[read in English]

Szanowni Państwo, „soft power” – pojęcie modne i ważne – wraz z objęciem przez Baracka Obamę fotela prezydenckiego w Stanach Zjednoczonych ponownie zagościło na salonach światowej dyplomacji. Czy nad Wisłą umiemy jednak należycie uchwycić jego globalne znaczenie? Poważna dyplomacja kulturalna czy enigmatyczne „grożenie śmiercią”… ? Warto zastanowić się, w jaki sposób przełożyć nowoczesny sposób prowadzenia polityki zagranicznej na rodzime warunki – w przeciwnym razie nieustannie będziemy się jedynie zastanawiać, czy przy okazji tego czy innego przedsięwzięcia np. wybrano dobre logo dla naszego kraju… A sprawa jest poważniejsza. O „soft power” pytamy samego twórcę pojęcia Josepha Nye`a. Ponadto Autorami wypowiedzi są: Jorge Sampaio, Paweł Potoroczyn, Vaira Vīķe-Freiberga, Aleksander Laskowski oraz Wojciech Przybylski. Zapraszamy do lektury i komentowania tekstów!

Redakcja

Joseph Nye

Otwieranie przestrzeni polityki

Choć soft power od wieków jest częścią amerykańskiej polityki, Barackowi Obamie w ciągu zaledwie kilku miesięcy udało się powiększyć jej ilość bardziej niż wielu jego poprzednikom. Udało się to, po pierwsze, dzięki symbolicznemu znaczeniu jego osoby: Afroamerykanin wybrany na prezydenta, przy tym czterdziestoośmioletni, czyli znacznie młodszy niż większość waszyngtońskich polityków. Po drugie, wiele jego posunięć politycznych zostało rozmyślnie przygotowanych tak, by wywołać ten efekt.

Dobrym przykładem jest tu mowa wygłoszona przez Obamę w Kairze. Nieumiarkowane użycie hard power przez administrację George’a W. Busha – szczególnie inwazja na Irak – wyrządziło znaczne szkody amerykańskiej smart power. Dlatego Obama stara się używać większej ilości soft power, aby pokazać, że USA są w stanie zrozumieć świat muzułmański i nie muszą być postrzegane jako wróg. Nie rozwiąże to problemu ani nie powstrzyma irańskich zbrojeń nuklearnych, ale otworzy szerszą polityczną przestrzeń, umożliwiając negocjacje.

Analogicznie Obama stara się poszerzyć użycie soft power w relacjach z Chinami. Państwo Środka może być źródłem bardzo wielu problemów, choćby dlatego, że jest globalną potęgą w dziedzinie emisji gazów cieplarnianych. Współpraca z Chinami wydaje się zatem kluczowa dla rozwiązania takich kwestii.

Nie wystarczy jednak, jeśli tylko USA będą rozwijały swoją smart power. Najwyższy czas, by również Europa zrozumiała jej znaczenie. To w Unii Europejskiej, a nie w Azji, Stany Zjednoczone będą szukały najbliższego sojusznika w najbliższych dekadach. Niestety, podczas gdy niektóre państwa Starego Kontynentu, w tym Wielka Brytania czy Francja albo Polska czynią znaczne wysiłki – na przykład wysyłając swoje siły do Afganistanu – inne zadowalają się miękką atrakcyjnością systemu europejskiego i nie kwapią się do używania swojej hard power. To, że nie zdają sobie sprawy z tego, że soft power nie jest wystarczająca, jest szczególnie niepokojące.

* Joseph Nye, ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych. Twórca pojęć „soft power”, „hard power” i „smart power”.

