Szanowni Państwo, w tym tygodniu z ogromną przyjemnością i uroczyście obchodzimy 60. urodziny Profesora Ireneusza Krzemińskiego. Badacza, który od lat zastanawia się nad dobrym sposobem urządzenia Rzeczypospolitej. Badał heroiczne losy NSZZ „Solidarność” oraz polski antysemityzm – zgodnie z zasadą „sine ira et studio”. Pozwolił nam lepiej zrozumieć transformację ustrojową. Intelektualista, bez którego nasze życie intelektualne byłoby uboższe i… smutniejsze!
Dziś głos oddajemy przyjaciołom i znajomym Jubilata: Helenie Datner, Urszuli Kurczewskiej, Janowi Lityńskiemu, Krzysztofowi Martyniakowi, Szczęsnej Milli, Wojciechowi Ogrodnikowi, Oldze Pilinow, Jackowi Raciborskiemu, Iwonie Smolce, Antoniemu Sułkowi i Pawłowi Śpiewakowi. Gorąco zachęcamy do wpisywania życzeń w Komentarzach !
Panie Profesorze – od Redakcji – proszę przyjąć życzenia Wszystkiego Najlepszego !
Redakcja
Helena Datner
Przyjaciel
Z Ireneuszem znamy się od pierwszego roku studiów, które rozpoczynaliśmy w 1967 roku na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Rok, który nastąpił zaraz potem, był szczególny. Dzięki grupie przyjaciół, do których należał Irek, rok kampanii antysemickiej nie stał się dla mnie czasem nokautującej traumy. Ich przyjaźń była dla mnie miękką poduszką pozwalającą normalnie funkcjonować. Refleksja taka przyszła zresztą wiele lat później. Z artykułu Irka opublikowanego już w wolnej Polsce dowiedziałam się, że na naszym bardzo spolaryzowanym politycznie wydziale byli koledzy, którzy przychodzili do Niego i pytali: „Jak ty możesz się przyjaźnić z tymi Żydówkami?”. Nigdy przedtem mi o tym nie mówił. Delikatność uczuć jako element przyjaźni. Dobro bezcenne.
Potem przez cale lata był Kimś, kto towarzyszy w sprawach trudnych i pogmatwanych, kto wie zawsze, kiedy trzeba koniecznie przyjść i być. Mówi się o takich ludziach, że można na nich liczyć. Na Irka można było. Zawsze. Irek miał także czas. Inne dobro bezcenne. Inna rzecz, że przed laty jakby tańsze.
Czasy, w których żyjemy, to czasy panowania mediów. Medialność jako dobro? Raczej cywilizacyjne przekleństwo. Media odbierające nam przyjaciół, często poczucie sensu, niemal wszystko. Cienka granica między służbą publiczną, jaką przy ich pomocy można prowadzić, i ciemnością, jaką wprowadzają w nasze życie.
Irku, wróć do Irka i pozostań tam chociaż przez chwilę. Życzę Ci tego i nam wszystkim w dniu Twoich urodzin z całego serca. Razem z innymi dobrymi życzeniami.
* Helena Datner, socjolog, historyk.
***
Urszula Kurczewska
Grande Professore
Nasz Grande Professore, czyli Profesor Ireneusz Krzemiński, obchodzi swoje wielkie urodziny. Z tej okazji życzę Profesorowi jeszcze wielu lat działalności badawczej, niesłabnącego zapału w dociekaniu prawd społecznych i politycznych, niespożytej energii i wnikliwości w debatowaniu i wszelkiej pomyślności w życiu osobistym.
Z tej okazji chciałabym także podziękować Grande Professore za wiele lat inspirującej współpracy, za nietuzinkowe deliberacje, za zmuszanie do zgłębiania meandrów teorii socjologicznych, za natchnienie i pomysłowość w dociekaniach, za wyrozumiałość i opiekę w pokonywaniu różnych trudności.
