Katarzyna Kazimierowska
Zostań moim przyjacielem
Wspólne śpiewy, tańce i modlitwa przy dźwiękach współczesnej muzyki zamiast nudnej wycieczki szlakiem historycznych tablic. W sobotnie popołudnie polscy i żydowscy uczestnicy performance’u przygotowanego przez izraelską grupę Public Movement nawiązali ulotną nić porozumienia.
18 kwietnia, na dzień przed 66. rocznicą wybuchu powstania żydowskiego getcie pamiętnej wiosny 1943 roku, na Umschlagplatz w Warszawie przyszli wszyscy: starzy i młodzi, uczniowie i akademicy, Polacy i Żydzi. Wspólny spacer tak zwanym Traktem Pamięci Męczeństwa i Walki Żydów 1940 – 1943 okazał się nie tyle wycieczką po śladach żydowskiego cierpienia i walki z okresu drugiej wojny światowej, co próbą zrozumienia wspólnej historii i odczarowania pamięci. Izraelska grupa Public Movement zaprosiła Warszawiaków na spacer, jaki o tej porze roku odbywają w Warszawie izraelskie wycieczki. Jednak zamiast tłumaczenia, czemu zatrzymujemy się przed kopcem przy ulicy Miłej (usypanym w miejscu, gdzie mieścił się bunkier, z którego dowodzono powstaniem żydowskim w getcie), zaśpiewali pamiętną „Balladę o Janku Wiśniewskim” nawiązującą do wydarzeń w Gdańsku 1970 roku. Zamiast pokazywania kolejnej tablicy z uwiecznioną na niej liczbą pomordowanych, skłonili do wspólnej modlitwy połączonej z klęczeniem na asfalcie pośrodku ulicy. Artystyczny performance? A może próba pokazania, jak wiele łączy oba narody, które dziś w Warszawie nie dzielą już miejskiej przestrzeni? Pozostała im jedynie przestrzeń historyczna, upamiętniona pomnikami i tablicami, nikłe wspomnienie wspólnego cierpienia.
Największym zaskoczeniem dla ponad tysiąca uczestników przemarszu była akcja na tyłach Pomnika Bohaterów Getta, na placu między ulicami Anielewicza, Karmelicką i Zamenhofa. Zgromadzonemu tu tłumowi Public Movement zaczął rzucać hasła i kazał wybierać, przez przesunięcie się na jedną ze stron ulicy: „przyszłość/przeszłość” – wybierzcie stronę. „Pro life czy pro choice”, „kapitalizm czy socjalizm”, w końcu: „Izrael czy Palestyna”? Od prostych podziałów po te odnoszące się do naszej moralności aż po wybory polityczne. Mimo śmiechów i nieporozumień, pytania zostały, zawieszone w powietrzu. Maszerujący ulicami dawnego getta tłum przypominał manifestację polityczną, która poddaje się magii uczestnictwa. Najbardziej niezwykłym momentem odczarowania czy też zaczarowania historii i przeszłości było odśpiewanie pieśni żydowskiej „Złota Jerozolima” w języku esperanto tuż pod domem, w którym mieszkał Ludwik Zamenhof, twórca tego języka, polski lekarz żydowskiego pochodzenia. Wspomnienie człowieka, który łączył w sobie dwie tożsamości, sprawiło, że tłum po raz pierwszy zamilkł. Spektakl zakończył się układem tanecznym przy słowach muzyki: „Będę twoim przyjacielem, nikt już cię nie zrani”. Wcześniej jednak, podczas krótkiej przemowy, przedstawiciel Public Movement powiedział, że cały czas, niezależnie od swojej narodowości, borykamy się z własną tożsamością. I to właśnie ta tożsamość narodowa, w chwilach ekstremalnych, zdaje się o nas decydować. Trochę jak na lotnisku, gdzie paszport i to, skąd przylatujemy, jest najważniejsze, a nie to, jakimi ludźmi jesteśmy. To ważne wyznanie, przy całym „imprezowym” klimacie wydarzenia.
Od lat izraelskie wycieczki przyjeżdżają w kwietniu do Polski. Ale nie sposób jest wejść z ich uczestnikami w jakąkolwiek interakcję, bo zawsze otoczeni są kordonem ochrony. Przez to nie można też skonfrontować stosunku izraelskiej młodzieży do Polaków dziś. Czy wierzą, że jesteśmy antysemitami? Czy nas nienawidzą? Podczas sobotniej akcji w pewnym momencie Public Movement zaczął krzyczeć do mikrofonów: Polacy ocalili Żydów! (Poles saved Jews) Pytanie, kto miał w to uwierzyć? My, czy żydowscy uczestnicy całej akcji? Jak na ironię losu, podczas spaceru co chwila mijaliśmy prawdziwe wycieczki izraelskie, które ze zdumieniem obserwowały, co się dzieje w miejscach żydowskiego męczeństwa. Podchodzili i pytali nas: z jakiego kraju jesteście? No właśnie, czy w sobotę wszyscy byliśmy Izraelczykami?
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”.