***

Jorge Sampaio

Dyplomacja kulturalna w wersji smart

Znając historię, trzeba zgodzić się, iż dyplomacja nigdy nie miała swojego wieku niewinności. Zastanawiając się nad korzeniami współczesnej dyplomacji, należy stwierdzić, że był taki czas, gdy jej granice były dość ściśle wyznaczone, a realizujące ją podmioty jasno określone. Dyplomacją zajmowały się służby dyplomatyczne danego kraju, które stanowiły „armię” zajmującą się polityką zagraniczną. Jej zadaniem było zabezpieczenie interesów danego państwa na arenie międzynarodowej.

Dziś coraz trudniej zdefiniować granice między polityką zagraniczną a innymi formami polityki. Na podobne trudności definicyjne napotyka się przy określaniu granic między stosunkami bilateralnymi, multilateralnymi i regionalnymi, a także przy definiowaniu ról poszczególnych nowych aktorów stosunków międzynarodowych.

Globalizacja oraz stały rozwój tak zwanej społeczności międzynarodowej, coraz większa złożoność sieci transnarodowych – wszystko to wymaga nowego sposobu prowadzenia działań dyplomatycznych. Tradycyjna dyplomacja już nie wystarcza, choć warto odwoływać się do jej sprawdzonych praktyk.

Przed dyplomacją stoi dziś zadanie podwójne: z jednej strony musi ona radzić sobie ze zmianami w relacjach międzypaństwowych, z drugiej – uwzględniać zmieniającą się strukturę relacji transnarodowych realizowanych przez aktorów niepaństwowych. Dlatego dyplomację określa się coraz większą liczbą dodatkowych słów. Mamy dyplomację ekonomiczną, kulturalną, publiczną, prewencyjną, miękką, twardą, smart diplomacy, dyplomację transformacyjną, wahadłową i ping-pongową. Sama terminologia pokazuje, jak bardzo zmieniło się środowisko działania, a z nim potrzeby i możliwości.

Dyplomacja kulturalna stanowi istotny element nowego paradygmatu dyplomatycznego. Kładzie ona większy nacisk na kulturę i jej znaczenie w stosunkach międzynarodowych. Oczywiście, wymiana kulturalna istniała, zanim wymyślono termin „dyplomacja kulturalna”. Dziś jednak odwołuje się on do kultury pojmowanej znacznie szerzej. Do zadań dyplomacji kulturalnej zalicza się promowanie praw człowieka, tolerancji i porozumienia, zasad dobrego zarządzania, rozumienia roli ruchów religijnych w stosunkach międzynarodowych oraz roli mediów w społeczeństwie obywatelskim.

Z powodu zmian cywilizacyjnych coraz większe znaczenie w programach politycznych zyskują różnorodność kulturowa i religijna, spójność społeczna oraz dialog międzykulturowy. Zwracają uwagę trendy globalne – stałe ruchy migracyjne powodują zmiany w strukturze społecznej większości krajów świata, nowe środki komunikacji masowej i powiązana z nimi ekspansja mediów, narastanie sporów wokół systemów wartości oraz rozumienia kategorii tożsamości, wzrost przypadków dyskryminacji, rasizmu i populizmu, globalizacja i szeroko pojmowane zmiany geopolityczne.

Co więcej, teza Samuela Huntingtona, jakoby po zakończeniu zimnej wojny miało dojść do „zderzenia cywilizacji”, którą tragiczne zdarzenia z 11 września zdają się potwierdzać, każe postawić zadania dyplomacji kulturalnej wysoko na liście zadań priorytetowych.

* Jorge Sampaio, były prezydent Portugalii (1996 – 2006), wysoki przedstawiciel ONZ ds. Sojuszu Cywilizacji.

***

Paweł Potoroczyn

How soft is soft?

Źródła koncepcji soft power upatruję nieco głębiej w tradycji myśli ludzkiej, niż to się na pozór może wydawać. Dychotomia pomiędzy soft i hard nie sprowadza się do różnicy pomiędzy biciem młotkiem po głowie a łagodną perswazją, jak się to zwykle uważa.

