Marta Bucholc
Czas pana Collinsa. „Duma i uprzedzenie” 1995 i 2005
Waiting for Mr. Right, or at least Mr. Right Amount
Terry Pratchett
Debaty nad wyższością kinowej ekranizacji „Dumy i uprzedzenia” w wersji Joe Wrighta z roku 2005 nad serialem BBC z roku 1995, reżyserowanym przez Simona Langtona, przypominają tak temperaturą dyskusji, jak bogactwem argumentów spory o wyższość świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkanocy. Pozwalam sobie zabrać głos w tej kwestii. Wyjaśniam, że kwestię uważam za ponadczasową, co znaczy, że nie ma żadnego szczególnego powodu, by poruszać ją teraz, nie zaś kiedy indziej.
Ponieważ czas ma największe znaczenie dla tego, co chcę napisać, muszę na początku zaznaczyć, że wersja kinowa jest o wiele krótsza. Z mojego punktu widzenia jest to wada, której skutkiem jest zdecydowanie mniejsza zgodność adaptacji z 2005 z książkowym oryginałem. Wadę tę mam za poważną, oglądam bowiem adaptacje filmowe dzieł literackich po to, by zobaczyć zobiektywizowany obraz świata danego mi subiektywnie: koronki, owoce sezonowe, drzewa i kominki. Cenię więc adaptacje tym wyżej, im mniej w nich śladów interpretacji – im bardziej są prezentacjonistyczne i pietystyczne, czyli autentyczne. Chcę zobaczyć na ekranie nie interpretację, lecz prawdę, bo moja hodowana na filmie wyobraźnia zawodzi wobec nagromadzenia szczegółów, bez których autentyczności nie ma. Autentyczność zaś tkwi właśnie w czasie. Od filmu oczekuję, że odda czas, który gubię czytając, wskutek braku korespondencji między czasem lektury (nieciągłym, skondensowanym, chaotycznym) a czasem powieściowym.
Zasadniczą trudność oddawania czasu w filmie stanowią dialogi. Szkoły tworzenia filmowych dialogów są, jak sądzę, dwie. Pierwsza: wybieramy co celniejsze książkowe wypowiedzi i staramy się złożyć z nich spójną całość tak, by obsłużyć filmowe sytuacje. Łatamy tę całość kwestiami zupełnie zmyślonymi wyłącznie tam, gdzie bez tego widz zagubiłby się ze szczętem. Tę metodę zastosowano w serialu BBC. Druga szkoła: ogólny sens dialogów powieściowych oddajemy „własnymi słowami”, a do sformułowań oryginału sięgamy tylko wówczas, gdy przypadkiem pasują do koncepcji sceny. Tę metodę zastosowano w „Dumie i uprzedzeniu” z 2005 roku. Problemem pierwszej szkoły mogą być dialogi nudnawe i przegadane. Problemem drugiej są dialogi jak wypracowania ze „Ściąga.pl” – sztukowane wypowiedzi odklejają się od cytatów. Mniejsza jednak o to, co słyszymy, w końcu w filmie ważniejsze jest, kto to mówi.
Obsadą „Duma i uprzedzenie” z roku 1995 wygrywa zdecydowanie. Daje się też wyraźnie zaobserwować kilka prawidłowości: między 1995 a 2005 wszyscy bohaterowie schudli, stany sukien obniżyły się wyraźnie, urwało się kilka strategicznych guzików u męskich koszul, spadła też – zapewne wskutek zużycia stawów kolanowych – częstotliwość dygania, wzrosła natomiast łatwość nawiązywania konwersacji z nieznajomymi, do tego stopnia, że gdy w 2005 roku pan Collins nieprzedstawiony pcha się w oczy panu Darcy’emu, widz ma potężny kłopot, żeby zrozumieć, gdzie tu mianowicie nietakt.
