Szanowni Państwo, pytanie o to, czy warto zorganizować następny Kongres Kobiet jest pytaniem o to, w jakim kierunku mają zmierzać reformy w Polsce. Nie ma ważniejszych problemów. W zeszłym tygodniu swoje opinie przedstawiły: Jadwiga Staniszkis, Magdalena Środa, Małgorzata Tkacz-Janik oraz Olga Wysocka. W tym tygodniu swoje zdanie prezentują: Agnieszka Holland, Alicja Adamczak i Jarosław Kuisz. Temperatura wypowiedzi – wysoka. Zapraszamy do lektury i ostrych komentarzy!
Redakcja
Agnieszka Holland
Kobiety w Polsce traktowane są jak w państwie religijnym
W naszym kraju panuje bezustanny festiwal kongresów mężczyzn. Dlatego pomysł zorganizowania kolejnego nie wydaje mi się zbyt ekscytujący. Nie mam natomiast wątpliwości, gdy chodzi o potrzebę następnych kongresów kobiet.
Kobiety to w Polsce bardzo istotna grupa społeczna, która choć liczebnie stanowi większość społeczeństwa, jest upośledzona strukturalnie, pod względem przysługujących jej praw. Problem sytuacji kobiet nie sprowadza się u nas do dwóch podstawowych zagadnień, o których najczęściej mówi się w Europie Zachodniej, gdy przychodzi do sprawy równouprawnienia: analogicznych zarobków kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach oraz równej reprezentacji. Na tle niemal wszystkich krajów UE – być może z wyjątkiem Irlandii i Włoch – Polskę wyróżnia zupełnie instrumentalny stosunek do kobiet. Doskonałym przykładem jest tu sprawa ustawy aborcyjnej, a dokładniej jej realizacji w praktyce. Osobiście nie jestem zwolenniczką usuwania ciąży na życzenie. Jednak zastraszające jest, że w Polsce panuje dramatyczna dyskryminacja wartości życia kobiety: za ważniejszą od niego powszechnie uważa się zygotę. Mało kto zdaje sobie też sprawę z tego, że istnienie podziemia aborcyjnego ma dramatyczne skutki w sensie praktycznym: wiele kobiet ginie w wyniku źle przeprowadzonych zabiegów.
Podobny problem obserwuję w sferze edukacji na temat życia społecznego i rodziny. Na przykład ostatnia kontrola lekcji wychowania seksualnego wykazała, że kobiety przedstawiane są tam jako coś podrzędnego: przedmiot, potrzebny w domu, służący rodzinie czy mężowi. W Polsce nie jest oczywiście tak źle, jak w większości krajów islamskich, ale stosunek do kobiet jest stosunkiem państwa religijnego. Wartości narzucone przez określone przez daną ideologię są ważniejsze niż prawa obywatela – w tym wypadku kobiet.
To wszystko odciska się głębokim piętnem na stosunku kobiet do samych siebie. Same zgadzają się na odgrywanie w polskim społeczeństwie upośledzonej roli. To prawda, że z jednej strony mają bardzo silną pozycję w polskiej rodzinie. Odgrywają też niejednokrotnie ogromną rolę w sferze publicznej – na przykład w polskiej opozycji przed 1989 rokiem wykonywały one największą pracę. Z drugiej strony, we wszystkich tych sferach godzą się na odgrywanie roli szyi, a nie głowy. Na to, by nie mówiono o ich zasługach. I do pewnego stopnia uważają, że tak jest dobrze. Może nawet, że tak powinno być.
Z tych wszystkich powodów organizacja ruchu feministycznego w Polsce musi wyglądać inaczej niż w starszych państwach członkowskich Unii Europejskiej. Dobrze jednak, że już dziś coraz więcej kobiet widzi ten problem. Że próbują zdefiniować się jako wspólnota, w której będą mogły nie tylko komunikować się w imię dobra wspólnego ponad podziałami społecznymi, klasowymi, politycznymi czy ideologicznymi, ale także dążyć do realizacji wspólnych interesów. Musimy zrozumieć, jak bardzo jest to ważne. Dopiero, gdy uda się usunąć owe głębokie nierówności strukturalne, można będzie w Polsce na poważnie zacząć myśleć o budowaniu równości szans dla wszystkich bez wyjątku.