Rozróżnienie to ma swoje podstawy ontologiczne. Zauważamy, iż zasadniczo to, co kwalifikowane jest jako przynależące do jednej ze sfer owej dychotomii, jest wtórne wobec ontologicznego rozstrzygnięcia, jaki rodzaj bytu czy sposobu istnienia przysługuje danej rzeczy, działaniu, metodzie.

Wedle koncepcji, którą moglibyśmy nazwać prymitywnym realizmem, zwykło się przyjmować, iż na przykład rzeczom przysługuje jakiś bardziej realny sposób istnienia niż wartościom. Inna koncepcja głosi, iż sfera twórczości, wartości, duchowości jest wtórna wobec sfery ekonomii i że daje się całkowicie do niej zredukować, że kultura jest jedynie – wedle pewnej skompromitowanej ideologii – nadbudową istniejącą na kredyt udzielany przez bazę, którą rzekomo ma być gospodarka. Podobne co do natury rzeczy są koncepcje, wedle których sfera myśli i intelektu jest redukowalna do biochemii neuronów; albo idee, wedle których twórczość jest w zasadzie efektem nerwicy seksualnej.

Hard nie stanowi problemu. Wymuszenie, przemoc, ekonomiczna przewaga. Lotniskowiec, kanonierki, walizki pieniędzy. Ale soft? How soft is soft? Czy prosty eksport dóbr kultury nie ociera się o neokolonializm? Im sprawniejsze mechanizmy eksportu, tym więcej sprzedanych biletów, płyt, konsol, dvd, mp3. Im większe inwestycje, tym wyższe wpływy. Dialektyka okazuje się bezradna, oto bowiem ilość przechodzi w… ilość. To już może być doprawdy cokolwiek, byleby miało astronomiczny budżet marketingowy. Wtedy się sprzeda. Akt przemocy, po prostu.

I to ma być soft? Naprawdę?

Esencją soft power jest wymiana (exchange) w jej kontekście aksjologicznym raczej niż poznawczym. Sama wymiana już jest wartością, dopiero za nią podążają mniej lub bardziej kontrowersyjne wartości przedmiotu wymiany, a także sam szczególny sposób ich istnienia.

Sfera wymiany wartości ma własną logikę i nie jest prostym przedłużeniem tradycyjnej ekonomii. W tej dziedzinie to, co tradycyjnie było hard jest bardzo, ale to bardzo soft – decyduje realna wartość przedmiotu wymiany. Na nic marketing, manipulacja, wpływ. Pytanie o to, jakie budżety na marketing mają przemysły kultury w porównaniu do producentów margaryny, jest tak samo bezsensowne, jak pytanie, ile dywizji ma papież.

* Paweł Potoroczyn, dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza.

***

Vaira Vīķe-Freiberga

W szerokim wachlarzu działań

Zastanawiając się nad rolą soft power w polityce, trzeba mieć świadomość, w jakich okolicznościach ta forma realizowania polityki może mieć zastosowanie. Nie wolno zapominać o tym, że soft power stanowi zaledwie jeden z elementów całego wachlarza możliwych sposobów działania. Od jakości całego wachlarza zależy skuteczność działań typu soft power.

Inną moc sprawczą ma miękka dyplomacja światowej potęgi militarnej i gospodarczej, jaką są Stany Zjednoczone, a inną małe państwo wschodnioeuropejskie, jakim jest Łotwa. Sięgnijmy po przykład historyczny i zadajmy sobie pytanie, co mogła pomóc dyplomacja kulturalna –albo inne formy soft power – gdy na mój kraj najeżdżała Armia Czerwona? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi.

