Katarzyna Kazimierowska
Żydowskie DNA i inne historie
Howard Jacobson, autor „Wieczorów kaluki”, wrzucił do shakera Holocaust, historię o niespełnionej miłości, morderstwie i nieudanych małżeństwach, wstrząsnął, a na koniec podlał to wszystko obficie sosem o nazwie „Jak być Żydem we współczesnym świecie”. Wyszedł mu okrutnie mocny drink o sile koktajlu Mołotowa. Pali w podniebienie, ale nie daje o sobie zapomnieć na długo po wypiciu. Cheers!
Wiesz – mówi bogacz do garbatego przyjaciela – Byłem kiedyś Żydem. – Naprawdę? – ten odpowiada – Ja byłem kiedyś garbusem.
Znawcy dzielą dowcipy na trzy kategorie: świńskie, żydowskie i złe. Wie o tym doskonale Jacobson, i swoje 500-stronicowe dzieło, okrzyknięte „najbardziej żydowską powieścią, jaką kiedykolwiek napisano”, zaczyna od dowcipu Groucho Marxa. Nie przeczytaliśmy jeszcze pierwszej strony, a już czujemy się postawieni pod murem przez jeden skecz, który okazuje się punktem wyjścia dla całej książki. Bo czy Żyd może przestać być Żydem? I czym jest żydostwo? Wyznaniem wiary czy cechą charakteru? Określeniem narodu czy stylu życia?
Już przy pierwszym łyku zostajemy wciągnięci w wielowymiarową, barwną niczym mozaika i gęstą od wątków historię, która zachwyca i jednocześnie powala na kolana. Powieść swoim układem przypomina rosyjskie matrioszki, jedna historia kryje w sobie następne. Świat oglądamy oczami Maxa Glickmana, zdolnego acz zgorzkniałego rysownika, o ciętym jak brzytwa poczuciu humoru, które wykorzystuje do karykaturalnego ukazywania przedstawicieli swojego narodu. Choć wychowany w rodzinie, gdzie ojciec zaciekle trzymał się ateizmu, a jedynym silnym żydowskim akcentem były – organizowane przez uzależnioną od gry w karty matkę – karciane wieczory kaluki, to jednak właśnie bycie Żydem określa cały czas jego życie – od dzieciństwa w żydowskiej części dzielnicy Manchesteru, po nieudane małżeństwa, zarówno z gojkami jak i Żydówką, aż po spotkanie z przyjacielem – ortodoksem z dzieciństwa. Sam bohater mówi o sobie podczas kłótni z matką: „Jestem taki, jaki Żyd być powinien. Nikomu nie przebaczam. Nie mieszam potraw ani innych rzeczy, których nie należy mieszać ani łączyć. Wadzę się z Panem Bogiem, a Jemu się to podoba. On woli to, co robię, od ślepego posłuszeństwa albo tych ich ekstatycznych tańców.”
Ta „żydowskość”, choć w pewnym sensie bagatelizowana i będąca obiektem żartów, cały czas zdaje się określać wszelkie relacje Maxa Glickmana z ludźmi, przede wszystkim z nie-Żydami. Rozpracowana pod każdym kątem zaistnieje jednak najsilniej, gdy Max spotka się ze swoim przyjacielem z dzieciństwa – autystycznym Manny’m, byłym więźniem, skazanym na 38 lat za zagazowanie własnych rodziców. Czy można wymyślić większą profanację? Ortodoksyjny Żyd, który niczym nazista z czasów drugiej wojny światowej, odbiera własnym rodzicom życie za pomocą gazu? Toż to mini-Buchenwald!
I tylko ten stuk, ten stukot, jak pociągu na torach, Żyd, Żyd, Żyd.
Wieczory kaluki, to żydowskie „Sto lat samotności” z „Miłością w czasach zarazy” w jednym. Mamy tu i tragiczny w skutkach romans bogobojnego brata Manny’ego z gojką – w dodatku pół-Niemką – i historie pokolenia rodziców Maxa, ludzi, w których żyłach płyną wspomnienia rodzinnej Noworoszczyny. Mamy sąsiadów, którzy, jak kochanka wujka Maxa, „mają sztetl w oczach, choć nigdy w nim nie mieszkali” i takich, którzy nabijają się z mieszkających kilka domów dalej chasydów. Jest takie żydowskie powiedzenie: „jak jest tak źle, że już gorzej być nie może, to ja się tylko śmieję”. Bo śmiech pozwala na złapanie dystansu. Nasz bohater radzi sobie z przeszłością i teraźniejszością, kpiąc i ironizując: z samego siebie, z trzech okrutnych żon, z bliskich, z nieszczęsnego Manny’ego. Zmusza nas do histerycznego śmiechu z Żydów, z antysemitów, z głupoty i krótkowzroczności. Z bycia i nie-bycia Żydem. Z własnych fobii i podejrzeń, z cudzych uprzedzeń i zabobonów. Dowcip bywa zbawienny. U Jacobsona ratuje życie.
Książka:
Howard Jacobson, Wieczory kaluki, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Cyklady, Warszawa 2008.
* Katarzyna Kazimierowska,
sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”.