Szanowni Państwo, dziś w temacie tygodnia zerkamy na ważnego sąsiada – Białoruś. Temat zagadkowy i fascynujący. W dyskusji udział biorą Zdzisław Najder, Łukasz Jasina oraz Katerina Przybylska. Gorąco zapraszamy do lektury!
Zdzisław Najder
Umocnienie białoruskiej tożsamości narodowej leży w interesie Europy
Dzisiejsze spory na temat polityki („nowego otwarcia”) RP wobec Białorusi przypominają mi spory sprzed lat ponad trzydziestu o ocenę porozumień helsińskich: czy to kapitulacja wobec państw komunistycznych, które dążyły do międzynarodowej legitymizacji swojej władzy (tak to oceniało wielu antykomunistów) – czy też próba zmuszenia tych państw do przestrzegania własnych praw? Dla nas w Polsce okazało się, że „Helsinki” wytworzyły pewną przestrzeń do działania opozycyjnego, utrudniając władzom dowolne stosowanie represji. Sądzę, że tak samo może być z Białorusią. Powinniśmy jednocześnie kontynuować nasze wysiłki w środkach przekazu, po prostu udostępniając Białorusinom więcej informacji.
Związek Polaków na Białorusi dotychczas wykazał się solidarnością, odwagą i umiarem. Obecna polityka rządu RP powinna Związkowi ułatwiać życie.
Ale Białoruś dla Polaków – to nie tylko poczuwające się do polskości paręset tysięcy obywateli tego państwa. Dla nas Białoruś – to Kościuszko, Mickiewicz, Moniuszko, Orzeszkowa. To nieświeccy Radziwiłłowie. To ksiądz Brzóska i tysiące powstańców styczniowych. To składnik naszej kulturowej tożsamości. Przypominając o tym – nie chcemy Białorusinom niczego odbierać. Przeciwnie, chcemy powiedzieć: Wasze ziemie, niegdyś wspólne, są dla nas ważne i cenne. Stamtąd wyłoniły się skarby naszej kultury, ważne składniki naszej przeszłości. Przeszłości wspólnej, obie strony wzbogacającej.
Obowiązkiem rządów niepodległej Polski jest zapewnienie dostępu do miejsc, które są siedliskami, czy materialnymi symbolami, wspólnej przeszłości.
Nasza i europejska frontalna konfrontacja z prezydentem Łukaszenką nie wzmocni białoruskiej tożsamości narodowej, nie utrwali osobności białoruskiego państwa. A na tym powinno nam zależeć. To leży we wspólnym interesie Białorusinów, Polaków – i Europejczyków.
* Zdzisław Najder, historyk literatury, światowej sławy znawca twórczości Josepha Conrada, ekspert w dziedzinie polityki zagranicznej.
* * *
Łukasz Jasina
Koniec zastępczej nienawiści, czyli jak można pokochać Aleksandra Grigorjewicza Łukaszenkę (albo chociaż spróbować to zrobić…)
29 kwietnia 2009 roku, Pałac Apostolski w Watykanie. Marmury i freski, rzeźby najlepszego dłuta wokoło. Duma wieków spogląda na każdego gościa. Obecnym gospodarzem budowli jest Benedykt XVI – 265. następca św. Piotra.
Od wieków papieżowi składają wizyty różnorodne głowy państw – mniej lub bardziej katolickich. Tym razem po monumentalnych schodach podąża Aleksandr Grigorjewicz Łukaszenko – Prezydent Republiki Białorusi. Po trzynastu latach człowiek uznawany za „ostatniego dyktatora Europy”, wraca na salony… Po Benedykcie XVI przychodzi kolej na Silvio Berlusconiego i śniadanie w jego rezydencji.
Niby nic nadzwyczajnego. Ostatnio europejskie „powroty na salony” obfitują w tego typu amnezje. Przywódca Libii – Kadafi uśmiecha się na wspólnych zdjęciach z Tonym Blairem czy Nicolasem Sarkozym; obiekcje ofiar zamachów terrorystycznych poskromiono pieniędzmi, odszkodowaniami i dość obłudnym procesem wykonawców zamachu nad Lockerbie. Wielu innym przywódcom przyjmowanym w zamku Bellevue, Pałacu Elizejskim czy w Pałacu Buckingham też nikt specjalnie nie wypomina nieścisłości w życiorysie. Europa zdaje się lubić synów marnotrawnych.
Jeszcze niedawno w odniesieniu do Białorusi używano określeń typu „skansen” czy „ostatnie państwo komunistyczne”. Rzeczywistość jest oczywiście nieco bardziej skomplikowana, ale dyskurs publiczny uwielbia uproszczenia. Polacy zarzucają Łukaszence złośliwe niedotrzymywanie traktatowych zobowiązań, polegające głównie na łamaniu praw mniejszości polskiej (co niedostrzegane, jest ona większa, niż litewska – na Białorusi rozlokowane są największe skupiska ludności polskiej w dawnym Związku Radzieckim).
