Zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; […]
Kto dziś jeszcze pamięta o rzezi Ormian?

Adolf Hitler do dowódców Wehrmachtu,
wydając rozkaz ataku na Polskę,
22 sierpnia 1939 r. [1]

Armeńska rodzina w ottomańskiej Turcji. Autor nieznany.

Garabet Vosganian, Sahag Şeitanian, Baghdasar Terzian, Anton Merzian, Ohanes Krikorian, Setrak Melichian, Levon Harutiunian, Arşavir Aterian, Vahan Ghemigian…

Kim są ci ludzie? Świadkami dziejowego dramatu, którzy żyli sto lat temu, a dziś stali się bohaterami „Księgi szeptów” Varujana Vosganiana. Gdy ją czytamy, gubimy się w gąszczu ich ormiańskich, obco brzmiących nazwisk – a mimo to jest w niej coś swojskiego, skoro podczas lektury możemy odnieść wrażenie, że składamy wizytę w starym, rodzinnym domu. Że słuchamy, jak babcia albo dziadek opowiada o kolejnych przodkach, wplatając w ich losy historie tajemniczych nieznajomych. Ich imię nie wystarczy, żeby nas zaciekawić. Obcy staje się interesujący dopiero wtedy, gdy zostanie nam odpowiednio przybliżony, najlepiej przez opowiadacza, który swoją osobą uprawdopodobni istnienie nieznajomego. W rolę takiego narratora-łącznika wciela się rumuński autor – nie tylko poeta i prozaik, kandydat do Nagrody Nobla, ale także ekonomista i polityk – któremu wiarygodności przydaje fakt, że wypowiada się w imieniu „starców swojego dzieciństwa”.

A my, kiedy wysłuchamy już historii albo dwóch, zgodnie z tradycją powinniśmy przekazywać je dalej i przypominać kolejnym słuchaczom o tym, że kiedyś żyli ludzie – czasem im znani, czasem zupełnie obcy, ale zawsze godni zapamiętania – których dusze zamykamy w przywoływanych imionach. Możemy na chwilę obudzić do życia umarłych albo wspomnieć żywych. Tak jak to zrobił Vosganian.

„Czy Ormianie z pańskiej prowincji zostali już wyeliminowani?” [2]

„Księga szeptów” opowiada o społeczności ormiańskiej w XX w. O kształcie tej wspólnoty zadecydowało ludobójstwo, do którego doszło w Imperium Osmańskim między wiosną 1915 a jesienią 1916 r. Władze tureckie do dzisiaj nie uznały oficjalnie tej zbrodni, przez co odebrały Ormianom prawo do należytej żałoby po zmarłych i tym samym zmusiły ich do walki o upamiętnienie tej tragedii. Pamięć o ludobójstwie jest jak jątrząca się rana, którą może wyleczyć tylko ten, kto ją zadał. Żeby więc zrozumieć dzisiejszych Ormian, należałoby spojrzeć na nich w szerszym kontekście historii ubiegłego wieku. Przy okazji warto zagłębić się odrobinę w dzieje Armenii, sięgające ponad 2,5 tys. lat wstecz.

Około V w. p.n.e. powstało pierwsze ormiańskie królestwo, Bijajna [3]. A że przez jej górzyste tereny przebiegały wielkie szlaki wiodące wzdłuż Tygrysu i Eufratu, Armenia wiele razy była podbijana: a to przez Asyryjczyków, Babilończyków czy Persów, a to przez Rzymian, Arabów czy Rosjan. Jak pisze Vosganian, przez wieki „Ormianie znajdowali się w sytuacji, w której musieli wybierać nie pomiędzy przyjaciółmi i wrogami, lecz między wrogiem, z którym się sprzymierzyć, i wrogiem, przeciwko któremu walczyć” [4]. Naturalną koleją rzeczy w drugim tysiącleciu naszej ery Ormianie zaczęli masowo opuszczać swoje ojczyste tereny. Raz kierowali się do Polski czy Siedmiogrodu, innym razem do Konstantynopola albo Egiptu. To rozbicie społeczności spowodowało, że przez stulecia potomkowie mieszkańców pierwszego chrześcijańskiego królestwa w historii [5] zostali właściwie zredukowani do wspólnoty wyznaniowej [6]: to „kościół był dowodem [ich] istnienia” [s. 70]. Zadziwia fakt, że Ormianie przetrwali, skoro już w XVI w. większość królestwa Armenii wcielono do wieloetnicznego Imperium Osmańskiego, gdzie warstwy rządzące wyznawały islam.

