Kryzys przywództwa politycznego a liberalizm,
z Andrzejem Sadowskim rozmawia Marta Budkowska 

Marta Budkowska: W jakiej kondycji znajduje się liberalizm ekonomiczny w rok po wybuchu kryzysu?

Andrzej Sadowski: Liberalizm jest codzienną praktyką drobnej przedsiębiorczości. Za to wielkie korporacje nie będąc w stanie obronić dawnej pozycji na wolnym rynku, oczekują od rządów tzw. ochrony. W rzeczywistości chcą przerzucić koszty własnych błędów i strat na podatników. Wolą nie pamiętać, że liberalizm czy – posługując się bardziej kategorią ekonomiczną, a nie ideologiczną – wolny rynek opiera się na zasadzie wolnej konkurencji. Osiągając znaczące pozycje w gospodarce, zaczynają marzyć o reglamentowanym do niej dostępie i interwencjonizmie rządowym na ich rzecz. W sukurs przychodzą im politycy, którzy koniunkturalnie nie tylko odwracają się od rynku, ale co gorsza tworzą iluzję możliwością zastąpienia go aktywnością biurokracji. Obie strony pod hasłem tzw. walki z kryzysem tak naprawdę skwapliwie załatwiają swoje interesy kosztem wolności zwykłych obywateli.

MB: Gordon Brown nawołuje, by państwa należące do grupy G20 ustanowiły globalny rząd gospodarczy, którego zadaniem byłoby doprowadzenie do wyjścia z kryzysu. To chyba niezbyt liberalna propozycja?

AS: To propozycja skrajnie niebezpieczna, wręcz totalitarna. Tego typu „propozycje” są miarą kryzysu przywództwa politycznego na Zachodzie w ogóle. Jak w ogóle można publicznie powiedzieć coś takiego – po doświadczeniach z systemem, który chciał wszystko kontrolować i ogarniać coraz większe obszary życia i gospodarki? Chyba że politycy nie traktują poważnie ani siebie, ani słów, które wypowiadają, a czynią to, aby przez chwilę zaistnieć w mediach. Jak prezydent Francji, który nic innego nie robi jak wystrzeliwanie w kierunku mediów różnego rodzaju haseł i pomysłów. Na szczęście nic z nich przeważnie nie wynika.

MB: Porozmawiajmy o sytuacji Polski. W wielu krajach europejskich, m.in. w Niemczech, mówi się o potrzebie obniżenia podatków. U nas odwrotnie, wiele osób twierdzi, że właściwą reakcją na kryzys powinno być ich podniesienie. Co pan o tym sądzi?

AS: Gdyby można było zbudować pomyślność kraju na podwyższaniu podatków, należałoby uczynić to niezwłocznie. I najlepiej od razu do 100 procent, skoro taka wartość daje najlepsze osiągnięcia… Tylko że jest akurat dokładnie odwrotnie. Jak udowodnił Laffer, wpływów podatkowych nie ma w dwóch momentach: kiedy podatki wynoszą 0 i 100 procent. Mit, że wysokie podatki i redystrybucja przez rząd są lepsze niż pozostawienie ludziom wolnego wyboru, nie ma nic wspólnego z doświadczeniem. Z badań, które przez wiele lat prowadził „Wall Street Journal”, wynika, że w krajach, w których są niskie podatki, a rząd przez budżet państwa redystrybuuje mniej, nawet biedni ludzie są bogatsi niż ludzie z klasy średniej tam, gdzie sytuacja jest odwrotna.

MB: Niedawno napisał pan, że najlepszym wzorem wychodzenia z kryzysu jest Polska z czasów przełomu demokratycznego. Czy to z tych doświadczeń powinniśmy korzystać w nadchodzących miesiącach?

AS: To istotnie najważniejsze doświadczenie. System był kompletnie zbankrutowany. Żadne dotacje były już niemożliwe. Jedyne, co rząd mógł zrobić, to przywrócić wolność gospodarczą i nie przeszkadzać Polakom w praktykowaniu przedsiębiorczości. Stąd wzięła się najlepsza do tej pory ustawa o działalności gospodarczej zwana ustawą Wilczka z grudnia 1988 roku. Śmiało można ją nazwać konstytucją polskiej wolnej przedsiębiorczości. Do osiągnięcia polskiego cudu gospodarczego wystarczyła wolność gospodarcza i uwolnienie niespożytej energii Polaków.

Niestety, dzisiaj prezydent i premier nie rozumieją tego i nie są w stanie odwołać się do tamtych doświadczeń. Znaczy to, że nie zrozumieli ani owej gospodarczej lekcji, ani czym było odzyskanie wolności i budowa demokracji opartej na ładzie spontanicznym. W ciągu ostatnich 20 lat udało się przekonać Irlandzką Armię Republikańską, aby porzuciła terroryzm, a nie udało się nakłonić polskich polityków do przywrócenia wolności gospodarczej. Dlatego ich dotychczasowe osiągnięcia w ratowaniu polskiej gospodarki można porównać do zasługi skinheadów, którzy uratowali życie staruszce. Ale tylko dlatego, że po prostu przestali ją kopać… Do tego, aby Polska wykorzystała obecny potencjał, jest to rzecz karygodnie niewystarczająca.

MB: Z tego, co pan mówi, wynika, że wątpi pan jednak w istnienie liberalizmu ekonomicznego w Polsce w ogóle. A jednak mimo wszystko mamy dodatni PKB, wydaje się, że ludzie za nadto informacjami o kryzysie się nie przejęli i działają w najlepsze na wolnym rynku…

AS: Użyła pani bardzo dobrego sformułowania: nie przejęli się. Liberalizm istnieje, bo wciąż praktykują go zwykli ludzie i drobni przedsiębiorcy. To oni odwołują się do zasad wolnego rynku i liberalnej gospodarki. Bo tylko one – o czym mieli okazję się przekonać – są w stanie zapewnić im sukces ekonomiczny. Tylko że w Polsce panuje prawdziwa akcyza na pracę. Przedsiębiorczość jest prześladowana systemowo, a praca – fiskalnie. Możemy mieć znacząco lepszy wzrost gospodarczy. Ale tak się nie stanie, dopóki nie zmieni się system tak głęboko jak wtedy na przełomie lat 80 i 90 tych. Do tego czasu polscy przedsiębiorcy będą musieli jednocześnie zmagać się ze spowolnieniem gospodarczym i wrogą im rządową biurokracją.

* Andrzej Sadowski (ur. 1963), założyciel Zespołu Badań nad Myślą Konserwatywną i Liberalną na Uniwersytecie Warszawskim (1984). Jeden z inicjatorów i członek zarządu Towarzystwa Gospodarczego w Warszawie (1986-1989), jeden z założycieli wraz z m.in. Mirosławem Dzielskim i Aleksandrem Paszyńskim Akcji Gospodarczej (skupiającej opozycję rynkową w końcu lat 80.) i członek jej zarządu (1988-1989). Jeden z fundatorów i wiceprezydent pierwszego niezależnego instytutu – Centrum im. Adama Smitha (od 1989). Współzałożyciel (1996) i członek Zarządu Transparency International Polska (do 2003).