Bartosz Biedrzycki

Za zamkniętymi drzwiami. Koralina

Neil Gaiman cieszy się wśród czytelników sławą podwójną. Dla jednych jest komiksowym bogiem, inni szanują go raczej jako pisarza. Ja osobiście jestem wielkim fanem opublikowanych dwa lata temu przez Egmont dwóch opowieści o Śmierci, będących spin-offem najbardziej znanej rysunkowej serii Brytyjczyka czyli Sandmana.

A kim jest tytułowa Koralina, z ukazującej się właśnie na rynku komiksowej adaptacji wcześniejszego opowiadania Gaimana pod tym samym tytułem. Otóż przygotujmy się na spotkanie ze sprytną nastolatką, która wraz z rodzicami wprowadza się właśnie do nowego, wielkiego, pełnego tajemnic domu. Nowoprzybyła rodzina zamieszkuje obok niecodziennych, intrygujących sąsiadów -pary emerytowanych aktorek i staruszka, trenującego w samotności mysi cyrk. Jedno mieszkanie pozostaje puste.

Wszystko na pozór wydaje się być w idealnym porządku, tylko poza jednym, dziewczynka nie czuje się w nowym miejscu szczęśliwa. Rodzice nie zwracają na nią uwagi, ma wrażenie, że nikt nie traktuje jej poważnie, a na dodatek wszyscy sąsiedzi uporczywie przekręcają jej imię. Jakby tego było mało dookoła pełno jest złośliwych, biegających szczurów. Pewnego dnia rozdrażniona i zniechęcona takim stanem rzeczy, postanawia wyruszyć na badania nieprzyjaznego domu. I niczym współczesna Alicja, odkrywa, że w salonie za zamurowanym drzwiami znajduje się przejście. Przejście, którego wcześniej nie było, ale przez które swobodnie można przejść teraz.

Po drugiej stronie drzwi, niczym w krainie z drugiej strony lustra, Koralina spotyka swoich drugich rodziców i idealną kopię dopiero co porzuconego świata. Nawet więcej niż idealną – tu jest ważna, wszyscy mają dla niej czas, interesują się nią, ma mnóstwo nowych zabawek. Po drugiej stronie rzeczywistość okazuje się być ciekawsza i dużo lepsza. Naszej rezolutnej bohaterce nie przeszkadza i nie zastanawia nawet fakt, że jego cudaczni mieszkańcy mają zamiast oczu guziki.

koralina

Niestety, błyskawicznie okazuje się, że ten nowy, wspaniały świat to pajęcza sieć, utkana przez zręczną wiedźmę, szukającą od wieków ofiar wśród podobnych Koralinie nieszczęśników. Dla bohaterki rozpoczyna się walka o odzyskanie swojej rodziny i możliwość powrotu do realności, w której, na szczęście, nie jest osamotniona – towarzyszy jest niezwykle wygadany i obcesowy kot, który poza tym, że lubi chadzać własnymi drogami, potrafi też, gdy trzeba, uroczo i przekonywująco się uśmiechnąć.

Inspiracje twórczością Lewisa Carrolla są tu oczywiste i autor niespecjalnie się z nimi kryje – w końcu to archetypiczna opowieść o niesamowitej krainie, która znajduje się „po tamtej stronie”. Dla mnie wielki dom i osamotniona, młoda bohaterka to nie tylko skojarzenia z Alicja w Krainie Czarów, ale także z Krainą Traw Calluma – wokół Koraliny jest podobna aura niepokoju i nadciągającego nieszczęścia co wokół Jelizy-Rose.

Adaptacji tekstu i wykonania rysunków podjął się P. Craig Russel – artysta kilkukrotnie wcześniej pracujący z Gaimanem. Przyjęta konwencja graficzna różni się diametralnie od tej, jaką możemy podziwiać w adaptacji filmowej – bardziej mrocznej, burtonowskiej w duchu, podczas gdy komiksowa Koralina to chuda, słodka blondynka. Kadry, poprowadzone delikatną, ale pewną, realistyczną kreską, wypełnione są stonowanymi, pastelowymi barwami, podkreślając baśniowy momentami nastrój opowieści. Z niepokojącego klimatu oryginału zostaje w komiksie niewiele – na tyle mało, że umieszczenie go przez Egmont w serii Obrazy Grozy budzi pewne zdziwienie.

Komiksowa Koralina wydaje się być więc wersją złagodzoną, pozbawioną emocjonalnego rozmachu i chociaż brak drapieżnego pazura oryginału zubaża opowieść na pewno warto poznać odważną młodą poszukiwaczkę przygód. I wybrać się w jej towarzystwie kolejny raz na drugą stronę lustra.

koralina_okKomiks:

Tytuł: Koralina.
Autor: na podstawie książki Neila Gaimana – adaptacja i rysunki P. Craig Russell.
Wydawnictwo: Egmont.
Rok wydania: 2009.

* Bartosz Biedrzycki, pracownik IT, twórca, wydawca i znawca komiksów.