Karim Aïnouz w ostatnich latach wyrósł na jednego z najciekawszych autorów latynoamerykańskiego kina. Jego filmy charakteryzują się estetycznym wysmakowaniem, skłonnością do formalnych eksperymentów oraz zacieraniem gatunkowych granic. Sam reżyser często wspomina, że jest człowiekiem pogranicza. Urodził się w Brazylii, ale jego ojciec był Algierczykiem; studiował najpierw architekturę w brazylijskiej stolicy, a potem sztukę filmową na Uniwersytecie Nowojorskim, zaś po kilku latach spędzonych ponownie w ojczyźnie zamieszkał na niemal dekadę w Berlinie. Również jako artysta przez wiele lat poszukiwał dla siebie najlepszego i najbardziej inspirującego miejsca: najpierw właśnie w architekturze, a później między innymi w malarstwie, fotografii i filmie eksperymentalnym. 

Mistrz intensywności

Tę kreatywność i nieustanną otwartość Aïnouza na nowe formy widać również w „Motelu Destino”, który w zeszłym roku brał udział w pojedynku o Złotą Palmę. Reżyser powraca w nim do Brazylii, umieszczając akcję w rodzinnej Fortalezie. Najnowszy film Aïnouza przypomina nam też, że pozostaje on prawdziwym mistrzem pierwszych ujęć: elektryzujących, zaskakujących, dopracowanych pod względem wizualnego efektu. Zwykle zapowiadają one charakterystyczną dla jego kina intensywność – intensywność uczuć i form, nasycenie kolorami, dźwiękami, zapachami i lśniącymi teksturami. 

Podobnie jest w „Motelu Destino” – sensualnym thrillerze, który rozpoczyna się od widoku tropikalnego, rozświetlonego jaskrawym słońcem raju. W tle słychać szum fal, a na pierwszym planie odsłania się przed nami złocista plaża, palmy i nieskazitelnie błękitne niebo. Sielski krajobraz i sygnalizowana w pierwszych scenach beztroska skrywają jednak nadchodzący dramat, a oszałamiający wizualnie prolog okaże się tylko wstępem do mrocznej, niepozbawionej przemocy historii.

Początek „Motelu Destino” przywodzi zresztą na myśl otwarcie jednego z wcześniejszych filmów Aïnouza – prezentowanego między innyni na Berlinale „Praia do Futuro” [2014] ze wspaniałą rolą Wagnera Moury. Tam również sceneria tytułowej „plaży przyszłości” i turkusowego oceanu skrywała w sobie złowieszczy niepokój; zwiastowała zbliżającą się tragedię. Równie baśniowe i zarazem złowrogie były pierwsze ujęcia „Niewidocznego życia sióstr Gusmão” [2019], najwybitniejszego filmu reżysera w jego dotychczasowym dorobku. Dwie główne bohaterki wyłaniały się z tropikalnego lasu spowijającego plaże na przedmieściach Rio de Janeiro tylko po to, by chwilę później się zagubić. Pozorną łagodność i spokój opowieści wkrótce przerwały więc nawoływania sióstr wśród gęstych lian i drzew. Stały się one zapowiedzią tego, co miało nadejść potem: dramatycznej rozłąki, która już na zawsze zmieni ich życie. 

Materiały prasowe dystrybutora Aurora Films

Trójkąt w cieniu słońca

W pierwszych scenach „Motelu Destino” również poznajemy rodzeństwo: dwóch braci, którzy – podobnie jak kiedyś siostry Gusmão – rozmawiają o swoich marzeniach na przyszłość. Wkrótce mają wziąć udział w zleconym napadzie i zabójstwie, które ma im zapewnić finansową wolność: uniezależnić ich od ciążącego długu, jaki zaciągnęli u lokalnego gangu kierowanego przez tajemniczą postać Bambiny (Fabiola Liper). Plan jednak niespodziewanie się załamuje, a jeden z braci, 21-letni Heraldo (Iago Xavier), nagle pozostaje sam. Po nieudanej akcji chłopak szuka schronienia przed światem i zaszywa się w motelu na obrzeżach miasta, w którym goszczą głównie pary wynajmujące pokoje na godziny. Przybytek jest prowadzony przez Eliasa (Fabio Assunção) i jego partnerkę Dayanę (Nataly Rocha), która zaczyna romansować z Heraldem, wciągając go w niejednoznaczną i niebezpieczną grę.

