Katarzyna Kazimierowska
Mężczyzna, machina, miasto, czyli Królowa Tiramisu
W „Królowej Tiramisu” mężczyźni mają gorzej, kobiety są niewierne i głupie, a świat, po arkadyjskich pierwszych chwilach dzieciństwa – jest okrutny i niesprawiedliwy. Ta pełna metafor bajka to protest–song w dobie kryzysu męskości.
Mężczyzna ma kryzys
„Cacany byłem, owinięty w kocyki, pieluchy, oddzielony od mroków i lęków wózkiem, łóżeczkiem, cycem. Mama nie dosypiała, nade mną się pochylała”. Pierwsze zdanie w książce Bohdana Sławińskiego przenosi nas od razu do literackiej krainy szczęśliwości, męskiej Nibylandii. Życie ma smak jabłek, pachnie rozgrzaną słońcem trawą, pozbawione jest trosk i smutków, a rzeczy po prostu „dzieją się”, choć w imponującym tempie wzrostu kilkuletniego bohatera. Jego światem rządzi Wielka Bogini, matka, zachwycająca i cudowna, przyczyna kompleksu Edypa i jungowskich poszukiwań bohatera – Piotrusia, w dorosłym życiu. Na kilku zaledwie stronach Piotruś, niczym Piotruś Pan, otrzymuje i traci swoją dziecięcą Nibylandię, gdzie niepodzielnie panują Wielka Bogini i Ojciec, niczym Królowa z tiramisu i król z piernika w mitycznej Krainie Słodyczy. Ale ojciec – piernikowy król – umiera i w życie Piotrusia Pana – beztroskiego młodzieńca – wkracza Król Żółci. Koniec bajki, bajka była piękna, ale się skończyła, nad lazurowe niebo nadciągają chmury, Arkadia na zawsze znika z horyzontu, smaki stają się ohydne, zabawy dziecięce podszyte lękiem, a Królowa z tiramisu przestaje być bezpieczna przystanią, staje się okrutną Nemezis. Trudne dzieciństwo, brak męskiego wsparcia, nieutulona wrażliwość, kompleks Edypa, Piotruś Pan skazany na wieczne poszukiwanie utraconego ideału matki w innych kobietach – i mamy odpowiedź na dzisiejszą tezę o słabych mężczyznach i kryzys tożsamości. Mężczyzna chowany w świecie bez pozytywnych wzorców męskich, w którym nie ma się komu wypłakać – bo to niemęskie – pozostawiony sam sobie, przenosi swoje emocje, pragnienia i lęki w wewnętrzny świat fantazji, iluzji, buduje ideały, które nigdy nie sięgną bruku. Mężczyzna Sławińskiego, to facet poraniony, Piotruś Pan z utrąconymi skrzydełkami, królewicz w wieży czekający na ratunek ale też don Kichot, walczący z wiatrakami i szukający matki w każdej napotkanej Dulcynei. Mężczyzna, który pragnie się wyzwolić z mitów i stereotypów, ale brnie w kolejne, regularnie przegrywa.
Machina, czyli – to zła kobieta była
W walce ze światem, dorosły już Piotruś, dzielnie kruszy kopie w bitwach o siebie. W dzieciństwie, jego wrogiem i bohaterem koszmarów na jawie był ojczym – antyteza ojca, potwór, którego należy zniszczyć w obronie własnym i matki. W dorosłym życiu, wróg traci muskuły ale jego obecność i tak grozi śmiercią. Bo kobiety, z którymi walczy Piotruś, w swoim nieustannym poszukiwaniu arkadyjskiej Królowej Tiramisu, okazują się być pułapką, tykającą bombą z opóźnionym zapłonem. Są głupie i niewierne, wyrachowane i przebiegłe. Upada u Sławińskiego mit kochanki delikatnej, upragnionej, przy boku której mężczyzna zazna ukojenia po codziennej walce. Pojawia się za to nowy stereotyp, już nie Matki – Polki, Wielkiej Bogini. Królowa Tiramisu była jedna, a kobiety okazują się złe i zepsute. A skoro takie są, nie warto w nie wierzyć i kochać, lepiej uciec w sny i marzenia o tej jednej ukochanej, utopijnej ukochanej, utraconej bezpowrotnie, ale która przychodzi nad wodę, pojawia się w snach, koi smutki, tuli do piersi i powtarza, że dla niej Piotruś jest tym jedynym. Bo tylko mamę, i to nawet nie tę prawdziwą, ale tę ze snów i marzeń, warto kochać. W walce z okrutnym światem, wyrachowanymi kochankami i demonami z przeszłości, pomaga bohaterowi cięty język, ironiczny styl, zabawa słowem, niech forma wypełni treść, gdy treści w okrutnym świecie lepiej nie ujawniać, treść musi pozostać ukryta, a forma, neobarokowa, pełna zawijasów, muszelek, les rocailles, wypełni odległości między słowami. Bo dziś mężczyzna, który opanuje słowo, najlepiej radzi sobie z rzeczywistością, odpowiednio nazywając swoje głęboko schowane lęki, chowając się za bezpieczną metaforą, nie musi nic ujawniać, zwłaszcza złym, wyrachowanym i niewiernym kobietom wokół siebie, które albo chcą go na kobierzec ślubny zaciągnąć, by żył według wzorców ich rodziców, albo traktują jak obiekt seksualny. I żadna z nich nie smakuje jak tiramisu.
Miasto
Arena walki codziennej powiększa się wraz z wiekiem. W miejsce kołyski pojawiają się łąki i lasy, miejsce domu zajmuje szkoła, miejsce małego miasteczka – Warszawa. Tu jest Żoliborz, po którym można wałęsać się bez końca i Saska Kępa, idealna na spotkania ukrywających się przed cudzymi mężami kochanków. Warszawa to makroświat, pełen wyrachowanych kobiet, głupich mężczyzn u władzy i zniewieściałych chłopców na bankietach. Metaforą miasta staje się stacja metra, na której nie wiadomo już, co dalej z życiem, kończą się pomysły. „Tu wszyscy są obcy, w sobie zatrzaśnięci, pochowani, przywierają do stalowych rurek, wyściełanych ławek, kurczowo broniąc swojej odrębności, by nie lec w zbiorowej mogile”. Ludzie – atomy, samotnie krążące, jak ćmy wokół światła, tak oni po mieście, z dala od Arkadii, bez happy endu, a nad nimi unoszą się traumy i wspomnienia z dzieciństwa, którego smaków, niczym proustowskiej magdalenki, próżno szukać w dorosłym życiu.
Książka:
Bohdan Sławiński, Królowa Tiramisu, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Warszawa 2008 [książka nominowana do nagrody „Nike” 2009].
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”