Z tej okazji pragnę podzielić się też kilkoma refleksjami o naszym Professore, ponieważ nie jest On zwykłym akademikiem: należy do kategorii „cicerone” – mistrza i przewodnika, który wymaga bezwzględnej adoracji i admiracji, posłuszeństwa i oddania, i mimo że nie jest łatwo się z tym pogodzić, wielu z nas chętnie przystaje na bycie Jego uczniem i „intelektualnym niewolnikiem”.
Professore jest mistrzem w dyskusjach naukowych i debatach publicznych. Używając niebanalnych sformułowań, wygłasza spektakularne mowy i perory. Zawsze urzekała nas trafność i bezkompromisowość Jego opinii nie tylko w zakresie badań socjologicznych, ale przede wszystkim w komentowaniu bieżących spraw, a także celność i zasadność uwag nawet w kwestiach, w których Profesor nie jest ekspertem.
Miałam szczęście być studentką Profesora i uczestniczyć w Jego wielu wykładach i seminariach. Niemal wszystkie były pasjonujące i bardzo urozmaicone. Dla wielu studentów z mojego rocznika Profesor był mistrzem i ja też należałam do grona osób od Niego intelektualnie uzależnionych. Od kilku lat współpracuję z Professore i jest to moja wielka przygoda życiowa. Mimo że w wielu sprawach mamy odmienne zdanie i w wielu sytuacjach trudno jest znaleźć rozwiązanie kompromisowe, to jednak Jego wyjątkowy urok, wdzięk i niezwykła osobowość powodują, że wszystko co problematyczne znika w niepamięci, a zostaje wszystko to co najlepsze.
Tak więc, Grande Professore, jeszcze raz dziękuję za inspirację, za twórcze dyskusje i życzę wielu długich lat znakomitej sprawności intelektualnej, ciekawości świata i licznych przygód badawczych.
Z wielkim poważaniem i atencją,
Urszula Kurczewska
* Urszula Kurczewska, doktor socjologii.
***
Jan Lityński
Integralny liberał
U Irka urzeka przede wszystkim to, że jest człowiekiem radosnym. I jest prawdziwym, integralnym liberałem: lubi ludzi, lubi z nimi rozmawiać, dowiadywać się o nich, jest ich ciekaw. Ceni dowcip i sam jest bardzo dowcipny. Kiedy porównuję Go z jego poważnymi kolegami naukowcami, widzę, że odbija się od Niego jakiś rodzaj radosnego światła. Jestem szczęśliwy, że mogę się z Nim przyjaźnić.
* Jan Lityński, polityk, matematyk, przed 1989 rokiem działacz opozycji.
***
Krzysztof Martyniak
Włóż na siebie coś – i rusz
Drogi Irku – nie z lenistwa lub braku myśli chowam się za słowami śpiewanymi przez Michnikowskiego, ale urok tego artysty pasuje idealnie do Twojej osoby. Z tym przekonaniem, by „odpowiednie dać rzeczy słowo”, dedykuję Ci piosenkę na 60. urodziny.
Niech te słowa i emocje będą także okazją do świętowania dla zmysłów,
które tak w Tobie, drogi Jubilacie, cenimy.
Bez Ciebie jestem tak smutny
jak kondukt w deszczu pod wiatr
Bez Ciebie jestem wyzuty
z ochoty całej na świat
Bez Ciebie jestem nieładny
bez żadnej szansy u pań
Bez Ciebie jestem bezradny
jak piesek, co wypadł z sań
Bez Ciebie jestem za krotki
na długą drogą przez świat
Bez Ciebie jestem malutki
i wytłuc może mnie grad
Bez Ciebie jestem tak nudny
jak akademie „na cześć”
Bez Ciebie jestem tak trudny
że trudno siebie mnie znieść
Bez Ciebie jestem niepełny
jak czegoś ćwierć albo pół
Bez Ciebie jestem zupełny
balon, łachudra i wół…
Wszystkiego dobrego!!!
Z serdecznym uściskiem,
Padawan Krzysiek Martyniak
* Krzysztof Martyniak, socjolog, doktorant w Pracowni Teorii Zmiany Społecznej.