To, w jaki sposób Aïnouz gra tu filmową przestrzenią, doskonale oddaje sytuację głównego bohatera – zdesperowanego i coraz bardziej uwikłanego w dziwną relację z pozostałą dwójką; relację zbudowaną na namiętności i władzy. Tytułowy motel Destino to klaustrofobiczne, obskurne pokoje, ciemne labirynty korytarzy, ciężkie, przesycone wilgocią powietrze i światła kolorowych neonów. Stopniowo staje się on miejscem z pogranicza błogiego snu i gęstego koszmaru, zamienia się dla Heralda w azyl, a zarazem więzienie. 

Duszną atmosferę filmu podkreślają hipnotyzujące zdjęcia Hélène Louvart – legendarnej już operatorki, która stała za wspaniałymi kadrami z „Niewidocznego życia sióstr Gusmão”, a poza tym jest znana ze współpracy między innymi z Agnès Vardą, Wimem Wendersem, Claire Denis i Alice Rohrwacher. Niepozorny i ponury motel zamienia się w ujęciach Louvart w nierealistyczne miejsce o strukturze panoptykonu; przestrzeń pełną mrocznych tajemnic, spełniających się najskrytszych fantazji i erotycznego napięcia. Oszałamiające kadry nakręcone na 16 mm mają ziarnistą teksturę i pulsują barwami – co robi wrażenie szczególnie na początku filmu i wspaniale wprowadza w wizualną formę stylowego „Motelu Destino”.

W niektórych scenach przydrożny hotel na przedmieściach brazylijskiego miasta przywodzi na myśl zanurzony w neonowych światłach i pustynnych ciemnościach motel z „Paris-Texas” – który zresztą również stanowił przestrzeń odkrywania sekretów, powracania do wspomnień i zarazem ćwiczeń z zapominania. Nie jest to zresztą jedyne kinofilskie nawiązanie, które można znaleźć w najnowszej produkcji Aïnouza. Sam autor przyznał, że inspiracją był dla niego klasyk filmu noir, „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” [1946] Taya Garnetta, a przede wszystkim „Psychoza” [1960] – w „Motelu Destino” znajdziemy zresztą kilka scen będących bezpośrednim nawiązaniem do kultowego dzieła Hitchcocka.

Oglądając zakorzeniony w vintage’owej estetyce „Motel Destino”, trudno też uciec od skojarzeń z typowo brazylijskim gatunkiem z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, jakim było pornochanchada: kino erotyczne okraszone humorem, które z powodu braku politycznych bądź społecznych treści zwykle wymykało się cenzurze i często gościło na ekranach w okresie dyktatury wojskowej. Jednym z najgłośniejszych tytułów z tego nurtu było „A Dama do Lotação” [1978] z Sônią Bragą w roli głównej – produkcja Neville’a d’Almeidy stała się jedną z najbardziej kasowych w historii brazylijskiego kina, a samej aktorce pomogła ugruntować pozycję w przemyśle filmowym. 

Materiały prasowe dystrybutora Aurora Films

Imperium zmysłów na peryferiach

Podobnie jak w kinie pornochanchada, na pierwszym planie w „Motelu Destino” znajduje się ciało – zmysłowe, spocone i poddające się instynktom bez względu na konsekwencje; wyzwolone i zarazem uwikłane w sieć piętrzących się zależności. To właśnie ono zgubi na samym początku Heralda, a wkrótce później ponownie ściągnie go do miejsca „pierwotnego grzechu”.