Nie twierdzę jednak, że miękka dyplomacja stanowi jedynie dziedzinę silnych. Sięgnijmy po inny przykład. Amerykanie, by móc skutecznie prowadzić działania wojenne w Afganistanie, potrzebują bazy przerzutowej gdzieś po drodze do tego kraju. Prezydent Kirgistanu Kurmanbek Bakijew podczas wizyty w Moskwie w lutym tego roku zapowiedział zamknięcie bazy lotniczej Manas. Warto zastanowić się, jakiego rodzaju narzędzia soft power zastosowali Rosjanie, by go do tego skłonić. Bazy jednak nie zamknięto. Amerykanie zgodzili się na nowe warunki wynajmu, znacznie dla Kirgistanu korzystniejsze. W ten sposób mały kraj zdołał wygrać wiele od dwóch światowych mocarstw.

Dzięki soft power? A może wykorzystanie strategicznego położenia w kluczowym dla mocarstw momencie to już element hard power?

* Vaira Vīķe-Freiberga, prezydent Łotwy w latach 1999 – 2007, doktor psychologii.

***

Aleksander Laskowski

Prostota spraw podstawowych

Niedawno ktoś opowiadał mi o swojej wizycie w operze w Monachium. W pełnej sali jeden młodzieniec z zachwytem rozglądał się wokół. Drugi, wyjaśniając dobrą frekwencję, powiedział: „Przecież grają Wagnera”. Czy w którymś z polskich miast mogłaby się zdarzyć podobna historia? Czy ktoś powiedziałby: „Przecież grają Szymanowskiego”? Może jestem człowiekiem nazbyt sceptycznym, ale głęboko w to wątpię.

Czy kraj, w którym wiara w siłę jego kultury, a nawet więcej, dobra znajomość tejże wyniesiona ze szkoły powszechnej, jest raczej udziałem jednostek niż ogółu, może pojawić się na scenie międzynarodowej jako poważny gracz w międzykulturowej wymianie? Odpowiedź negatywna byłaby nieuzasadnionym pesymizmem. Kraj o wspaniałej tradycji i ogromnych pokładach młodego talentu przy odrobinie szczęścia i skutecznym działaniu organizacji za promocję kultury za granicą odpowiedzialnych może zostać dostrzeżony i doceniony. Czy zdoła się wpisać w uniwersalny dyskurs kultury? Tu ponownie należy odpowiedzieć pozytywnie, zastrzegając, że ów udział ograniczy się do wybranych, wybitnych twórców. Czy jednak kraj ów ma szansę wyrobić sobie dobrą, znaną na świecie markę „krainy kultury, której nie wypada nie znać”? Mam poważne wątpliwości.

Nie wystarczy, by ambasadorami owego kraju byli wyłącznie zawodowi dyplomaci kulturalni i specjaliści od promocji. Dobrą nowinę musi nieść, w mniejszym bądź większym stopniu, każdy, kto styka się z zagranicą. Dlatego do sukcesu w świecie konieczna jest świadomość w kraju, a tej nie da się osiągnąć bez dobrej edukacji kulturalnej. Muzyka i plastyka w szkole podstawowej i gimnazjum jako element soft power? Tak, jeśli myśli się długofalowo. Dlaczego długofalowo? Bo wiele wody będzie musiało upłynąć w Wiśle, Odrze i Nysie Łużyckiej, zanim przypadkowemu widzowi w wypełnionej po brzegi operze w sposób całkowicie naturalny spłynie z ust zdanie „Przecież to Szymanowski/ Moniuszko/ Szymański/ Mykietyn…”.

* Aleksander Laskowski, kierownik Wydziału Terytorialnego Instytutu Adama Mickiewicza, współpracuje z Programem II PR.

