Katarzyna Kazimierowska
Polska nasza prowincjonalna
W „Piaskowej Górze” Joanny Bator możemy przejrzeć się jak w lustrze. To kompendium wiedzy o naszym katolicyzmie, fobiach, lękach przed obcymi wśród nas, o naszej zaściankowości, frustracjach, marzeniach o Zachodzie i głupocie.
Bohaterowie, jakich przedstawia nam Bator, nie dają się łatwo polubić. Nie chcielibyśmy ich mieć za sąsiadów. Mają na wierzchu wszystko to, o czym my, obywatele polscy XXI wieku, wolelibyśmy nie pamiętać, co chowamy głęboko w środku. Dostrzegamy te cechy małomiasteczkowych ignorantów o ciasnych horyzontach w rodzinie gdzieś na prowincji, w sąsiadach za ścianą. Ale nie zauważmy, że ta Polska z lat 70., za Gierka, tak nam obca, to ciągle my: nadal powtarzamy te same frazesy, nadal zachwyca nas Zachód, nadal trawa jest dla nas bardziej zielona po drugiej stronie płotu.
To, co niekobiece i to, co niemęskie
Świat tytułowej Piaskowej Góry, na której stoi wielki, rozrośnięty blok, zwany przez swoich mieszkańców Babelem, jest prosty, czarno-biały. Kolejne mieszkanie powtarza ten sam schemat książkowej górniczej rodziny Chmurów: przynoszący pieniądze mąż, żona – Matka Gastronomiczna i opiekunka domowego ogniska i dziecko/dzieci, które już za chwilę powielą życiowe wybory swoich rodziców, bo tak są w końcu chowane. Babel to pochwała przeciętności, gdzie zniewieściały sąsiad to jakieś „homoniewiadomo”, a koleżanka z pracy, która nie chce podawać kawy kolegom, to babochłop. Podział na „swoich” i „obcych” jest oczywisty, a każdy, kto wybija się ze schematu, jest poza nawiasem, z przyczepioną mu, odpowiednią etykietką. Każdy, kto się wychyla, zostaje zasłużenie przez los ukarany. I nie odkrywamy w tych prostych prawdach niczego nowego, ale język, jakim opisane są reakcje naszych głównych bohaterów, rodziny Chmurów – barwny, uliczny, jaki znamy z dzieciństwa, jaki nadal słyszymy na ulicy – sprawia, że czyta się książkę Bator jak rozmowy sąsiadów z windy punktowca, jak dialogi panów spod budki z piwem, jak wspomnienia wujka-badylarza etc. Jednocześnie na tym prostym schemacie życia w rodzinie i w społeczeństwie są rysy i pęknięcia, także dla nas, Polaków typowe. Choć rządzi patriarchat, to w każdym domowym zaciszu to kobieta, matka-Polka, jest szyją, na której kręci się głowa męża, to kobiety biorą rodzinę i życie na swoje bary, a mężczyźni, niczym bohater Stefan Chmura żyjący planami pięcioletnimi, z ambicjami na miarę przyszłych prezydentów miast, przegrywają z samymi sobą, składają broń bardzo szybko, oddają władzę, z którą się urodzili – żonom, matkom, córkom, by pogrążać się w świecie alkoholowych iluzji, po cichu licząc na to, że ich dzieci będą miały lepsze życie, ale właściwie, jakie?
Jeśli przyszłość to nie w Polsce
W Polsce gierkowskiej, a potem stanu wojennego lepsze życie to życie za granicą, za miedzą, u niemieckich sąsiadów. To tam polskie dzieci czeka świetlana przyszłość, tam trzeba wyjechać i brać ślub z mieszkańcami erenefu. Taką przyszłość dla swojej córki wymarzyła sobie Jadzia Chmura, która sama przyjechała do Wałbrzycha spod Skierniewic po lepsze życie, a teraz to lepsze widzi jeszcze dalej, bo jeśli nie dobry niemiecki mąż, to co czeka jej Dominikę, odmieńca, cyganichę, do dzieci sąsiadów niepodobną? Świat Wałbrzycha to cały świat Jadzi Chmury, w której głowie czasami kiełkują wspomnienia z dzieciństwa, i której największym wydarzeniem życia, choć przecież spełnieniem marzeń, jest zobaczenie aktorki grającej niewolnicę Isaurę, która przyjeżdża do Warszawy, by na Starym Mieście spotkać się z tysiącami takich kobiet, jak Jadzia. To moment, w którym Jadzia, oddana matka i żona, raz jeden realizuje siebie, niechcący, ale jednak, dotyka Isaury jakby dotykała własnych marzeń, planów, siebie samej.
Trzecie pokolenie
Jadzia Chmura opuszcza swój ciasny świat czasów dzieciństwa i przybywa do Wałbrzycha – ziemi obiecanej, by w innym miejscu, dziewięć pięter nad ziemią, realizować coraz mniej przypominający raj swój pomysł na życie. Plany ma również dla jedynej córki, Dominiki. Dominika to ten potrzebny na Babelu i nam, choć niekoniecznie w życiu mieszkańców Wałbrzycha, odmieniec. Z dala od rówieśników, o egzotycznej urodzie, od początku nie przystaje i my wiemy, że to jej największa zaleta, atut, który ona sama dostrzeże znacznie później. Dominika to trzecie pokolenie rodzin wałbrzyskich, uciekająca od matki, która chce ułożyć ją na swój obraz i podobieństwo, oddalona od ojca, który zatracony w alkoholowych wizjach nie nadąża za dojrzewaniem córki. Najbliżej ma do babci Heleny przesiedlonej swego czasu do Wałbrzycha, kopcącej papierosy jak lokomotywa, ale to u niej Dominika może się zakorzenić, w jej historiach i przeszłości. To u niej dociera do własnej tożsamości, której nigdy nie odnalazłaby na Babelu, gdzie wszyscy równają w dół i nie ma co się wychylać. W historii Dominiki i całej rodziny Chmurów można doszukać się prostej metafory braku określenia i potrzeb przynależności dzisiejszego pokolenia 30-, 40-latków, nas samych. W pogoni za realizacją zawodową, naukową, za samorealizacją, w prawdziwej lub pozornej kontrze do pokolenia naszych rodziców, wciąż szukamy naszej tożsamości, zakorzenienia w historiach, akcentach i ziemi. A w poszukiwaniu rzeczy ważnych staramy się nadać sens życiu, któremu daleko do prostych prawd Babela, a nad którym mamy podobnie pozorną kontrolę jak rodzina Chmurów z Piaskowej Góry. Joanna Bator nie napisała swojej pierwszej powieści z założeniem przekazania czy też wyartykułowania głosu naszego pokolenia, ale poniekąd ta książka takim głosem – trzeciego pokolenia, stać się może.
Książka:
Joanna Bator „Piaskowa Góra”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”.