* Agnieszka Holland, reżyser.
* * *
Alicja Adamczak
Nic nie ułoży się samo
1. W przeciwieństwie do niektórych osób, krytycznych wobec Kongresu Kobiet, uważam, że po 20 latach transformacji takie wydarzenie po prostu „należało się” polskim kobietom. Po to, by odpowiedzieć na pytanie, jaka jest społeczno-polityczna i ekonomiczna kondycja kobiet, które stanowią ponad połowę naszego społeczeństwa.
2. Co istotne, na Kongresie nie było narzekania. Była natomiast analiza stereotypów społeczno-kulturowych w odniesieniu do kobiet. Profesor Maria Janion, w swoim wspaniałym wykładzie, dokonała analizy sytuacji kobiet, akcentując potrzebę – mimo różnic między nimi – solidarności między kobietami. Na bardzo wielu panelach toczyła się dyskusja na różne tematy. Na przykład, jak daleko „zaszłyśmy” przez te 20 lat – stanowiąc 50 procent społeczeństwa, większość osób z wyższym średnim i wykształceniem, ponad 50 procent wśród studiujących na uczelniach wyższych i kończących studia (tak, tak) – a jednak będąc tak często nie usatysfakcjonowane tzw. rzeczywistością: ograniczoną obecnością, nieadekwatną do siły społecznej, jaką prezentują kobiety w demokratycznych strukturach, w Sejmie, Senacie, samorządach, w różnych strukturach władzy, także w zarządach spółek i firm. Rozmawiano także o „szklanym suficie”, czyli barierach na drodze kariery zawodowej, których kobiety doświadczają mimo wysokich kwalifikacji, czy o niedostatkach prawa, utrudniających kontynuowanie pracy zawodowej, gdy pojawiają się obowiązki rodzinne itp. itd. Diagnozowano te zjawiska i zastanawiano się, co należałoby zrobić, aby niezadowalający stan rzeczy zmienić. I to nie z powodu wymogów unijnych i poprawności politycznej, choć ich „bodźcujące” znaczenie warto też doceniać.
3. Moim zdaniem kluczowa jest perspektywiczna analiza sytuacji makroekonomicznej co najmniej do 2035 roku i wynikających z niej wniosków. Należy uwzględnić przewidywane zmiany na rynku pracy oraz zjawisko starzejącego się społeczeństwa. Kobiety w Polsce żyją dłużej od mężczyzn o około 10 lat, są lepiej wykształcone, chętniej zdobywają wyższe wykształcenie – w ostatnich 15 latach liczba kobiet studiujących wzrosła pięciokrotnie, gdy mężczyzn czterokrotnie.
4. Już około 36 procent małych i średnich przedsiębiorstw jest prowadzonych przez kobiety, co stanowi jeden z najwyższych wskaźników w Europie. Niektórzy ekonomiści szacują, że w małych i średnich przedsiębiorstwach powstaje ok. 60-65 procent dochodu narodowego. W okresie 20 lat transformacji tylko 16 procent wśród ogółu zgłoszeń wynalazków do Urzędu Patentowego RP to zgłoszenia kobiet. Uzyskały one tylko 13 procent przyznawanych patentów, chociaż w minionym roku odnotowaliśmy bardzo znaczny wzrost tego wskaźnika.