* * *
Szczęsna Milli
Kapcie spadają z nóg
Ireczku Drogi, życzę Ci kolejnych 60 lat życia. Bo od 2030 roku będziemy ponoć o wiele dłużej żyli, a Ty na pewno dożyjesz tego momentu! Życzę Ci również radości, miłości i w ogóle wszystkiego, wszystkiego, co najlepsze. Jeszcze Ci coś powiem: mógłbyś troszkę mniej pracować, bo to chyba niedobrze działa na Twoje nerwy.
Ireczku, jeśli miałabym powiedzieć, jakim jesteś człowiekiem, to mam z tym wielki trud. Bo chyba bardzo, bardzo dobrym, uczciwym, przyzwoitym, ale czasem bywasz już tak upierdliwy*, że człowiekowi kapcie mogą spaść z nóg i nie może zrozumieć, o co Tobie idzie. A Ty bywasz w jakichś trzecich czy ósmych światach…
Całuję mocno,
Szczęsna
* Słowo pozostało na wyraźne życzenie Autorki.
**Szczęsna Milli, dziennikarz, szefowa działu reportażu w Programie III Polskiego Radia.
***
Wojciech Ogrodnik
Profesor w teatrze życia codziennego
Rok 1997 był, jak wiadomo, okresem oczekiwania na sukces wyborczy formacji wywodzących się z opozycji antykomunistycznej. Na Uniwersytecie Gdańskim, my, studenci drugiego roku nowo otwartej socjologii, również z niecierpliwością wyczekiwaliśmy. Wyborów, ale nie tylko. Jeszcze bardziej wyczekiwaliśmy zapowiadanego od co najmniej dwóch lat znanego polskiego socjologa – mowa tu o naszym Jubilacie. Nasz wydział miał dopiero trzy lata i cierpiał, oprócz wielu innych chorób, na tę przypadłość wieku dziecięcego, że silił się na niebywałą uniwersytecką powagę, co powodowało, delikatnie mówiąc, męczące zadęcie. I w tym poważnym, wyczekującym sosie – my, czyli cała ówczesna gdańska socjologia!
No i przyjechał. Delikatnie mówiąc, zawrócił nam w głowie. Pojawił się bajecznie kolorowy. W tych swoich marynarkach i barwnych butach przelatywał po schodach i korytarzach jak barwny ptak. Nie tak wyobrażaliśmy sobie ów warszawski autorytet akademicki ze sławnego IS UW. Mało tego, okazało się, że Gwiazda nie tylko wprowadza kolorowe zamieszanie, ale pokonuje po dwa, trzy stopnie schodów na raz! To już nie mieściło się w naszym stereotypowym wyobrażeniu o poważnym przedstawicielu polskiej nauki, że o reszcie grona profesorskiego nie wspomnę. Wśród profesorów pełna konsternacja. My zaś zauroczeni…
Profesor wniósł w nasze życie o wiele więcej niż powiew niecodzienności. Siedząc na blacie biurka, wkładał, jak to mówił, w te „durne łby” interakcjonizm symboliczny i współczesne teorie socjologiczne. Nigdy nie było to podręcznikowo nudne, zawsze zakorzenione w jakiejś smakowitej opowieści czy dowcipie – „z życia wzięte”. Zawsze był zorientowany na nas, zawsze interesowało Go, co myślimy. Było to dla nas swoistym novum. Nie wypowiadał się ex cathedra, ale zawsze dialogicznie, zawsze podchwytliwie potrafił wyciągać z tych „naszych durnych łbów” wszystko, co najlepsze, choć prawdę mówiąc, niewiele tam wówczas było. Zresztą, prawdę mówiąc, kiedy nam robił mętlik w głowie i szare komórki przestawały absorbować wiedzę, co Profesor po swojemu nazywał „zapładnianiem intelektualnym”, wydawało nam się, że z tym swoim interakcjonizmem to chyba na nas eksperymentuje… I dopiero po jakimś czasie dostrzegliśmy, jak znaczące role odgrywaliśmy w tym tworzonym na potrzeby zajęć Goffmanowskim teatrze.
