Marta Bucholc

Czterdzieści lat niepotrzebnego weryfikowania

To do nothing is the most difficult thing of all;
the most difficult and the most intellectual.
Oscar Wilde

„O niedogodności narodzin” jest jak anons o dniu otwartym w budzącym żywe zainteresowanie szerszej publiczności domu-muzeum zwanym „Ja”. Zwiedzamy oczywiście i cieszymy się, że udało się wejść, bo nigdy nie byłoby nas stać na bilet.

Przechodzimy przez kolejne piętra. Zwiedzamy indywidualnie, bez przewodnika, często więc tkwimy dłużej w jednym miejscu, wracamy do niektórych pokoi po kilka razy różnymi drzwiami – czasem z własnej woli, czasem przez irytujący traf. Zasadą architektoniczną obiektu jest przypadkowość.

Po co zbudowano ten dom, komu i czemu miał on służyć? „Wiem, że moje narodziny to przypadek”, mówimy sobie i dociera do nas paradoks bycia niekoniecznym – nasza przygodność w porządku rzeczywistości nie daje się pogodzić z naszą prywatną niezbywalnością.

Zaglądaliście ostatnio po dłuższej przerwie na strych? Wrażenie chaosu, jakie nas na ogół w takich sytuacjach ogarnia (o ile oczywiście nie dotknęło nas błogosławieństwo pedantyzmu), dobrze oddaje nastrój książki Ciorana. Czynność odgrzebywania jest archeologiczna w sensie potocznym (pył i narastające zniechęcenie wobec niemożności wykopania czegokolwiek) i Foucaultowskim (każdy obiekt jawi się jako absolutnie nowy, odrębny i nieukonstytuowany). Stajemy zdziwieni wobec nieładu („Zawsze szukałem krajobrazów przedboskich. Stąd moja słabość do Chaosu”), do którego autorstwa nie chcemy się przyznać, i rekonstruujemy sens, jak gdybyśmy badali artefakt obcej cywilizacji. Taka operacja uzmysławia nam po pierwsze, jak pasjonującym jesteśmy sami dla siebie przedmiotem poznania, po drugie zaś, jak wielkie znaczenie ma to, że poznanie dokonuje się w czasie i poprzez ruch.

Wsobność myślenia Ciorana jest uderzająca. Pod tym względem, jak i pod względem formy, przypomina on Wittgensteina – pisząc o Heglu, rewolucji i „staromodnym uśmiechu” przyjaciela, bezwstydnie wciąż pisze wyłącznie o sobie. Niedogodność narodzin, nawet ujmowana w ogólnych kategoriach, pozostaje jego własnym, osobistym dyskomfortem. Uniwersalny walor jego rozważań leży więc w tym, że przechodząc przez kolejne aforyzmy, możemy zlokalizować źródła niedogodności własnych narodzin, dokonując przeglądu zawartości własnego życia.

Archeologiczna wycieczka w siebie unaocznia nam znaczenie ruchu traktowanego jako napełnianie życia treścią: czytania, patrzenia, słuchania, dotykania. Zawartość strychu dowodzi przekonująco, że ruch ten jest pozorny, a zmagazynowana treść – martwa.

Rozkład poczucia, że życie ma sens, polegający na gromadzeniu kolejnych znaczących chwil, przebiega w dwóch stadiach. Pierwszym jest wyhamowanie subiektywnego upływu czasu. „Nie robię nic, rzecz jasna. Śledzę jednakże upływ godzin, a to jest lepsze od prób ich wypełnienia.” W bezruchu możemy dostrzec, że upływ czasu był złudzeniem – jak zwiedzanie punktu. „To, co wiem, mając lat sześćdziesiąt, wiedziałem już jako dwudziestolatek. Czterdzieści lat długiego, mozolnego i niepotrzebnego weryfikowania…” Zbędność weryfikowania, raz zaakceptowana, pozwala zrezygnować z robienia czegokolwiek. „Jeśli cechą mędrca jest to, że nie robi nic niepotrzebnego, nikt nie przewyższy mnie w mądrości; ja nie zniżam się nawet do tego, co potrzebne”. To ostatnie zdanie można odczytać jako banalną prawdę albo jaskrawy fałsz. Od tego zależy, czy zastygniemy w mroku strychu naszego domu, z miotełką do kurzu w jednej, a latarką w drugiej dłoni, czy też wstaniemy i wyruszymy z naszego geometrycznego punktu, by z mechaniczną desperacją bez końca po nim krążyć. „Automatyczny smutek – rzewny robot”.

Tych, którzy wybiorą ruchliwość, niechaj pocieszy myśl Ciorana, w której osobiście znalazłam pewną terapeutyczną, robocią nadzieję: „Jako środek przeciwko acedii któryś z Ojców, nie pomnę który, zalecał pracę ręczną. Znakomita to rada i zawsze spontanicznie za nią szedłem. Żadna chandra nie oprze się majsterkowaniu”.

Książka:

Emil Cioran, O niedogodności narodzin, przeł. Ireneusz Kania, „Wydawnictwo Aletheia”, Warszawa 2008.

* Marta Bucholc, doktor socjologii.