Katarzyna Kazimierowska
Życie po życiu według Etgara Kereta
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o śmierci, a o co boicie się zapytać, znajdziecie w najnowszym zbiorze opowiadań pod tytułem „Kolonie Knellera”.
Keret pokazuje Izrael inny niż ten, który znamy z telewizyjnych wiadomości. To nie świat bohaterów ani przerażonych kolejnym wybuchem bomby w kawiarni ludzi, ale neurotyków, których przerasta rzeczywistość i którzy popełniają samobójstwo z byle powodu. To dopiero szczyt obrazoburstwa w niepewnym jutra Izraelu!
Zachwyca już początek tytułowego opowiadania: „Dwa dni po tym, jak popełniłem samobójstwo, znalazłem tu pracę w jakiejś pizzerii, która nazywa się Kamikaze i należy do sieci”. Czy można zacząć lepiej? Keret, nazywany mistrzem krótkiej formy, bierze na warsztat niebo (a może czyściec?) dla samobójców. I wkłada do niego takich samych ludzi, jakich mijamy codziennie na ulicy. Dalej czytamy: „zawsze jak mówili o życiu po śmierci, całym tym jest – nie ma i takie tam, nigdy nie miałem zdania.(…) zawsze wyobrażałem sobie dźwięki jakby sonaru i ludzi unoszących się w przestrzeni, a tutaj, nie wiem… bardziej niż cokolwiek przypomina mi to ulicę Allenby. Mój współlokator, ten Niemiec, powiedział, że to miejsce jest akuracik jak Frankfurt”.
Skutek? W niebie – tak jak w życiu – wieje nudą. Nasz bohater trafia do miejsca, gdzie właściwie nic się nie dzieje. Ma pracę, poznaje ludzi, zadomawia się. Obserwuje innych ludzi, po niektórych od razu widzi, w jaki sposób postanowili pożegnać się ze światem. Dzień płynie za dniem, tylko wyzwań brakuje, bo każdy tu wie, że nic ekscytującego już go nie czeka: nie, drugi raz już się nie zabiją.
Na szczęście dla bohatera, nawet życie po śmierci może nieść ze sobą wyzwania. Dowiaduje się, że jego ukochana również znalazła się w niebie samobójców. Rozpoczyna więc prawdziwą podróż, niczym Orfeusz za swoją Eurydyką. Z tą tylko różnicą, że u Kereta „Orfeusz” również nie żyje.
W tej historii nie ma rzeczy niemożliwych. Zdarzają się nawet cuda. Tyle tylko, że bohaterowie – jak to u Kereta – zachowują się trochę jak wytrąceni z rzeczywistości, nie pokazują emocji, obdarzają się jedynie czarnym humorem i ironią. Świat ich uczuć schowany jest przed nimi samymi, podobnie jak w długo pozostającym w pamięci filmie „Meduzy”, którego współtwórcą był Keret. Tam bohaterowie żyją swoim życiem niczym w wielkim akwarium: słowa i emocje docierają do nich jak przez szybę i dopiero w kulminacyjnym momencie woda chlusta w nich na oślep, wylewa się z mieszkania. Keret naigrywa się ze świętości życia, ale opowiada o indywidualnym nieszczęściu popychającym jego bohaterów do ostateczności, do której płyną oni jak meduzy.
Szczyt czarnego humoru osiąga jednak autor w scenie, w której bohaterowie trafiają do baru arabskiego, gdzie trunki serwuje Naser. Ów, w dobrej wierze wykończenia wrogów swojego narodu, zginął oczywiście samobójczą śmiercią. Na pytanie, czy jego religia nie obiecuje siedemdziesięciu dziewic, które mają czekać na niego w niebie jako nagroda za poświęcenie życia, odpowiada: „Obiecują i patrz, co z tego wychodzi. Stoczyłem się w alkohol. (…) A co tobie obiecali?”.
Książka:
Etgar Keret, Kolonie Knellera, przeł. Agnieszka Maciejowska,„Wydawnictwo W.A.B.”, Warszawa 2009.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”.