Szybko też Profesor stał się głównym podmiotem różnego rodzaju opowieści i legend. Kiedyś podczas ćwiczeń sam byłem świadkiem bardzo zabawnej scenki, jak zwykle w takim wypadku z Profesorem w roli głównej. Otóż nasz kolega Maciej, mimo że była już jesień, notorycznie przychodził bez kurtki (raczej z powodów swojego stylu niż innych przyczyn, ale nie upodobania Macieja są tu istotne).
Zatem Profesor postanowił zadziałać.
– Maciuś – powiada – a co ty tak bez kurtki już trzeci raz? Przecież zimno już…
Na to Maciej:
– A, bo panie profesorze, nie mam żadnej.
Na to nasz Jubilat:
– A! Jak tak, to już masz!!! – po czym podbiegł do wieszaka i podarował Maciejowi własną.
Na koniec jeszcze jedno. Profesor nigdy nie jest przezroczysty, byle jaki. Zawsze stronniczy, ale tylko w jednym kierunku – w kierunku wolnościowym, demokratycznym, liberalnym. Wyprowadził nas z powszechnie wtedy lansowanego stylu socjologii jako nauki relatywizującej, bezstronnej, ponad sporami. Takiej, dla której nie było żadnej etycznej różnicy między analizą totalitaryzmu a demokracji. Od pierwszych zajęć słyszeliśmy o podłych „onych czerwonych, że o brunatnych nie wspomnę”. Tymi poglądami i wartościami wielu z nas zostało przez naszego Profesora bardzo skutecznie zarażonych.
* Wojciech Ogrodnik, socjolog, doktorant w Pracowni Teorii Zmiany Społecznej Instytutu Socjologii UW.
* * *
Olga Pilinow
Opalony, z blond czupryną
Pierwsze spotkanie z Irkiem to lato 1967, kiedy szukaliśmy swoich nazwisk na liście przyjętych na Wydział Socjologii. Opalony, z blond czupryną, w białych spodniach i turkusowym podkoszulku. Był słoneczny dzień i poszliśmy na kawę do ogródka w Hotelu Europejskim. Nasza rozmowa przepełniona była radością, śmiechem i ufnością w przyszłość. Rozmawialiśmy o powieściach Williama Faulknera i o eseju, który Irek zamierzał napisać o opowiadaniach Francisa Scotta Fitzgeralda.
Potem była niezliczona liczba kaw w Bristolu. I odwiedzin w winiarni Hopfera czy Fukiera, gdzie piliśmy algierskie wino Gellala albo rumuński Murtaflar. Rozmowy zazwyczaj o literaturze lub filmie. Tak było przez lata, choć zmienne były nasze losy i czasy, w jakich żyliśmy. Irek to mój serdeczny przyjaciel, z którym każda wspólna kawa czy kolacja to ciekawa rozmowa, trochę plotek, śmiechu, emanacja miłości do ludzi i życia.
* Olga Pilinow, psychoanalityk.
***
Jacek Raciborski
Krzemiński
Jestem Jego największą porażką wychowawczą, jak zwykł mawiać. Był młodym asystentem – rok lub dwa po studiach – gdy trafiłem do Jego grupy ćwiczeniowej z metodologii. Dobrze oceniał moje postępy w metodologii, ale już mego ówczesnego ,,marksizowania” i ,,komunizowania” nie znosił i dawał temu wyraz. Porażka polegała więc na tym, iż nie ukształtował mnie na swój obraz i podobieństwo. Muszę Go jednak zapewnić, że swój udział w dekomunizowaniu mnie miał, gdyż współkształtował klimat Instytutu: antykomunistyczny i liberalny już w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Prawdopodobnie zdekomunizowałem się bardziej za sprawą bytności w uniwersyteckiej PZPR, bo często tak bywa, że ludzie tracą wiarę, przebywając w zakonach. Wspomnianej jednak zasługi Jemu – i całej dużej grupie uczniów Stefana Nowaka – nic nie może odebrać.