5. W kontekście danych statystycznych o wykształceniu kobiet, trendach demograficznych, dotyczących zresztą nie tylko Polski, ale i Europy, nie ulega wątpliwości, że ze względów głównie politycznych nie możemy i nie powinniśmy traktować szeroko rozumianych problemów kobiet marginalnie i okazjonalnie. Za tym innym, ekonomicznym „podejściem”, bardzo pragmatycznym, choć per saldo także równościowym, powinien przemawiać rachunek ekonomiczny. Tym bardziej, jeśli chcemy zapewnić Polsce dostateczny, satysfakcjonujący społecznie wzrost gospodarczy i rzeczywiście – nie tylko sloganowo – stać się społeczeństwem, opartym na wiedzy, gospodarką konkurencyjną w Europie i świecie. Chciałabym nadmienić, że Urząd Patentowy RP, doceniając znaczenie olbrzymiego potencjału intelektualnego, twórczego, innowacyjności postaw kobiet zwłaszcza w nauce i biznesie dla rozwoju gospodarki, w kontekście także ochrony własności przemysłowej w gospodarce konkurencyjnej, od kilku lat organizuje konferencje, z udziałem m.in. państw Europy Środkowo-Wschodniej, poświęcone tym zagadnieniom. Jest to nasza „praca u podstaw” w środowiskach kobiet nauki i biznesu.
6. Zabrakło mi jednak na Kongresie mocnego zaakcentowania znaczenia, w kontekście „dziś i jutro”, siły ekonomicznej Polek i ich wpływu na tempo wzrostu gospodarczego. Wiemy, jak z problemem tzw. parytetu, czyli uczestnictwa kobiet we władzy, poradzili sobie na przykład mieszkańcy państw skandynawskich. Mało kto jednak wie, że niektórzy z nich, jak choćby Norwegowie, przenieśli tę regułę do biznesu i ustawowym zapisem wręcz zmuszają spółki, nie tylko państwowe, do zapewnienia 40 procent miejsc w zarządach kobietom, w przeciwnym razie grożąc nawet likwidacją przedsiębiorstwa (!). Entuzjaści norweskiej ustawy, nie tylko kobiety, nie przejmowali się głosami o pogwałceniu zasad gospodarki wolnorynkowej i podkreślali, że „kluby dżentelmenów” trzeba rozbić siłą prawa i pomóc kobietom w przebijaniu się w górę, skoro w ciągu stu lat tradycyjne struktury niewiele się zmieniły. Nie proponuję tak radykalnych posunięć w naszym kraju. Każdy idzie swoją drogą. Ale podzielając pogląd, że nie wszystkie wzorce można do Polski przenosić automatycznie, uważam jednak, że powinno się tworzyć mechanizmy dla zapewnienia zdecydowanie większego udziału kobiet we wzroście PKB. Należy zapewnić takie warunki pracy, aby zachęcić kobiety, by pracowały twórczo, innowacyjnie, jak najdłużej. Uważam, że nie jest to kwestia zaspokajania aspiracji współczesnych kobiet i dawania im satysfakcji jako największej grupie społecznej. Jest to nasz interes gospodarczy, bez względu na płeć.
7. Nie można więc losu przyjętych na Kongresie postulatów zostawić przypadkowi, czy własnemu, rzekomo automatycznemu biegowi, bo taki nie zadziała. Powinnyśmy spotkać się ponownie, aby ocenić, co udało się zrealizować, jakie wystąpiły przeszkody i bariery. Jestem przekonana, że cechą kobiet jest konsekwencja w działaniu: nie lubimy zostawiać spraw „w połowie drogi”. Dlatego drugi Kongres Kobiet, pokazałby, już bez wątpliwości, że spraw, które nurtują kobiety, nie można traktować na zasadzie „jakoś się samo ułoży”.
* dr Alicja Adamczak, Prezes Urzędu Patentowego RP.
* * *
Jarosław Kuisz
Lepiej trzy mądre kobiety, niż „parytet albo śmierć”
Kilka dni temu pod oknami mieszkania odbywała się imponująca awantura. Kłócili się chłopak i dziewczyna, ubliżając sobie w najbardziej wysublimowany sposób, jaki tylko można sobie w języku polskim wyobrazić.
On: „Twój ojciec pije!”.
Ona: „Twoja matka jest za to tłusta!”.
