Dzieci bardzo lubią obserwować zmiany pór roku – wypatrywać oznak wiosny albo pierwszego śniegu. Z radością celebrują obrzędy związane z kalendarzem przyrody, frajdę sprawia im doglądanie kiełkujących roślin wiosną, plecenie kwietnych wianków latem, komponowanie bukietów z liści jesienią i dokarmianie ptaków zimą.
Okazji do samodzielnej obserwacji cyklu przyrody mają jednak znacznie mniej niż kiedyś. Klimat się ociepla i coraz trudniej zaobserwować typowe cechy pór roku. Zimę z obrazkami mrozu na szybach i chrzęstem śniegu pod butami współczesne dzieci, zwłaszcza te, które rzadko wyjeżdżają poza miasto, znają tylko z opowieści.
Tym bardziej nieoceniona na tym polu staje się zatem rola książek. To one mogą dostarczyć dziecku podstawowej wiedzy, zachęcić do samodzielnego i empirycznego dalszego jej pogłębiania, uporządkować zjawiska przyrodnicze, wzbudzić zaangażowanie.
Można podsunąć dziecku encyklopedię albo atlasy ornitologiczne czy zielniki, można też wyszukać takie książki, które w mniej dosłowny, a bardziej bajkowy sposób opowiadają o niezmiennym rytmie pór roku. Takim utworem są bez wątpienia „Dzieci korzeni” Sibylle von Olfers, powstałe w 1906 r. i zaliczane do klasyki literatury dziecięcej. W rodzimych Niemczech książka miała ponad 80 wydań i do dziś jest wznawiana w wielu innych krajach. W Polsce do chwili obecnej nie ukazała się oryginalna wersja utworu (jego zmodyfikowany wariant na początku XX w. stworzył natomiast i spopularyzował Julian Ejsmond). Od tamtej pory książka miała różne wydania w rozmaitej oprawie graficznej – zarówno z ilustracjami Sibylle von Olfers, jak i innych artystów, w tym z najpopularniejszymi chyba obrazkami Heleny Tyszkiewiczowej z lat 50. Czytelnicy tych wydań zazwyczaj nie mieli pojęcia, że autorką koncepcji opowieści o dzieciach korzeni jest niemiecka autorka. W wydaniu Michała Arcta z 1913 r. (które można obejrzeć np. w zbiorach Mazowieckiej Biblioteki Cyfrowej) na stronie tytułowej czytamy: „Baśń o ziemnych ludkach / 10 prześlicznych obrazków kolorowych / Opisał wierszem Juljan Ejsmond”. Ani słowa o Sibylle von Olfers. Nie jest to zresztą odosobniony przypadek. Podobnie sprawy się miały, jeśli chodzi o wykorzystanie przez Marię Konopnicką w znanej wszystkim lekturze „Na jagody” motywów opowieści oraz ilustracji z książeczki „Puttes Äventyr i Blåbårsskogen” (co można przetłumaczyć jako „Przygody Piotrusia w Jagódkowie”) autorstwa szwedzkiej pisarki i ilustratorki Elsy Beskow.
Bez zagłębiania się w dyskusję nad praktykami wydawniczymi sprzed wieku jedno trzeba mimo wszystko podkreślić: „Dzieci korzeni” z założenia były picturebookiem, to jest całościową koncepcją, gdzie określony tekst współgra z ilustracjami (jest ich „doobrazowaniem”, jak to kiedyś ładnie ujęła mistrzyni picturebooków Iwona Chmielewska), wzajemnie się dopełniając i tworząc nierozerwalną całość, i właśnie tak tę książkę należało i należy czytać. Okazja ku temu właśnie się nadarza, bo wierna oryginałowi wersja utworu ukaże się 21 marca br. nakładem wydawnictwa Przygotowalnia.
Okładka przyciąga wzrok kolorami przedwiośnia. Półpłótno i tłoczenia na grzbiecie, tekst w ziemistym kolorze korzeni, jakościowy matowy papier i szycie, które pozwala w pełni rozłożyć książkę – te drobne, ale istotne szczegóły bardzo uprzyjemniają kontakt z książką. Do tego piękna, bardzo poetycka i oniryczna wyklejka, przedstawiająca maszerujący przez stronice korowód dziecięcych cieni ze źdźbłami traw w małych rączkach.
Lektura „Dzieci korzeni” oferuje swobodne i niespieszne zanurzanie się w świat częściowo realny, częściowo fantastyczny. Z jednej strony, znajome widoki – pola, łąki, drzewa, majaczące w oddali zabudowania jakiejś wioski ze strzelistą wieżą kościoła na tle pochmurnego nieba, a w gąszczu traw żuki, biedronki, chrząszcze. Z drugiej zaś, rzeczy tajemnicze – długie poskręcane korzenie drzew, tworzące pod powierzchnią ziemi kręte korytarze, a wśród nich krzątające się z werwą małe istoty, które bardzo są do siebie podobne, wszystkie mają jasne włosy i słodkie dziecinne buzie. Gdy je widzimy pierwszy raz, właśnie budzą się z zimowego snu. Już za chwilę na polecenie Matki Ziemi zaczną przebierać się z brunatnych piżamek w kolorowe koszulinki, które muszą sobie wcześniej uszyć, by tym wesołym akcentem przywitać nachodzącą wiosnę.
Tyle jest w związku z tym do zrobienia! Trzeba wykąpać w cebrzyku chrząszcza, odmalować żukowi pancerz i narysować biedronkom kropki… Potem można w końcu radośnie wymaszerować na światło dnia i razem z wszystkimi żyjątkami cieszyć się słońcem i ciepłem, aż do nadejścia jesieni, kiedy to „dziatki / Z burzą i wiatrem spieszą do swej matki”. Bo kiedy nadejdzie zima i przyroda zapadnie w sen zimowy, także i one, dzieci korzeni, będą spać „do kolejnego wiosny nastania”.
Krótki rymowany tekst na każdej stronie tworzy ramy opowieści, nadając jej spójność i kierunek. Czytelnik, korzystając z tego drogowskazu, chętnie zbacza jednak w szczegóły opowieści, sugestywnie przedstawione na całostronicowych ilustracjach. Te secesyjne pastelowe obrazy z linearnym konturem i roślinnymi ornamentami, mimo swej prostoty, kryją w sobie bogactwo treści. To z nich można odczytać emocje, jakie towarzyszą codziennemu życiu dzieci korzeni. Wystarczy spojrzeć na niepewną minkę malca pokazującego Matce Ziemi uszytą przez siebie koszulkę, na pełen czułości gest rączki szczotkującej pszczeli kosmaty odwłok, na pucołowate policzki zarumienione radością wspólnej zabawy wśród łąk, czy wreszcie na lęk malujący się na twarzyczce dziecka smaganej jesiennym wiatrem.
Książka Sibylle von Olfers pozostawia czytelnikowi także dodatkowe możliwości interpretacji, sugerując, że to nie tylko gawęda o porach roku i związanych z nimi zmianach w przyrodzie. Pod powierzchnią bukolicznej narracji toczy się inna, bardziej refleksyjna, opowieść o ludzkim losie wpisanym w niezmienny rytm natury, o obawach, radościach i zadziwieniach splątanych niczym korzenie i trwale obecnych w odwiecznym cyklu życia, które kończy się i odradza.
Książka:
„Dzieci korzeni”, tekst i ilustr. Sibylle von Olfers, tłum. Marta Woszczak, Przygotowalnia, Kraków 2016.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.