Białoruś oczywiście nie jest skansenem. To z jednej strony zagubione kołchozowe wsie na Polesiu czy Homelszczyźnie ale także nowoczesny i drogi Mińsk – przykład gwałtownej i nieco dziwacznej urbanizacji. To z jednej strony zamożne elity stolicy, pełnej remontujących się budowli i bogatych restauracji, a z drugiej – stereotypowo postrzegani (zwłaszcza w Europie) mieszkańcy kołchozów. W obydwu grupach przeciwnicy prezydenta i jego politycy nie zajmują pozycji dominującej. Zamożne elity (z wyjątkiem pewnych grup inteligenckich z zasady siejących intelektualny ferment) z zasady popierają władzę, która nie narusza ich (mówiąc lekko po marksistowsku) „bazy ekonomicznej”.
Ostatnie próby sprzeciwu wobec Łukaszenki nie przyniosły rezultatu. Słabe środowiska opozycyjne wprawdzie istnieją, ale porównać je można (choć to oczywiście ryzykowne zestawienie) z sytuacją polskiej opozycji na początku drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Funkcjonują w podzielonych środowiskach w kraju i zagranicą, a większość obywateli kraju milczy i zajmuje się walką z rzeczywistością.
Jednocześnie jednak (i nawet niezbyt paradoksalnie) Białoruś przestała być posłusznym elementem rosyjskiej układanki. Wprawdzie uzależnienie gospodarcze Białorusi od Rosji trwa nadal, ale nie jest całkowite, nie pogłębia się również integracja polityczna obydwu państw.
Gwoli podsumowania: Łukaszenki nie można odsunąć od władzy działaniem czynników wewnętrznych, a uzależnienie od Rosji nie jest już faktem bezspornym; Białoruś jest ciekawym rynkiem, a łamanie praw człowieka tamże nie razi bardziej niż w wypadku kilku innych, szanowanych obecnie reżimów. Zgodnie z powyższym, nienawiść należy zastąpić miłością.
Skądinąd, liberalne społeczeństwa Unii Europejskiej nigdy nie potępiały Łukaszenki w sposób całkowicie uczciwy. Potępienie jego dyktatorskich metod było zawsze jedynie wynikiem stosunku do Rosji. Krytyka wielkiego sąsiada Białorusi, gdzie działy się rzeczy zdecydowanie gorsze (choćby druga wojna czeczeńska) nie była bowiem możliwa. Członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa skutecznie maskowało problemy, a politycy, popierający sankcje wobec Białorusi, jeździli do stolicy państwa znajdującego się z nią w unii. Ostrość potępienia Mińska kontrastowała z pobłażliwością wobec Moskwy tak bardzo, że można była zadać sobie pytanie: czy gromy rzucane pod adresem Łukaszenki, nie są przypadkiem zastępczym środkiem wyrażania nienawiści do nieosiągalnego Władimira Władimirowicza?
Kompromis z Łukaszenką nie będzie zatem kompromitacją Unii Europejskiej i jej liberalnych wartości. Może jej przynieść nawet pewne sukcesy. Nawiązanie dialogu z Mińskiem wcale nie oznacza odżegnania się od tamtejszej opozycji i jej walki. W latach osiemdziesiątych Margaret Thatcher spotykała się jednocześnie i z Jaruzelskim, i z Wałęsą. Skoro możliwości oddziaływania na sytuację na Białorusi ograniczają się li-tylko do deklaracji, zdecydowanie lepiej jest formułować je w Mińsku. Zamiast obłudnej i nieudolnej walki z reżimem, otrzymamy w konsekwencji autentyczny dialog z białoruskim społeczeństwem, zdecydowanie bardziej otwartym i gotowym na zmianę.
W związku z powyższym, racją stanu (może to i górnolotne słowo, ale wypada go w tym miejscu użyć) Polski jest jak najszersze otwarcie granicy z Białorusią i wzmożenie wszelkiego rodzaju kontaktów z tym krajem. Sytuacja, w której wyprawa do Brześcia jest trudniejsza do zrealizowania niż wyjazd do Lizbony, jest niewłaściwa. Białoruska kultura jest i pozostanie elementem liberalnego dziedzictwa Europy – bez względu na osobę aktualnie jej panującego władcy.
* Łukasz Jasina, doktorant, pracownik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej i redaktor naczelny środkowoeuropejskiego portalu internetowego “Młodsza Europa”.