Może dlatego aż do końca XVIII w. świat nie pamiętał o Ormianach. Przypomniał sobie o nich w XIX stuleciu, gdy imperium tureckie osłabło i zaczęły się szerzyć wolnościowe idee polityczne. Ormianie, podobnie jak inne wspólnoty, powoli rozbudzali swoją świadomość narodową. Napięcia między grupami przybierały na sile, a społeczność ormiańska była postrzegana tym gorzej, że jej członkowie opanowali handel i, w dużym stopniu, przemysł rolniczy. Nic dziwnego, że Turcy odnosili się do nich niechętnie. Po raz pierwszy brutalnie ukrócili ich marzenia o wolności, dokonując w latach 1894–1896 masakr zadekretowanych przez sułtana Abdülhamida.

Po rewolucji młodotureckiej z 1908 r. sułtana obalono i do władzy doszła Partia Jedności i Postępu (Ittihad) opowiadająca się za ideałami postępowymi. Nie poprawiło to jednak sytuacji Ormian, ponieważ młodoturcy byli przekonani, że istnienie wspólnot narodowych grozi rozpadem imperium. Chcieli ujednolicić społeczeństwo pod względem etnicznym [7].

Do 1914 r. Ittihad się zradykalizował i stał się partią skrajnie nacjonalistyczną. W kraju zapanował panturkizm, który – w odróżnieniu od osmanizmu – wykluczał Ormian i nie pozwalał im na kulturową odrębność. Właśnie wtedy rząd osmański przystąpił do I wojny światowej, co znacznie ułatwiło mu zastosowanie radykalnych rozwiązań, takich jak eksterminacja Ormian, protegowanych Rosji [8]. Oskarżono ich o prowokację i brak lojalności wobec imperium [9]; podejmowane działania usprawiedliwiano rzekomym buntem ormiańskim przeciw Turkom w Wanie oraz obecnością ormiańskich ochotników w armii rosyjskiej [10].

Niestety, poza świadectwami tych, którzy przeżyli, zachowało się niewiele niezbitych dowodów na to, że rzeczywiście doszło do ludobójstwa. Większość oficjalnych dokumentów zniszczono. Wśród tych, które się zachowały, można znaleźć m.in. wstrząsające „Dziesięcioro przykazań Komitetu Jedności i Postępu”, z których piąte brzmi: „Podjąć odpowiednie kroki w celu wyeliminowania wszystkich osobników płci męskiej poniżej 50 lat, kapłanów i nauczycieli; zezwolić na przejście na islam młodym kobietom i dzieciom” [11]. Ten cytat daje jedynie mgliste wyobrażenie o tym, jaka była skala zbrodni, w której według różnych szacunków zginęło 0,8–1,5 mln osób.

„Brzemię wolności i niewiedzy, co powiedzieć” [s. 219]

Mimo tak dużej liczby ofiar zbrodnia została przemilczana. Ormianie aż do lat 50. XX w. kultywowali prywatną pamięć o ludobójstwie. Dopiero w ciągu następnych dwóch dekad, dzięki politycznemu zaangażowaniu różnych organizacji, o dramacie z początku wieku zaczęto mówić w przestrzeni publicznej [12]. Od tego czasu sprawa ormiańska koncentruje się wokół pamięci o tragedii; ludobójstwo i walka o jego uznanie stały się również jednym z podstawowych budulców ormiańskiej tożsamości.

Foto 2
Armeńscy uchodźcy pod francuską opieką podczas kampanii na Kaukazie w 1915 r. (The New York Times), Newspaper Pictorials. Źródło: Wikimedia Commons.

Dlatego właśnie „Księga szeptów” opowiada o zbrodni – i z tego samego powodu autor w pełni poświęca jej opisowi tylko jeden z dwunastu rozdziałów. Większe znaczenie ma dla niego to, co się stało później, a więc jak Turcy i Ormianie poradzili sobie z traumą. Czytamy o tym, jak jedni ją wyparli, a inni nie byli w stanie jej zapomnieć. I skoro Turcy nie chcieli się przyznać do ludobójstwa i nie kwapili się, by wymierzyć sprawiedliwość sprawcom mordu z 1915 r., Ormianie wzięli sprawy w swoje ręce. Członkowie grupy specjalnej „Nemezis” sporządzili listę nazwisk siedmiu najważniejszych zbrodniarzy, których sąd wojenny skazał na śmierć w 1919 r. W latach 1920–1922 bojownicy rozstrzelali wszystkich winnych. Ta jedna akcja nie wystarczyła jednak, by odżałować umarłych: ich potomkowie wciąż domagają się uznania ludobójstwa i zadośćuczynienia.

