Bartosz Biedrzycki
Zoo zimą
Kiedy kupiłem na zeszłorocznym Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi „Wędrowca z tundry” i „Ikara” nie podejrzewałem, że Taniguchi stanie się moim idolem. Chociaż „Ikar” nie do końca spodobał mi się graficznie, a wydana na wiosnę „Księga wiatru” cierpiała na podobną przypadłość i na domiar złego miała zbyt ciężki scenariusz, to nadal bardzo chwaliłem sobie tego autora.
Aż trafiłem na „Zoo zimą” i powiem Wam, że teraz już bez wahania i w ciemno kupię wszystko, co firmowane jest tym nazwiskiem. Bo Taniguchi to marka.
W „Zoo…”, jak w „Wędrowcu…”, mamy do czynienia z tematyką, w której autor czuje się najpewniej – z opowieścią obyczajową. Przez ramię bohatera zaglądamy w jego zwykłe, codzienne życie. Tomik składa się z kilku opowiadań, powiązanych postacią główną. Można traktować je jako rozdziały. Niektóre z nich następują, bądź wynikają bezpośrednio z poprzednich, nie przysporzyło jednak większej trudności, gdyby próbować czytać je osobno. To duża sztuka poprowadzić narrację i skonstruować scenariusz tak, by powieść dzieliła się na samodzielne nowelki.
W „Zoo…” autor przenosi nas w świat Japonii z początków lat 60. XX wieku. Chociaż, naprawdę, akcja mogłaby odbywać się gdziekolwiek i kiedykolwiek, bo sprawy, które porusza są uniwersalne. Bystry obserwator i wrażliwy komentator ludzkiego życia, Taniguchi, mówi o miłości, ambicji, oddaniu swojej pracy, poszukiwaniu swojej drogi, o przyjaźni. Chłopak z prowincji, którego spotykamy na pierwszych strona ewoluuje, rozwija się, miota się, poszukując właściwej ścieżki. Jak każdy, kto pragnie w życiu znaleźć szczęście. Autor nie stroni od zagłębiania się w ciemne strony ludzkiej egzystencji. Bez wahania pokazuje postacie upodlone, czasem fizycznie, czasem duchowo. Strony mangi zapełnia galeria intrygujących ludzkich typów, od subiektów sklepu bławatnego, po szemrane kręgi wielkomiejskiej bohemy.
Nie może oczywiście zabraknąć w jego życiu kobiet – niedostępnej córki szefa, budzących zawstydzające tęsknoty modelek z akademii plastycznej czy wreszcie najserdeczniejszej przyjaciółki, która z biegiem dni staje się dla niego coraz ważniejsza. Każda postać jest inna, ma swój charakter, swoje wady, swoje zwyczaje, każda jest jakimś rodzajem symbolu czy archetypu – Taniguchi nie robi niczego bez powodu, nie wprowadza żadnej osoby bez uzasadnienia, nie pokazuje niczego zbędnego. Pod tym względem ta opowieść jest jak zegarek – jeżeli ma działać bezbłędnie,w jego mechanizmie nie ma miejsca na nadliczbowe elementy.
Smaku dodaje wszystkiemu fakt, że jest to komiks o początkującym twórcy komiksów – mangaka przedstawia mangakę, w dodatku tworzącego własną mangę – powieść w powieści dodaje „Zoo zimą” posmaku biograficzno-dokumentalnego – w końcu młody Hamaguchi przechodzi tę samą drogę, którą Taniguchi, jego twórca, przechodził wiele lat temu. I chociaż chwilami można odnieść wrażenie pewnej naiwności i infantylności protagonisty, gdy jednak weźmiemy pod uwagę jego młody wiek – wszystko to świetnie wpisuje się w postać.
„Zoo zimą” to potwierdzenie wysokiej klasy Taniguchiego. Komiks naprawdę dobry i cieszę się, że Hanami postawiło akurat na tego twórcę.
No, a ja w ciemno biorę zapowiadanego na jesień „Ratownika”. Sądzę, że się nie zawiodę.
Komiks:
Zoo zimą
Scenariusz i rysunki: Jirō Taniguchi
Liczba stron: 236
Druk: czarno-biały
Wydawca: Hanami
* Bartosz Biedrzycki, pracownik IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów.