Na początku naukowej kariery nic nie zapowiadało późniejszych wielkich zasług prof. Janusza Tazbira, którego dziś żegnają z wielkim żalem wszyscy miłośnicy historii – zarówno ci zajmujący się sprawami bogini Klio profesjonalnie, jak i ci, którzy kochają ją amatorsko, ale na tyle, by wiedzieć, że bez dorobku Janusza Tazbira nie można analizować ostatnich sześciu dekad polskiej nauki historycznej.

Ale jak się rzekło, nie od razu stał się niemalże powszechnym autorytetem. Józef Jasnowski, wybitny historyk i emigrant polityczny, uczeń samego Oskara Haleckiego, określił go w połowie lat 50. mniej więcej tak: „Tazbir, typowy «wdechowiec», współpracownik pisma wojujących ateistów «Euhemer» i autor obrzydliwego paszkwilu na prof. O. Haleckiego, służalec reżymu, płytki umysł, ale sprytny i płodny kompilator prac na modne tematy” [1]. Powodem niechęci niezłomnego historyka-emigranta był tekst: „Fałsz historyczny i zdrada narodu w pracach Oskara Haleckiego” [2], w którym młody Tazbir (jeszcze na progu doktoratu) atakował niezwykle Haleckiego – przywódcę emigracyjnego środowiska historyków i jednego z najbardziej cenionych polskich badaczy, odpowiedzialnego za przywrócenie polskiej nauce procesów unijnych pomiędzy Kościołami Wschodu i Zachodu, ale znienawidzonego przez komunistów za związki z Kościołem i podkreślanie jego roli w dziejach naszego kraju oraz pozytywną mitologizację Polski jagiellońskiej. W tekście tym obok rytualnych zaklęć skierowanych przeciwko emigracji (delikatniejszych niż chociażby w późniejszych wspomnieniach Leopolda Infelda), pojawiła się też momentami obraźliwa analiza właśnie dorobku Haleckiego [3].

Po 1956 r. Tazbir nie popełnił już podobnego błędu, ale oczywiście znaleźli się tacy, którzy próbowali postrzegać jego działalność przez pryzmat jednego tekstu. Największą ironią losu jest jednak to, że dorobek naukowy Haleckiego i Tazbira można obecnie uznać za porównywalny. Obydwaj stali się nie tylko uznanymi profesorami historii z dorobkiem, lecz przede wszystkim publicznymi intelektualistami przepowiadającymi dzieje Polski zwykłym ludziom. Połączyło ich także skupienie się w swoich studiach na wielokulturowej Polsce i Rzeczypospolitej – choć Haleckiego bardziej interesowała wczesna epoka jagiellońska, a Tazbira raczej jej drugi etap, w okresie już po Unii Lubelskiej. Różniło ich jednak przede wszystkim jedno – Oskar Halecki był przede wszystkim historykiem katolicyzmu, Tazbir zajął się problematyką reformacji i kontrreformacji. Paradoksalnie to nie broniący polskości z pozycji konserwatywnych Halecki, ale zajmujący się polską tolerancją Tazbir uczynił więcej dla przywrócenia pozytywnych elementów historii.

Bibliografia Tazbira to nie tylko wiele monografii, lecz także pokaźne zbiory esejów historycznych, których zawsze w polskiej historiografii brakowało. Najważniejszym z nich było przełomowe dla czytelnika z lat 60.: „Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w Polsce w XVI i XVII w.”, wydane przez Wydawnictwo „Iskry”. Tazbirowi zawdzięczmy również chyba najpiękniejsza monografię życia społecznego, politycznego i kulturowego XVII-wiecznej Rzeczypospolitej, czyli „Świat panów Pasków” (1986). Choć oczywiście wyliczać można dalej – chociażby biografię Piotra Skargi.

Bez Janusza Tazbira nie nastąpiłoby masowe przywrócenie pamięci o Rzeczypospolitej Obojga Narodów, o jej pozytywnych i negatywnych aspektach (choć zwłaszcza o pozytywnych – takich jak tolerancja religijna XVI i znacznej części XVII w.), jakie było zjawiskiem charakterystycznym dla Polski przechodzącej od spojrzenia piastowskiego do jagiellońskiego w latach 90. Nic więc dziwnego, że instytucje, które wzięły sobie wielokulturowość Rzeczypospolitej na warsztat – takie jak chociażby lubelski Instytut Europy Środkowo-Wschodniej – za patrona obierały Haleckiego i przyznawały się do dziedzictwa Janusza Tazbira. W tych działaniach prof. Tazbir nie brał już udziału. Ostatnie dwie dekady to w jego dorobku okres ogólnohistorycznych esejów, w tym broszur dyskredytujących mit „Protokołów Mędrców Syjonu” czy moim zdaniem legendarnej dla wielu młodych historyków pozycji takiej jak „Polska na zakrętach dziejów” (1997), gdzie można znaleźć znakomite rozliczenie („na tak” lub „na nie”) z każdym chyba zakrętem naszej historii.

Pisząc ten felieton, trzymam zresztą tę książkę w ręku. Gdy patrzę na autograf profesora (obdarował mnie nią, by naoliwić mój intelekt, po tym jak na pewnym spotkaniu musiał wysłuchiwać monologów pewnego siebie 17-latka o polskiej historii) i przypominam sobie, jak podkreślał on rolę broszurek i prostych publikacji w światowych przemianach. Według niego to one odegrały większą rolę niż tomiszcza Marksa, Lenina i innych twórców ideologii. Według Tazbira – wielkich dzieł nikt nigdy nie czyta, a tym bardziej to nie one inspirują wielkie ruchy społeczne. Gdy przypominam sobie opowieść o tym, jak to Lenin wiedział o „Kapitale” Marksa tylko tyle, ile wyczytał w pewnym tekście Plechanowa, myślę o odwiecznym już spojrzeniu historyków na historyków idei. Ci pierwsi widzą w tych drugich tylko idealizujących rzeczywistość czytelników wielkich dzieł, oderwanych od znacznie szerszego kontekstu, jakim jest funkcjonująca po za tymi dziełami rzeczywistość i ogromna przepaść zwana historią – będąca dla historyków idei już tylko niepotrzebnym tłem.

Przypisy:

[1] Dziękuję Michałowi Kozłowskiemu za wskazanie właściwej wypowiedzi prof. Józefa Janowskiego i artykułu Janusza Tazbira z „Kwartalnika Historycznego”.
[2] „Kwartalnik Historyczny”, 1953, s. 172–195.
[3] Janusz Tazbir był uczniem Władysława Tomkiewicza, ucznia Haleckiego, kłótnia więc pozostawała „w rodzinie”.