żony radzieckiego pilota. Mezalians odsłaniał okrutną bezduszność systemu, zmuszającego dwa narody do trwania w fikcji; chociaż dzielili przestrzeń jednego miasta, obywatele Związku Radzieckiego mieli zakaz utrzymywania jakichkolwiek bliższych relacji z Polakami. Romans Wiery Swietłowej i porucznika Janickiego, rozwijający się zgodnie z regułami klasycznego melodramatu, budował porozumienie ponad podziałami, nawet jeśli tragiczny finał związku ponownie przywracał dychotomiczny podział świata, separując „ich”, obcych kulturowo przybyszów, od „nas” – będących u siebie i z tej właśnie perspektywy oceniających nieprzekładalność doświadczeń.
Z kolei „Ballada o Zakaczawiu”, przeniesiony przez Krzystka na ekran spektakl w reżyserii Jacka Głąba, ukazywał złożoną panoramę tytułowej dzielnicy Legnicy na przestrzeni drugiej połowy XX w. Opowieść skomponowana z rozlicznych anegdot obrazowała codzienne życie pod władzami dwóch państw. Legnica z czasów komunizmu jest zatem nieodłącznym punktem odniesienia w filmografii reżysera, sceną dla odmiennych historii, które łączy specyficzne doświadczenie życia w podzielonym mieście – oraz ambicja do opowiedzenia jego historii z różnych punktów widzenia. W wypadku „Fotografa” nową perspektywę ustanawia intryga kryminalna, która każe przyjrzeć się polsko-radzieckim stosunkom w innym niż dotąd świetle.
Mroczna Moskwa
W swoim najnowszym obrazie Krzystek powraca do rodzinnego miasta, by tym razem opowiedzieć historię seryjnego zabójcy, którego tożsamość związana jest z historią Małej Moskwy. Gatunek thrillera pozwala odsłonić reżyserowi mroczne oblicze podzielonego miasta, w którym dawne zbrodnie, zamiecione pod dywan, rezonują do dziś. Konstrukcja filmu przeistacza Legnicę w posępną, niebezpieczną przestrzeń, miejsce, w którym atmosfera wzajemnej podejrzliwości ma siłę oddziaływania zdolną przemieniać zwykłych ludzi w potwory.
Film rozgrywa się w dwóch planach czasowych, które jednoczy postać tytułowego Fotografa, nieuchwytnego seryjnego zabójcy działającego na terenie Rosji od połowy lat 90. Główna bohaterka filmu, policjantka Natasza (Tatiana Arntgolts), zostaje zwerbowana do zespołu śledczego Federalnej Służby Bezpieczeństwa, dowodzonego przez majora Lebiadkina (Aleksandr Baluev). Ich celem jest poznanie tożsamości grasującego od lat mordercy. Jego znakiem rozpoznawczym stała się osobliwa kompozycja ciał ofiar, układanych i numerowanych zgodnie z systemem, z którego korzystają technicy podczas dokumentowania miejsc zbrodni. Na światło dzienne wychodzą nowe fakty, łączące Fotografa z postacią Koli (Andriej Kostash), tajemniczego chłopca znanego z dokumentacji medycznej nagranej w latach 70. przez radzieckiego lekarza stacjonującego w Legnicy.
Kontekst polsko-radzieckiej historii Legnicy, na którym opiera się fabuła „Fotografa”, w rękach Krzystka staje się czymś więcej niż jedynie atrakcyjnym tłem historycznym, nadal mało rozpoznaną rzeczywistością świata podzielonego miasta, w którym przez prawie 50 lat stacjonowało kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Mała Moskwa, jak nazywano wtedy Legnicę, funkcjonuje w filmie jako przestrzeń tłumacząca źródło przerażającego zła symbolizowanego przez Fotografa. Ten z kolei nierozerwalnie wiąże się ze złem, jakim promieniuje niedawna historia miasta – zdaniem Krzystka, czekająca na rozliczenie.