***

Wojciech Przybylski

Przedmurze, szachy i networking

Rok 2008. Na granicy w Terespolu żołnierz straży granicznej prosi o dokumenty podróży kobietę w średnim wieku. Ta posłusznie podaje paszport, który budzi jednak zastrzeżenia pogranicznika. „Dlaczego nie ma pani polskiej wizy?” – pyta. „Jadę do Berlina. – pada odpowiedź – Do Polski jadę tylko na jeden dzień, a potem na Zachód”. Pogranicznik prostuje się jak świeżo upieczony dziedzic wielowiekowej fortuny, która jeszcze przed chwilą była tylko marzeniem – „Pani nie jedzie do Polski. Pani jedzie do Europy!”. Będąc świadkiem tej sceny, poczułem wstyd za kompleksy, którymi żyje nasz kraj. Uczucie nieoczekiwane wcześniej w drodze ze Wschodu do Polski. Nabrałem przekonania, że kalekiej mentalności ani tożsamości nie uda się szybko zmieniać i kreować mocą programów rządowych. Polska tymczasem marnować będzie szansę związaną z jej archetypiczną wręcz rolą w Europie, a mianowicie rolą przedmurza.

Wychwalany przez wielu Obama w trudny do rozszyfrowania sposób prowadzi swoją politykę, w której niektórzy chcą widzieć realizację idei soft power, czyli jakiegoś rodzaju dyplomacji publicznej. Jednak za swoją politykę międzynarodową zbiera pochwały przede wszystkim od adeptów szkoły realizmu politycznego (Kissinger w wywiadzie udzielonym niedawno „Der Spiegel”, przyrównuje prezydenta USA do szachmistrza). Natomiast wielu innych, początkowo kibicujących Obamie, zaczyna dziś powątpiewać, czy zmiękczenie jego polityki wynika z lisiej przebiegłości, czy też jest po prostu słabością prezydentury (np. pisarz i publicysta George Blecher, a także wielu innych komentatorów porównujących brak wyrazistego stanowiska Obamy odnośnie wyborów w Iranie ze słowami Reagana stanowczo protestującego wobec przemocy ZSRR wobec cywilów).

Dyplomacja publiczna, jak widać, zawsze odnosi się do wiecznie powracającego w polityce pytania o skuteczność. Przykład Ameryki i Polski mimo różnic dzielących oba kraje (choćby arsenał hard power) pokazuje jedną analogię. Aby soft power odnosiła skutek, musi oferować realną zmianę na lepsze. Zamiast koncentrować się wokół autoprezentacji czy własnej tożsamości kulturowej, musimy zrozumieć swoją rolę w świecie – po części wykorzenioną z kłopotliwej historii. Musimy zauważyć, że jako kraj mamy janusowe oblicze. Dla krajów Zachodu – jako państwo stosunkowo słabe, z zakurzonymi nostalgiami za średniowieczem. Dla Wschodu – jako symbol pomyślnej modernizacji z nieznośną potrzebą wywyższania się spośród „braci Słowian”.

Ten niewątpliwy kłopot powinniśmy przekuć w siłę, łącząc na naszym gruncie obydwa światy. Szansą na tym polu jest nadal enigmatyczne „Partnerstwo Wschodnie”. Niemniej dużo więcej musimy uczynić dla zrozumienia wzajemnych potrzeb i przekucia własnych doświadczeń w sukcesy naszych sąsiadów, szczególnie tych na Wschodzie. To ich potencjalne sukcesy, o ile dostrzegą naszą w nich pomoc, będą najskuteczniejszą formą soft power, o jakiej możemy zamarzyć. Nasze zadanie z punktu widzenia dyplomacji publicznej to networking osób i doświadczeń Wschodu i Zachodu, przy pokornym założeniu, że my sami wiele musimy się w tym procesie uczyć. Przeklęte położenie geopolityczne Polski umiejętnie wykorzystane jest naszą siłą, którą możemy wykorzystać z zauważalnym pożytkiem dla sąsiadów, a przez to i dla samych siebie.

* Wojciech Przybylski, wydawca kwartalnika „Res Publica Nowa”.

***

** Teksty Vairy Vīķe-Freibergi oraz Jorge’a Sampaio stanowią skrócone wersje mów, wygłoszonych na Międzynarodowym Sympozjum Dyplomacji Kulturalnej w Berlinie 28 lipca 2009 r. Autorzy wyrazili zgodę na opublikowanie tekstów na łamach „Kultury Liberalnej”.