Wcześniej ten cielesny motyw mocno wybrzmiał między innymi w pełnometrażowym debiucie brazylijskiego twórcy, queerowym „Madame Satã” [2002] – biograficznej historii legendarnego awanturnika, mistrza capoeiry i tancerza drag queen, jakim był João Francisco dos Santos. Niepokorny artysta, który w latach trzydziestych XX wieku wyrósł na jedną z czołowych postaci bohemy Rio de Janeiro, staje się u Aïnouza przewodnikiem po mieście karnawału, przemocy, upojnej muzyki i wyrzuconych na margines marzycieli. Już samo ciało Madame Saty, wymykające się tradycyjnym podziałom, domaga się w tym filmie transgresji – jak pisał kiedyś Jarosław Pietrzak, „jest permanentnym nosicielem karnawału w sobie, podmiotem, który przy użyciu m.in. elementów siatki znaczeń karnawału jako całego rozbudowanego podsystemu brazylijskiej kultury rozbija się o kanty nieprzyjaznej […] rzeczywistości, usiłując otworzyć sobie, wygospodarować przestrzeń dla własnego ekscesu pragnienia i nadmiaru radości życia w ogóle” [1]. W „Madame Satã” ciało stanowiło dla bohatera przestrzeń i zarazem narzędzie bezkompromisowej walki – nie tylko o miejsce w społeczeństwie, ale też o własną tożsamość. Widowiskowa historia João była tym samym opowieścią o buncie, nieuporządkowanym świecie nazywanym na nowo. Świecie, w którym racjonalizm i intelektualne pojmowanie rzeczywistości były wypierane przez instynkty, intuicję, organiczne prawo do życia w zgodzie z własną naturą. 

Można odnieść wrażenie, że w swoim najnowszym filmie brazylijski reżyser chciał przedstawić podobną opowieść i nadać monopolizującej opowieść zmysłowości równie istotne znaczenie. Im więcej czasu spędzamy w klaustrofobicznym motelu Destino, tym bardziej bowiem znika rzeczywistość na zewnątrz. Świat zaczyna rządzić się własnymi prawami – głównym tematem staje się klasyczny splot śmierci i seksualności, a cała istniejąca rzeczywistość zostaje poddana zmysłom i erotycznej relacji, jaka powstała w tym (dość toksycznym) trójkącie. Główny bohater ucieka przed goniącą go śmiercią i tragicznym przeznaczeniem właśnie przez poddawanie się cielesnym uciechom. Szuka w nich pocieszenia i ocalenia, a może nawet samego siebie.

Najnowszy obraz Karima Aïnouza zdecydowanie nie przynosi jednak podobnego efektu jak wspomniany debiut, który przed laty zapewnił twórcy bilet wstępu do światowego kina. Oszałamiająca wizualnie forma „Motelu Destino” nie jest w stanie zrekompensować tego, czego brakuje w warstwie fabularnej. Po obiecującym początku film coraz bardziej rozczarowuje i nuży – głównie z powodu scenariusza, który jest pełen nieścisłości, powtarzalnych scen oraz drętwych dialogów. Problemem jest też wiotka i powierzchowna konstrukcja trójki postaci, szczególnie pozbawionego charyzmy głównego bohatera, którego los, mimo ciążącej mu dramatycznej historii, staje się nam obojętny. 

To wszystko sprawia, że cała opowieść, choć zaserwowana w kuszących kadrach, pozostawia widza z poczuciem niespełnienia. I wrażeniem, że „Motel Destino” jest nie tyle udanym, skończonym dziełem, ile raczej artystyczną wprawką do czegoś większego. Być może jest to brudnopis lepszego, bardziej dojrzałego filmu, którego już nie będzie nam dane obejrzeć?

Przypis: 

[1] Jarosław Pietrzak, „Smutki tropików. Współczesne kino Ameryki Łacińskiej jako kino polityczne”, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2016, s. 255.