„Fotograf” nie ma jednak ambicji postawienia jakiejkolwiek diagnozy, nie zadaje odważnych pytań wprost. Zamiast tego bawi się tropami popkulturowymi, które pozwalają ukazać przeszłość w nowym świetle, przemienić potencjalne nieoczywistości, całą sferę nakładających się na siebie wpływów historycznych, politycznych i kulturowych, w gatunkowe klisze. Detektywi tropią mordercę, próbując zrozumieć, czym jest źródło jego zła, i mimochodem wkraczają w sferę skomplikowanej przeszłości kontaktów dwóch państw. Odpowiedź na nurtujące ich pytanie o to, skąd wziął się Fotograf – i jakie wydarzenia doprowadziły do narodzin psychopaty – zawarta jest w zamazanej historii Legnicy; odnalezienie sprawcy i zrozumienie jego motywacji pozwala jednocześnie dotrzeć do głębszej warstwy mrocznego świata polsko-radzieckiego miasta.
Zło bez głosu
Powstanie scenariusza zostało zainspirowane przez autentyczne zdarzenie, którego w dzieciństwie doświadczył Krzystek. W filmie widzimy samobójstwo żołnierza radzieckiego na legnickim rynku; świadkiem zajścia jest m.in. młody chłopak, późniejszy policjant Kwiatkowski (Adam Woronowicz), swego rodzaju porte parole reżysera. Prowadzący śledztwo policjanci krok po kroku odsłaniają przeszłość Koli, syna radzieckiego oficera i prokurator mieszkających na terenie Kwadratu, wydzielonej poniemieckiej dzielnicy miasta, którą zamieszkiwali wyżsi oficerowie Armii Radzieckiej. Sceny retrospekcji ukazują mroczną przeszłość chłopca budzącego niezrozumiały lęk w swoim otoczeniu, w tym – u własnych rodziców, bezsilnych i trwających w poczuciu zagrożenia. Kola nie posiada własnego głosu; w rozmowach posługuje się za to głosami innych ludzi, perfekcyjnie odtwarzając ich brzmienie. Mimikra chłopca, niezrozumiała dla lekarzy, wydaje się po części reakcją obronną, a po części rezultatem pierwotnego, „genetycznego” pierwiastka zła, jakim naznaczony jest sam bohater.
Ustami policjanta Kwiatkowskiego reżyser bez zbytniej finezji wyraża swój osobisty zarzut wobec polityki historycznej. | Jędrzej Burszta
Milczącego chłopca fascynuje przemoc i śmierć. Kluczowa scena samobójstwa młodego szeregowca, który na oczach zgromadzonego tłumu Polaków strzela sobie w głowę, odsłania jednocześnie skazę przyszłego zabójcy. W obliczu tragicznej śmierci tłum ten intonuje modlitwę, co zdaje się sugerować, że przynajmniej w planie symbolicznym przebaczają swemu okupantowi, pochylając się nad tragicznym losem młodego człowieka. Reakcja Koli stanowi odwrotność miłosiernego uniesienia Polaków. Chłopiec z chorobliwym wręcz oczarowaniem fotografuje zwłoki żołnierza, napawając się widokiem rozerwanej, okrwawionej głowy.
„Fotograf” zdaje się zatem lokalizować źródło tego niezrozumiałego zła w przeszłości Legnicy. Ustami policjanta Kwiatkowskiego, wychowanego w paranoicznej rzeczywistości miasta garnizonowego, reżyser bez zbytniej finezji wyraża swój osobisty zarzut wobec polityki historycznej. Przywołując kontekst panoszących się po polskim mieście żołnierzy obcego mocarstwa, zarówno uprzywilejowanych, jak i zwolnionych od odpowiedzialności, w pewnym sensie ustanawia znak równości pomiędzy zbrodniami Armii Radzieckiej a krzywdą, jakiej doświadczył siedmioletni Kola. W obu przypadkach brzemię dawnych win emanuje na czasy współczesne. Retrospekcje z Legnicy lat 70. w przeważającej części utrzymane są w ponurej tonacji i ukazują klaustrofobiczne wnętrza pstrokatych radzieckich mieszkań, w których oficerowie spiskują w kłębach dymu i przy akompaniamencie stuku kieliszków albo groźne mury otaczające radzieckie garnizony. Atmosferę grozy wzmacnia ideologiczny podział tego świata: podobnie jak przez prawie 50 lat Legnica pozostawała miastem podzielonym – mur otaczający radziecki garnizon wyznaczał zarazem granicę państwową – ukazani w filmie bohaterowie podświadomie wyczuwają polityczne i narodowościowe napięcia, dzielące ich na dwie grupy: swoich i obcych. Możliwe, że Fotograf jest zaledwie groźnym psychopatą, skrzywdzonym za młodu człowiekiem symbolizującym uniwersalność zła, chociaż równie dobrze (i ku tej interpretacji zdaje się nas prowadzić reżyser) może on być produktem historii, skazą przeszłości, której wpływ wybiega w teraźniejszość.