Pomijam bardziej górnolotne sformułowania. Jak widać, oboje rozmawiali, używając do tego specjalnego rodzaju kodów – zgodnie z ugruntowaną od pokoleń konwencją. Doskonale wiedzieli, jak daleko mogą się posunąć i jak najlepiej dopiec drugiej osobie. Panowała tu także doskonała równość. Wymiana zdań nie wyszła poza słowa. W tej podokiennej grze o dyskryminacji nie było jednak mowy.
W polskiej rodzinie kobiety mają silną pozycję. To nie tajemnica. Jednak, gdy kobieta – dajmy na to, ta sama, która uczestniczyła w zasłyszanej kłótni – „wyjdzie z domu” i zapragnie robić karierę, jej sytuacja dotkliwie się zmieni.
Zapewne od samego początku dostanie mniej pieniędzy niż, pracujący w tej samej firmie na tych samych stanowiskach, mężczyźni. Kolejnym wyzwaniem będzie dla niej to, że z chwilą, gdy zacznie zarabiać więcej, niż jej mąż, nowe problemy rozsadzą ustalone od pokoleń relacje rodzinne. To wszystko jednak nie oznacza, że nie będzie mogła zrobić kariery. Wbrew strukturalnym nierównościom w Polsce nie brakuje bowiem kobiet, które w życiu zawodowym osiągnęły bajecznie dużo.
Ten filigranowy przykład pokazuje, jak daleka od czarno-białych schematów jest sytuacja, związana z nierównościami kobiet i mężczyzn w Polsce. Problem w tym, że Kongres Kobiet z założenia nie mógł uchwycić subtelności, które są codziennemu doświadczeniu najbliższe. Z góry wprowadzono brutalny podział „płciowy”, który niejedną Panią dezorientował i wrzucał do jednego worka: równe płace razem wraz z robieniem kariery. Parytety razem z przemocą w rodzinie. Przemoc domową z tradycyjnym polskim katolicyzmem. Na poparcie – sondaże z obcych stron.
W ten sposób kobiety, zamiast zostać dostrzeżone jako osobne jednostki, zakomunikowały siebie jako, excusez le mot, masę. Próbowano je również przez tę masę definiować, odbierając kawałek tożsamości. Jakkolwiek wzbudza to od najmłodszych lat solidne emocje, ludzie definiują się jednak nie tylko przez płeć.
Może to chwilowo niemodne, ale fakt, że jesteśmy kobietami lub mężczyznami, nie wyklucza mówienia „ponad podziałami” o wykształceniu, marzeniach, charakterze… Jeśli będziemy ujmowali ludzi w takich kategoriach, szansę na dokonanie czegoś będzie miał nauczyciel, uczeń, inżynier, prawnik, sprzedawca itd. Ale jeśli będziemy sprowadzać wszystko do alternatywy: „parytet albo śmierć”, to szansę będzie miała tylko kobieta, albo tylko mężczyzna, bez uwzględniania ich jednostkowych kwalifikacji. Nawet, jeśli się tak dziś dzieje w polskiej sferze publicznej, nie znaczy, iż mamy wiecznie podtrzymywać to nieszczęście i aspirować do niego – tyle, że pod nowymi hasłami. W pewnych sytuacjach lepiej, by zebrały się trzy inteligentne kobiety lub trzech inteligentnych mężczyzn, a nie jakieś tam półtorej osoby.
„Kongresy Kobiet” mogą być dobre na początek, celem zwrócenia uwagi na marginalizowane problemy, ale bynajmniej Polsce nie wystarczą. Potrzebne są działania, które pozwolą na wydobywanie utalentowanych jednostek. Na myślenie o ludziach jako o odrębnych osobach i tworzeniu nad Wisłą miejsca przyjaznego także dla najzdolniejszych.
Zakreślenie ram następnego kongresu – skoncentrowanego na problemach, już bez określania płci – byłoby zatem poniekąd większym wyzwaniem.
* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.