Vosganian nie skupia się jednak na opisie zemsty i śmierci. Nie są one głównymi tematami „Księgi szeptów”, chociaż nie można zaprzeczyć, że obszerne jej fragmenty autor poświęca działaniom grupy „Nemezis”, opisom umierania, pogrzebów i cmentarzy. Narrator tłumaczy nam pod koniec książki: „Tutaj śmierć jest tylko szczegółem, a ważniejsza niż śmierć, a zatem ważniejsza niż życie, jest pamięć”. Bestialski mord z 1915 r. jest więc dla niego chyba najważniejszym punktem powieści – ale raczej wyjścia niż dojścia, choć najwięcej mówi się o ludobójstwie w ostatnich, a nie w pierwszych rozdziałach książki.

Jej początek w ogóle nie wskazuje na to, że będzie dotyczyła masowej zbrodni. Vosganian zaczyna od opisania losów swoich dziadków, by później płynnie przejść do przedstawienia Fokszanów, miasta swojego dzieciństwa. W baśniowy sposób prezentuje babcine potrawy i ulubione miejsca: sklep kolonialny pana Bobârki, sklep ze słodyczami Anghaluţy, składzik butelek i słoików Mercana… Potem pojawiają się nowi bohaterowie – a to ślepiec Minas, a to, bardzo ważny dla Ormian, Generał Dro – i historia się rozgałęzia. Każdej z tych postaci narrator poświęca odpowiednio dużo uwagi, budując sieć powiązań między jedną jednostką a inną, między wspólnotą a jej członkiem, w końcu: między człowiekiem a światem. Opowiadane historie stają się elementami układanki, które narrator dopasowuje zgodnie z podszeptami intuicji.

I tak opowieść przybiera formę kolażu, zamyka się w kolejnych opowieściach, dlatego kolejność chronologiczna zostaje zaburzona. W tej wersji historii „czas jest jak dzikie zwierzę, które biegnie wygięte w łuk i którego łapy zostawiają ślady jedna po drugiej, ale czas może również podskakiwać na czterech łapach równocześnie” [s. 211]. Czytamy więc i o pradziadku autora, Davidzie Melichianie, w 1915 r. ukamienowanym przez janczarów w domu, który Ormianin własnymi siłami, i o komunistycznych zawirowaniach w Armeńskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. Dowiadujemy się też o akcji spalenia książek, „wrogów ludu”, o tajnych spotkaniach podczas audycji Wolnej Europy, Radia Wolność czy BBC i o tych mniej tajnych, odbywających się pod orzechem na podwórku. Na 400 stronach „Księgi szeptów” mieści się tyle opisów konkretnych, a w dodatku ważnych osób, tradycji i wydarzeń, tylekroć porusza się problemy natury historycznej czy politycznej, że trudno połknąć tę książkę w jeden dzień, a gdy sięgniemy po nią kolejny raz, na pewno znajdziemy coś, czego nie zapamiętaliśmy.

„Co się stanie?”

Słowem, Vosganian opisuje życie. I na pytanie, które zadawali sobie Ormianie po masakrze: „Co się stanie?”, konsekwentnie udziela jednej odpowiedzi: będziemy żyć dalej. Tylko ludzie się rozejdą, rozjadą po różnych miastach na całym świecie, skazani na tułaczkę i wieczną obcość. A w wyobraźni małych chłopców z lat 50. i 60., takich podrostków jak Varujan, emigranci będą istnieć albo jako znaczki pocztowe w klaserze, delikatnie odklejone z kopert i pocztówek, albo jako małe, czarno-białe postacie ze zdjęć w albumie – jako pamiątki usprawiedliwiające Ormian, którzy odeszli bez pożegnania.

Foto 3
Greckie i armeńskie dzieci uchodźców z Turcji bawiące się w morzu w pobliżu Maratonu, 1915 lub 1916 r. American Committee for Relief in the Near East. Źródło: Wikimedia Commons.

