Artur Celiński
Dosłowność opisów. „African Psycho” Alaina Mabanckou
„Postanowiłem zabić Germaine dwudziestego dziewiątego grudnia”. Tym zdaniem Grégoire Nakobomayo, główny bohater nowej książki Alaina Mabanckou „African Psycho”, rozpoczyna monolog o tym, jak w ciągu kilku chwil jego świat zawalił się pod własnym ciężarem. To jednak tylko pozornie książka o mordowaniu. Taką samo jak zresztą jak jej starsza siostra „American Psycho” Breta Eastona Ellisa. Łącząc postacie Grégoire i Patrica Batemana, Mabanckou po raz kolejny, po bardzo dobrym „Kielonku”, pokazuje, jak w jednej książce można jednocześnie mówić o dwóch różnych kulturach, opisując tylko jedną z nich.
Od pierwszej do ostatniej strony „African Psycho” można śledzić proces dojrzewania, planowania i realizacji zamiaru powziętego w pierwszym zdaniu książki. Dlaczego Grégoire chce to zrobić? Dlaczego chce zamordować Germaine, lokalną prostytutkę, której zdarzyło się z nim zamieszkać? Nie zawiniła mu w żaden sposób. Nie zrobiła niczego, co mogłoby sprowokować do zabójstwa. Tak jak Christie, prostytutka z „American Psycho”, którą Patrick Bateman zabił piłą mechaniczną. Po prostu miała pecha. Jeśli więc osoba ofiary nie ma tu znaczenia, pozostają dwie rzeczy: osoba mordercy i sam akt zbrodni. Jeśli chodzi o ten drugi wypadek, wydawca na ostatniej stronie okładki dodał odniesienie do eseju Thomasa de Quinceya „O morderstwie jako jednej ze sztuk pięknych”. Nie znaczy to jednak, że jest ono słuszne. „Nie, nie szukam doskonałości” – zwraca uwagę główny bohater, mówiąc o „mechanizmach”. Nawet jeśli zbrodnia jest w centrum zainteresowania, to nie jest gloryfikowana. Dosłowność opisów, zwłaszcza w wypadku sceny gwałtu, odrzuca swoją wulgarnością.
Trzeba się więc skoncentrować na osobie mordercy. Zapytać, dlaczego Bateman zabijał, a może raczej: dlaczego w jego głowie uroiło się, że zabija. Odskocznia od życia perfekcyjnego biznesmena? Rozrywka dostarczająca emocji? A może po prostu był psychopatą niezdolnym do kontrolowania samego siebie? Dlaczego natomiast chce zabić Grégoire Nakobomayo? Bohater Mabanckou mieszka w ubogiej dzielnicy Picie-wody-to-idiotyzm bliżej nieokreślonego afrykańskiego miasta. Posiada własny dom i prowadzi warsztat samochodowy. Doszedł do tego pracą własnych rąk. Tyle że takie życie nie było dla niego pociągające.
Tym, o czym główny bohater „African Psycho” mówi z pasją, jest popełnianie przestępstw. Szczególnie tych, których dokonuje samodzielnie. To go dowartościowuje, pozwala nie czuć się „prostakiem” czy też „śmieciem pozbawionym czaru”. Chce być jak jego idol – Angoualima, Wielki Mistrz, zbrodniarz-legenda, którego samo imię wywołuje przerażenie. Odwiedza jego grób na cmentarzu Zmarłych-którzy-nie-mają-prawa-do-snu i rozmawia z jego duchem o swoich planach. Grégoire to samotnik, stroni od ludzi, gardzi społeczeństwem. Twierdzi, że nikt go nie rozumie i nie wie, kim naprawdę jest. „Chciałbym żyć sam w tym mieście, przechadzać się o dowolnej porze dnia i nocy i nie oglądać ani jednej twarzy”, twierdzi. Z drugiej strony bez odbiorców jego zbrodnie nie miałyby żadnego sensu. Grégoire nie chce zabijać dla siebie. Ma swój cel: chce, aby jego czyny „przywróciły honor dzielnicy”, którą „traktuje jak ojca i matkę z braku prawdziwych rodziców”. Ogromną rolę odgrywają tu donoszące o jego zbrodniach media: „Tak, byłoby idealnie, gdyby zapewniono mi taką samą medialną oprawę, z jakiej korzystał mój idol Angoulima”. Po każdej zbrodni sprawdza, czy odbiła się ona echem w lokalnych mediach. Brak zainteresowania jest dla niego rozczarowujący. W tym sensie nie można uważać go za ubogą, afrykańską parafrazę finansisty z Wall Street, którego do pasji doprowadza porażka w konkursie na najładniejszą firmową wizytówkę.
Ale tak naprawdę wydaje się, że w „African Psycho” nie o zabijanie chodzi. Warto zwrócić uwagę na to, co kryje historia głównego bohatera Mabanckou. To raczej smutna i pełna ironii opowieść o człowieku, który chciał wybić się ponad przeciętność. Grégoire wybrał drogę zbrodni. Gdyby jednak o tym zapomnieć i przyjąć, że on próbuje osiągnąć sukces w jakiejś innej dziedzinie, to można by mu współczuć. W decydującym momencie gwałtu na kobiecie w bieli jego penis odmawia mu posłuszeństwa. W dniu, w którym chce zamordować Germaine, ubiega go ktoś inny. To upokarzające i niezwykle destrukcyjne. Jedyny sukces odnosi wtedy, gdy podając się za swojego idola, zmusza dziennikarza prowadzącego program telewizyjny o Angoulimie do jego wcześniejszego zakończenia. Ale to przecież żadna zbrodnia.
I w tym miejscu losy Grégoire łączą się ponownie z historią głównego bohatera „American Psycho”. Choć Bateman wykazuje się ogromną sprawnością w zabijaniu (np. w scenie, gdy zabija uciekającą Christine rzuconą z wysokości kilkudziesięciu metrów piłą mechaniczną), jest to zupełnie bez znaczenia. Wygląda efektownie, ale to tylko ułuda. Te zbrodnie przecież nigdy się nie wydarzyły. Były wytworem wyobraźni, podobnie jak rozmowy Grégoire z Angoulimą i marzenia o staniu się zbrodniczą legendą. Obaj bohaterowie spotykają się w tej samej sytuacji – w momencie, w którym okazuje się, że istniejący w ich głowach obraz samego siebie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Książka:
Alain Mabanckou, „African Psycho”, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2009
* Artur Celiński, zastępca wydawcy kwartalnika „Res Publica Nowa”.