On potrafił dostrzec w przedstawieniu Mariusza Trelińskiego obraz ukazujący jak język, czy nawet więcej – publiczny sposób bycia, ze szczególnym akcentem na politykę, uległ w ciągu ostatniej dekady radykalnej zmianie. Nie tylko zresztą w Polsce, ale na całym świecie.
Granica między ringiem a studiem telewizyjnym niemal się zatarła. To, co niegdyś nazywano pojedynkiem na słowa, stało się dziś werbalną bójką. Słowami można zgilotynować człowieka bez trudu pod warunkiem, że pokaże to telewizja. Kluczowe sceny „Borysa Godunowa” w inscenizacji Trelińskiego rozgrywają się właśnie w telewizyjnym studiu.
Wielu miłośników opery przedstawienie odebrało źle. Dlaczego? Do tej pory nawet to, co celowo brzydkie, z reguły było na scenie estetyzowane. Tym razem realizatorzy wybrali dosłowność. Przerysowali telewizyjną ohydę, budząc mniej lub bardziej uświadomioną odrazę wyrobionych widzów operowych.
Ważna część tego przedstawienia rozegrała się nie na scenie, ale w kuluarach Teatru Wielkiego. Krążyły po nich tabuny fotoreporterów i kamerzystów, którzy strzelali fleszami w wyświeconych luminarzy okładkowego życia. Realizowana w ten sposób, potrzebna zresztą, promocja opery jako instytucji doskonale wpisała się w kontekst inscenizacji arcydzieła Modesta Musorgskiego. Był to wieczór niezwykle pouczający. Jedyne czego wypada żałować, to tego, iż poziom muzyczny spektaklu odpowiadał urodzie scenicznych obrazów.
Opera:
Modest Musorgski „Borys Godunow”
Teatr Wielki – Opera Narodowa
Warszawa, 30 października 2009 r.