Jedynie dorośli, którzy pamiętają tych tułaczy, mogą przemienić ich z powrotem w ludzi, szepcząc odpowiednie zaklęcia. Dlatego tak ważne są opowieści, a „Księga szeptów” „nie jest kroniką spraw doświadczanych lub wyobrażonych, ale spraw wyznanych” [s. 419]. Rodzi się pytanie: wyznanych przez kogo? Przez ocalałych i ich bliskich. To z ich świadectw Vosganian czerpał wiedzę o tamtych wydarzeniach. Gdy jednak pytał Ormian o jakieś zajście, niektórzy odpowiadali mu, „że nie wiedzą, bo ani ich dziadkowie, ani rodzice nigdy z nimi o tym nie rozmawiali” [s. 190]. Z tej przyczyny ważnym źródłem informacji były dla autora również przechwałki morderców. Co ważne, Vosganian ich nie odrzucał, tylko je analizował, jak prawdziwy historyk. Mimo to na stronach powieści znajdujemy stwierdzenie:

„«Księga szeptów» nie jest książką historyczną, lecz zapisem stanów świadomości. […] Nawet jeśli wymazałbym z niej szeregi lat oraz wszelkie wyliczenia dni, «Księga szeptów» zachowa wszystkie znaczenia. Tego rodzaju rzeczy zdarzały się ludziom zawsze i wszędzie” [s. 265].

Nie chodzi więc o kolejność zdarzeń ani o godną historyka pedantyczną dbałość o szczegóły. Większe znaczenie mają ludzkie wrażenia i uczucia, które mają ogromny wpływ na opowieść. Dziadek Vosganiana, Setrak Melichian, wiedział o tym i dał mu bardzo ważną wskazówkę: „Kto cierpiał, nie może opowiedzieć historii zdarzeń takich, jakie były, lecz wyłącznie swoją własną historię. Kto cierpiał, nie może zrozumieć. I ten, kto odczuwa nienawiść, także nie może zrozumieć” [s. 174].

W „Księdze szeptów” nie czuć nienawiści Ormianina do narodu tureckiego. W opisach najstraszliwszych wydarzeń: prowadzonych przez pustkowia pochodów ofiar, ich śmierci przez zastrzelenie czy zagłodzenie, sprzedawania przez matki rodzonych dzieci za odrobinę jedzenia, Vosganian pozostaje rzeczowy. Skreśla słowa wyrażające emocje, ogranicza bogactwo języka – i skupia się na treści, na przekazaniu faktów tak, jak zostały mu przedstawione. W tym miejscu oklaski należą się autorce przekładu, Joannie Kornaś-Warwas, która oddała zarówno bizantyjskość języka w opisach Fokszanów, jak i jego ascetyczność w scenach ormiańskich męczarni. A żeby dochować wierności historycznej, konsultowała się z wybitnym armenistą, prof. Andrzejem Pisowiczem, którego „Objaśnienia armenistyczno-orientalistyczne” znajdują się na końcu książki.

Punkt widzenia, który przyjął autor, pozwolił mu uniknąć gmatwania się w rozrachunkach z przeszłością, obarczania winą potomków zbrodniarzy i przywdziewania kostiumu ofiary. W „Księdze szeptów” czuć jednak melancholię. Może jej źródeł należy doszukiwać się w tym, że lęk i nienawiść wciąż zatruwają niektórych Turków i część Ormian? Ze swojej strony Vosganian, Ormianin, przyznaje, że największą zbrodnią historii są masowe groby – i próbuje się z nią zmierzyć, wskrzeszając umarłych i oddając im głos. Jaka będzie odpowiedź drugiej strony konfliktu? Czas pokaże. Przecież historia jeszcze się nie skończyła.

Vosganian_okladka

Książka:
Varujan Vosganian, „Księga szeptów”, przeł. Joanna Kornaś-Warwas, wyd. Książkowe Klimaty, Warszawa 2015.

Przypisy:
[1] Yves Ternon, „Ormianie. Historia zapomnianego ludobójstwa”, przeł. Wawrzyniec Brzozowski, Kraków 2005, s. 13.
[2] Tamże, s. 215. Cytat z telegramu Szakira do waliego Charputu, Sabit Beja; 21 kwietnia 1915 r.
[3] Laurence Ritter, „Ormiańskie losy. Historia i przyszłość diaspory”, przeł. Radosław Stryjewski, Warszawa 2009, s. 5.
[4] Varujan Vosganian, „Księga szeptów”, przeł. Joanna Kornaś-Warwas, Warszawa 2015, s. 174–175. W dalszej części podaję jedynie numery stron w nawiasach.
[5] Yves Ternon, dz. cyt., s. 22.
[6] Tamże, s. 41.
[7] Tamże, s. 151–155.
[8] Tamże, s. 184.
[9] Tamże, s. 195.
[10] Tamże, s. 213.
[11] Tamże, s. 196.
[12] Laurence Ritter, dz. cyt., s. 10.