Profesor Krzemiński żadnych ideowych konwersji nie przechodził. To, co zdumiewa, to Jego zdolność do podtrzymywania tego żaru ideologicznego przez tyle lat. Sympatyzowałem z Nim, gdy na łamach czołowych dzienników opiniotwórczych zwalczał rządy PiS i dokonywał destrukcji projektu IV RP. Ale wówczas ujawniła się też u Niego pewna tendencja do hiperbolizacji. Kaczyńscy jawili się już nie tylko jako polityczni liderzy psujący polską demokrację (też tak uważałem), ale jako dyktatorzy wyjęci z porządku reżimu autorytarnego. To właśnie było ową przesadą.
Istotne pytanie, jakie nasuwa się w tym kontekście, dotyczy nie tylko Profesora Krzemińskiego. Brzmi ono (nawiążę do swego dawnego klasyka): czy socjologowie mają zmieniać świat metodami bezpośredniej walki politycznej – bo tym jest w dzisiejszych czasach zaangażowana publicystyka?
Myślę, że tak. Pod warunkiem jednak, iż nigdy nie przekształcą adwersarza, politycznego oponenta, we wroga. To jednak Profesorowi Krzemińskiemu, znanemu z tolerancji, nie grozi. I życzę Mu podtrzymania tej postawy przez następne dziesięciolecia.
* Jacek Raciborski, profesor socjologii.
***
Iwona Smolka
Zgryźliwość, ale nie zgredowatość
Szanownego Jubilata cechuje wspaniałe poczucie humoru, lekka zgryźliwość, ale jeszcze nie zgredowatość. Wiele razem pracowaliśmy: Jubilat robił felietony, a także śmieszne i wnikliwe komentarze dla radiowej Dwójki. Brał udział w dyskusjach o literaturze, a czasem o zagadnieniach z pogranicza literatury i socjologii. Tym, co jest w Nim wyjątkowe, jest brak zacietrzewień. Aczkolwiek jest sprawa, która jest dla Niego szalenie ważna, tj. problem antysemityzmu. Prywatnie wzbudza w Nim bardzo głębokie emocje, natomiast myślę, że gdy o tym pisze, emocje są schowane i stonowane.
* Iwona Smolka, pisarka, krytyk literacki, od lat związana z Programem II Polskiego Radia.
***
Antoni Sułek
Za co powinniśmy kochać Pana Ireneusza?
Wszyscy, jak wiadomo, „kochamy” Ireneusza, a on, jak też wiadomo, żyć bez tego nie może.
Kochamy Ireneusza za „Solidarność” i za interakcjonizm.
Irek jest tym badaczem, który z pasją, w której nikt mu nie dorównał, rzucił się w 1980 roku w badanie powstającej Solidarności i napisał o niej świetną, dokumentalną książkę. Doświadczenie „Solidarności” wciąż jest w Irku obecne, wciąż go kręci i nakręca. Jestem pewien, że kiedyś Profesor Ireneusz Krzemiński dostanie medal za badania, które w młodości powadził był nad „Solidarnością”.
Ireneusz jest jednym z pierwszych socjologów, którzy w latach siedemdziesiątych odrzucili „pozytywizm” i poszli za nową gwiazdą interakcjonizmu symbolicznego. Irek intensywnie nasycał wtedy swe wypowiedzi rozumieniem i hermeneutyką. To mu zostało. Każdy może zobaczyć i przeczytać, że Irek jest najciekawszy wtedy, gdy mówi nie o polityce i nie o antysemityzmie, ale o tym, „co się dzieje między ludźmi”.
A oprócz tego, Irek jest żywym człowiekiem. Jest to „osobnik niesforny”, nie znosi życia w sforze i w „biurokracji”, wciąż buntuje się przeciw konwencjom i konwenansom. W każdej grupie powinien być ktoś taki – dobrze, że my takiego już mamy, bo gdyby Irka nie było, to należałoby go stworzyć. Być może zresztą „Irek ze współczynnikiem humanistycznym”, taki jakim go znamy, jest po trosze naszym solidarnym dziełem, produktem interakcji i społecznej konstrukcji?