* * *
Katerina Przybylska
Otwierać się na Białoruś – tak, ale z rozwagą
Początek rozmów z Łukaszenką to, oczywiście, dobry sygnał, mimo tego, że podjęcie tematu polepszenia atmosfery we wzajemnych stosunkach i rozmowy o sposobie prowadzenia wyborów do parlamentu w 2008 roku był raczej tylko pretekstem, a nie świadectwem rzeczywistych zmian. Dialog z Białorusią może przynieść pozytywne zmiany tak w relacjach białorusko-unijnych, jak i w samej Białorusi. Wcześniejsze podejście Unii, czyli izolacja Białorusi od europejskich procesów, może i było uzasadnione, ale skutkowało jedynie izolacją tego państwa, a zwłaszcza jego społeczeństwa, od swoich zachodnich sąsiadów.
Istnieje niebezpieczeństwo, że rozpoczęcie dialogu może równie dobrze skończyć się pogłębieniem dyktatury. Tak się stanie, jeśli rząd Łukaszenki otrzyma legitymację dla swoich działań ze strony Unii. Łukaszenko bowiem nie chce żadnych zmian. Zmieniają się natomiast ludzie w jego otoczeniu. I w czasie, gdy on nazywa politycznych przeciwników „debilami i wrogami narodu Białoruskiego”, nowi ludzie, którzy go otaczają, negocjują wypuszczenie owych przeciwników z więzień. A kiedy Łukaszenko ogłasza, że Białoruś nigdy nie będzie słuchać Europy, oni jadą na rozmowy do Brukseli. Wynikiem tej sytuacji są na razie pseudozmiany: kompromis pomiędzy niechęcią robienia czegokolwiek w kierunku demokratyzacji, a potrzebą, by lepiej wyglądać na Zachodzie.
Do tego tymczasowego kompromisu należy na przykład, że represyjne artykuły kodeksu karnego: 193-1, 367, 368, 369-1 (działalność w imieniu niezarejestrowanej organizacji, Defamation of the President of the Republic of Belarus; Degradation of the President of the Republic of Belarus; Discrediting the Republic of Belarus), choć w tej chwili nie są powszechnie wykorzystywane, nadal są aktualne i w razie potrzeby mogą być użyte przeciw każdemu. Inny przykład, to Rady Konsultacyjne przy administracji prezydenta, które choć istnieją, nie mają jakiejkolwiek jurydycznej siły i znaczenia.
Ostateczny wynik zależy zatem w dużej mierze od tego, jaką długofalową politykę wobec Białorusi będzie prowadzić Unia. Powinna ona konsekwentnie wymagać zmian rzeczywistych i stałych, oferując kolejne poziomy współpracy. Można na przykład żądać skasowania wyżej wymienionych artykułów kodeksu karnego, akredytacji zagranicznych mediów, zmiany w organizacji pracy administracji NGO-sów (szczególnie tych regulujących formalności rejestracji i posiadania siedziby firm).
Polityka ta nie funkcjonowała wcześniej, przede wszystkim dlatego, że Unia nie miała dla Białorusi nic specjalnego do zaoferowania. A bycie w dobrych relacjach z Zachodem, dla samego tylko podtrzymania historycznych więzi, Łukaszenki nie interesuje. Dziś jednak, ze względu na kryzys ekonomiczny, i skomplikowane relacje z Rosją, Białoruś sama szuka nowych przyjaciół. Warto więc skorzystać z tej sytuacji i domagać się dialogu dwustronnego, mającego na celu budowanie relacji przejrzystych, konkretnych i opartych na demokratycznych procesach. Jeśli Unii – i Polsce – zależy na czymś więcej niż na niestabilnym partnerze ekonomicznym ze Wschodu, jeżeli pragnie mieć sąsiada „bez niespodzianek” i bez szantażu w rodzaju „jeśli nie dostaniemy kolejnego kredytu, posadzimy kogoś do więzienia, bo możemy”, muszą one wymagać od Białoruskich władz nie tylko konkretnych kroków w kierunku demokratyzacji sytuacji na Białorusi, ale i naciskać na to, by dialog ten przeznaczony był przede wszystkim dla obywateli. Bez ich udziału wszystko traci sens.
To będzie długi proces. Ale może dzięki niemu, za pięćdziesiąt lat, będziemy mogli spokojnie wozić przez granice laptopy z informacjami, nie płacąc za każdą wizytę sześćdziesięciu 60 euro, nie musząc rejestrować naszych polskich gości w służbach specjalnych – ale mogąc spotykać się z nimi na Białorusi na filmach Wajdy. A w Polsce kupować wyśmienitą białoruską kiełbasę i świetne lniane skarpetki za dwa złote.
* Katerina Przybylska, doktorantka PAN, pracownik Białoruskiego Stowarzyszenia im. Roberta Schumana i koordynatorka Informacyjnego Centrum Młodzieżowego (Białoruś). Uczestniczy w inicjatywach na rzecz demokratyzacji Białorusi.