Zabawy z thrillerem
Pod względem konstrukcji „Fotograf” zbudowany został zgodnie z regułami współczesnego thrillera sensacyjnego: rwana, pokawałkowana narracja, przeskakująca pomiędzy różnymi planami czasowymi, moralnie niejednoznaczni bohaterowie stąpający na granicy prawa, wreszcie gęsta i duszna atmosfera przywodząca na myśl filmowe obrazy Davida Finchera. Zwraca uwagę dbałość o detal, szczególnie imponująca w scenach rozgrywających się w latach 70. Zgodnie z wymogami współcześnie tworzonych thrillerów, film Krzystka pozostaje otwarty na interpretację. W każdej prawie scenie reżyser mnoży tropy i wątki, nadmiernie gmatwając intrygę, która ledwie mieści się w ramach dwugodzinnego filmu – co, niestety, w rezultacie sprawia, że rozłazi się ona w szwach.
Nasycenie treścią nie idzie w parze z realizacją, co jest niedopuszczalnym błędem w konstrukcji gatunku takiego jak thriller. Film dość szybko traci początkowe tempo, przesłaniając główny wątek mnogością treści pobocznych. Niektóre zresztą zarysowane są jedynie szkicowo, niczym przebłyski ujawniające czające się w kątach niedopowiedzenia i komplikacje, w zamyśle mające zapewne wzbogacić tło; w rezultacie wypłukują jednak siłę przekazu „Fotografa”. Obraz Krzystka nie sprawdza się w pełni jako wartki, trzymający w napięciu thriller. Intrygujący punkt zaczepienia, jakim jest niewątpliwie postać samego Fotografa, zostaje z niezrozumiałych powodów rozwodniony przez ciągle powracające dyskusje rosyjskich detektywów, którzy streszczają sobie nawzajem dopiero co odkryte wątki biografii Koli. Trudno oprzeć się wrażeniu, że reżyser nie do końca zawierza sile samego obrazu, polegając za to na ciągłych eksplikacjach, wkładaniu w usta bohaterów tego, czego widz mógłby domyślić się samodzielnie. Na „Fotografie” ciąży przekleństwo nadmiaru, odczuwalny kłopot z przeniesieniem na ekran świetnego skądinąd scenariusza, któremu brakuje jednak oddechu.
Twórcy „Fotografa” są w pełni świadomi współczesnych skomplikowanych stosunków polsko-rosyjskich. Pytanie tylko, czy Krzystek właściwie proponuje jakiekolwiek wyjście z impasu? | Jędrzej Burszta
Zarazem jednak widać tu świadomą zabawę z konwencją, inteligentne balansowanie pomiędzy przemilczaniem a ukazaniem istotnych dla fabuły wydarzeń. Odbiorca ma poczucie, że wiele dzieje się poza ekranem, a zrozumienie właściwego sensu wymaga połączenia ze sobą różnych, nie zawsze wprost zasugerowanych tropów. Film Krzystka osadzony jest na szalenie ambitnym szkielecie, który jednak ugina się pod własnym ciężarem. Reżyser nie decyduje się na obranie ani jednej, ani drugiej drogi. Raz rezygnuje z pogłębienia czy zniuansowania obyczajowego tła, by innym razem wpaść w wytarte koleiny (szczególnie uderzające w zakreślonej nazbyt pospiesznie relacji pomiędzy Nataszą a jej przełożonym, majorem Lebiadkinem). Co istotne, w finale rozmijają się dwa plany – fabularny i ideologiczny. Ten pierwszy pozostaje bowiem niedopowiedziany, pozostawiony interpretacyjnej woli widza, drugi z kolei zwieńczony jest rozczarowującą konkluzją.