* Antonii Sułek, profesor socjologii.
* * *
Paweł Śpiewak
Jestem pod wrażeniem
Pamiętam długi esej Irka o twórczości Herberta wydrukowany na pierwszej stronie tygodnika „Współczesność”. Było to wielkie wyróżnienie. Pokazał pazur. Miało to miejsce w 1972 roku. Byłem pod wrażeniem. Pod wrażeniem jestem nadal. Może teraz z innych już powodów.
Jestem pod wrażeniem, że przyjaźnimy się – mimo mojego i Jego charakteru – lat będzie czterdzieści. Wiemy o sobie bardzo dużo i naprawdę. Bardzo to dla mnie ważne.
Jestem pod wrażeniem Jego wierności ludziom i przyjaźniom. Pamięta o urodzinach, imieninach, pogrzebach, chrztach. Bardzo przeżywa kłopoty swoich bliskich. Często bardzo pomaga ledwie znanym sobie osobom. Uwielbia gotować i przyjmować gości i cudowne jest, że po wielu latach spotykam u Niego przy stole bardzo dużo Jego przyjaciół, którzy są z Nim związani od dawna.
Jestem pod wrażeniem Jego psychologicznej wnikliwości. Ma nosa do ludzi i chyba ich lubi. Bywa nieznośny i zrzędliwy, ale bywa też bardzo uważny i jak narobi głupstw, wali się po palcach, krzycząc: „A masz, Irusiu!”. Potrafi się zreflektować, choć wiemy, nie zawsze potrafi zmienić swoje nawyki.
Jestem pod wrażeniem Jego aktywności. Dużo pracuje. Najlepsze, co pisał, to o „Solidarności”, antysemityzmie, politycznych konfliktach. Czasem można odnieść wrażenie, że się rozdrabnia, że wciągają go doraźne sprawy, medialne wydarzenia. Ale taki ma temperament. Nie jest obojętny. Uprawia dziedzinę dla mnie wyjątkową i bardzo ważną – socjologię/refleksję obywatelską. Chce być ze swoim narodem, jego losem, myśląc i badając. Na pewno nie jest typem bezbarwnego i bardzo zarozumiałego uczonego. Irek pisał o pamięci, stereotypach, narodowej tożsamości, o Wałęsie, Legutce, Radiu Maryja, interakcjonizmie symbolicznym, Rymkiewiczu, transformacji. Bardzo ma szeroki ogląd rzeczy.
Jest człowiekiem odważnym. Obcy Mu jest zarówno oportunizm, jak i manipulacja. Był zawsze po tej dobrej stronie. Warto o tym pamiętać, gdy zaciera się nie tylko pamięć, ale wychodzi na to, że to, kto kim był, i co robił przed wielu laty, staje się bez znaczenia. Jakby bez znaczenia były nasze życiowe wybory i charakter. Dzisiaj też potrafi huknąć pięścią w stół i wymagać. Szczególnie na Uniwersytecie i w Instytucie Socjologii. Wszak od ponad czterdziestu lat jest to Jego dom, choć bywa to dom mało gościnny i przyjazny. Pewnie gdzieś tutaj mamy poważny kłopot.
Jestem pod wrażeniem Jego religijności. Traktuje ją z olbrzymią powagą, bardzo oddany jest jej rytuałom i nakazom, choć nader często wścieka się na ograniczonych księży czy pełne fobii nauczania biskupów. Wiem, jak bardzo przeżywa triduum paschalne w opactwie w Tyńcu i cieszy na spotkanie z ojcem Wawrzyńcem.
Nie wierzę w to, że Irek kończy 60 lat. Jakoś za szybko to wszystko idzie. Umówmy się, że nie jest to tak wiele. Ma bardzo jeszcze dużo do zrobienia. Jest młody duchem, choć jak część osób w tym wieku zna swoje błędy i niespełnienia. Najlepszego!
* Paweł Śpiewak, profesor socjologii.