Obsada wiąże się ściśle z czasem i dialogami. Im czasu mniej, tym bardziej wyrazista (a więc jednowymiarowa) musi być postać. Dlatego zapewne Keira Knightley jest niemal wyłącznie chichotliwym podlotkiem i nieprzekonująco wypada wykazując się rozsądkiem, z którego słynie przecież w całym hrabstwie. Prawdopodobnie dlatego również w 2005 trzeba było panu Bennetowi przydać nieco ekstrawagancji w wyglądzie, a z Charlesa Bingleya zrobić komicznego idiotę, który pięciu zdań sklecić nie potrafi, trudno więc pojąć, jakim sposobem Jane znalazła w nim „tyle bezpośredniości przy tak dobrym ułożeniu”.
Jedyną postacią, która wyraźnie lepiej wypada moim zdaniem w filmie Wrighta, jest Charlotta Lucas (Claudie Blakley). I to ona wypowiada jedną krótką i mało ważną kwestię, w której jest cały świat Jane Austen. Kiedy Charlotta Lucas oznajmia Lizzie, że wychodzi za owego kretyna Collinsa, w odpowiedzi na zdumione oburzenie przyjaciółki mówi spokojnie: „Mam 27 lat. Nie waż się mnie oceniać.”. To cała prawda o rzeczywistości „Dumy i uprzedzenia”, ale poza tą jedyną sceną śladu tego nie ma w żadnym z filmów. Zostaje więc tylko gra czasem.
„Duma i uprzedzenie” pełna jest kobiet, które trudno nam zrozumieć takimi, jakimi były; w planie ich dnia i trajektorii ich biografii tkwi obcość. Bliskość tkwi tylko w ich emocjach. Jeśli więc chcemy przyswoić je jakoś widzowi, musimy pokazać emocje, podając je do odczytania najróżniejszymi środkami. Niektóre środki są zbyt czasochłonne, stąd uproszczenia i skróty. Ale autentyczność powieści nie tkwi przecież w emocjach.
Uderzająca, brutalna prawda „Dumy i uprzedzenia” Jane Austen tkwi w tym, że od początku wiemy, kto ile ma pieniędzy, po kim dziedziczy, ile ma córek, ilu jest potencjalnych kandydatów do ich ręki, ilu jest na balu mężczyzn i kto w związku z tym będzie siedział pod ścianą, a kto tańczył. To świat kobiet skazanych na mężczyzn jako rozmówców, wyznaczniki statusu, rozdawców prestiżu, ale też źródła wiedzy, fordanserów i cicerone, gwarantów samostanowienia i polisy na spokojną starość. Warto pamiętać, że nie ma w „Dumie i uprzedzeniu” ani jednej udanej kobiecej intrygi, ani jednej skutecznej próby manipulacji rzeczywistością przez kobiety (poza małżeńskim sukcesem Charlotty Lucas, rzecz jasna).
Kobieta czeka. To nieustanne czekanie na właściwego mężczyznę jest dominantą konstrukcyjną „Dumy i uprzedzenia” – jeśli się to zgubi, niknie cała wyjątkowość historii i zostaje kostiumowy melodramat.
I tutaj BBC wygrywa na czas. Czekanie w serialu Langdona ciągnie się w nieskończoność. Myślenie i rozmowy o mężczyznach, pisanie listów do nich i o nich, przyglądanie się im i przypochlebianie ma swoje miejsce w rozpościerającej się bez pośpiechu przed widzem panoramie społeczeństwa, w którym kobieta bez mężczyzny nie istnieje. Każdy sposób podtrzymania egzystencji jest więc dobry; lecz nie każdemu w końcu trafia się pan Darcy. Większość kobiet zadowala się – naprawdę zadowala – Collinsami. I nie reagujemy na to pogardą. Reagujemy zrozumieniem. Bo pamiętamy, że Charlotta Lucas ma nieciekawą twarz, 27 lat, zero starających się, niezerową liczbę młodszych braci i sióstr, a po stronie aktywów maleńki posag, rezygnację – i dobre wyczucie czasu.
Filmy:
„Duma i uprzedzenie”
BBC, Wielka Brytania 1995
reżyseria: Simon Langton
występują: Colin Firth, Jennifer Ehle, Anna Chancellor i in.
„Duma i uprzedzenie”
Wielka Brytania 2005
reżyseria: Joe Wright
występują: Keira Knightley, Matthew Macfadyen, Donald Sutherland i in.
* Marta Bucholc, doktor socjologii.