Wojna polsko-ruska
W tym świetle bez wątpienia interesująca jest reakcja krytyków na najnowszy film Waldemara Krzystka, rozpięta pomiędzy oskarżeniami o zbytnią prorosyjskość (polscy aktorzy grają tu jedynie role drugoplanowe, właściwa intryga podąża za bohaterami rosyjskimi), a dokładnie przeciwnymi zarzutami stawianymi w Rosji, gdzie na razie w ogóle zrezygnowano z dystrybucji filmu. Wydaje się, że takie reakcje dobrze wpisują się w materię, w jakiej poruszają się twórcy „Fotografa”, w pełni świadomie nawiązując do współczesnych skomplikowanych stosunków polsko-rosyjskich. Pytanie tylko, czy Krzystek właściwie proponuje jakiekolwiek wyjście z impasu?
Przeniesienie akcji w drugiej części filmu do współczesnej Legnicy nie stanowi żadnego przełamania ani próby scalenia dawnej historii miasta z jego teraźniejszością, a reprodukuje jedynie uproszczony obraz świata żywcem przeniesionego ze scen z lat 70. Podejmując wytrwale temat historii polskiej Małej Moskwy, twórca „Fotografa” poprzestaje jedynie na wskazaniu problematyczności pamięci czy też dominującej polityki historycznej, nie mierząc się z głębszym pokładem tej historii. Choć stara się opisać dynamikę relacji opierających się na poczuciu siły i wzajemnie reprodukowanych stereotypach, z jaką mierzą się obie strony konfliktu, wymogi rozpędzonej fabuły nie pozostawiają wiele miejsca na refleksję.
Legnica przedstawiona jako arena pokrętnych machinacji radzieckich służb oraz mieszkańców ogarniętych strachem przed swawolą brutalnych żołnierzy to przecież zaledwie jeden z odcieni skomplikowanej historii tego miasta. Szkoda, że wymogi stworzenia odpowiedniej dla thrillera dekoracji nie pozwalają na ukazanie większej różnorodności doświadczenia legniczan czy też kontekstów, w jakich objawia się pamięć o Małej Moskwie. Jak wskazują choćby wspomnienia dawnych i obecnych mieszkańców, które są przedmiotem prowadzonych w ostatnich latach badań etnograficznych, historia polsko-radzieckiej Legnicy nie daje sprowadzić się do czerni i bieli. Obok relacji o zbrodniach czy nadużyciach stacjonującej armii, typowych dla miasta garnizonowego, pojawia się wiele opowieści o wzajemnej pomocy, o zawieranych pokątnie znajomościach czy wręcz przyjaźniach, podkopujących proste polityczne odczytania. Naturalnie, „Fotograf” świadomie skupia się na ciemniejszych kartach tego szczególnego współżycia, podkreślając oraz piętnując zbrodnie systemu, kosztem jednak skomplikowania kreowanego obrazu.
Być może właściwe odczytanie „Fotografa” wymaga jednak powrotu do tytułowego antybohatera i sporu o granicę pomiędzy prawdą a fikcją. Wszystkie postaci bez wyjątku uwikłane są w kłamstwa, ukrywają swoje prawdziwe intencje, kluczą i oszukują albo wprost deklarują przywiązanie do życia w fantazjach. Sam Kola, niezrozumiały i okrutny zabójca, w swoim postępowaniu zdaje się reprezentować samą istotę zła, jej najbardziej niepokojący czy wręcz przerażający aspekt: uniwersalność. Fotograf pozostaje człowiekiem bez właściwości, pozbawionym nie tylko własnego głosu, jednego z wyróżników naszej indywidualności, ale również nieposiadającym twarzy, płci, tożsamości czy wreszcie, co być może najstraszniejsze, żyjącym w świecie pozbawionym sensu.
Film:
„Fotograf”, reż. Waldemar Krzystek, Polska 2014.
[yt]mHjXWrcJpKo[/yt]