Małgorzata Pakier
Człowiek-niedźwiedź czy człowiek-pies?
Niedawno zakończyła się siódma edycja Warszawskiego Festiwalu Filmów o Tematyce Żydowskiej. Wśród wyświetlanych fabuł znalazły się dwa podobne a jednocześnie bardzo różne filmy: pokazywane już na ekranach w Polsce „Bękarty Wojny” Quentina Tarantino [recenzowane na łamach „Kultury Liberalnej” przez Annę Mazgal i Łukasza Jasinę] i nieznany jeszcze polskim widzom „Adam Zmartwychwstały” Paula Schradera. Oba filmy patrzą na Zagładę przez pryzmat traumy ofiar, ale podczas gdy pierwszy, na nowo pisząc historię drugiej wojny światowej, szuka jakby zamknięcia, drogi ostatecznej ucieczki od przeszłości, drugi film rozdrapuje rany, które zdawały się już goić.
Tarantino w „Bękartach” oferuje nam, ponoć mającą działać leczniczo, następującą fantazję: Oto z kijem bejsbolowym w ręku odbywamy niezwykłą podróż w czasie, w trakcie której główną atrakcją jest możliwość „dowalenia” nazistom. Różnym grupom współczesnych widzów podróż ta przynosić może ulgę różnego rodzaju. Młody Polak czy Amerykanin nacieszy wzrok obrazem zemsty na Symbolicznym Naziście, a młody Izraelczyk odczuje ponadto wdzięczność za to, że jego przodkowie nie widnieją już na ekranie wyłącznie jako bezbronne ofiary. Młody Niemiec z kolei z pewnością doceni zastosowanie kija bejsbolowego w trudnym procesie przepracowywania nazistowskiej przeszłości. Niezależnie jednak od narodowości, wszyscy jako widzowie stajemy się przed ekranem członkami globalnej społeczności potomków ofiar: razem śmiejemy się z nazistów i kibicujemy mścicielom z żydowskiego oddziału. I podczas gdy komedia o Holocauście nieco starszej generacji, „Życie jest piękne” Roberto Begniniego, wywoływała u widza śmiech przez łzy, to na „Bękartach” widz już raczej śmieje się do łez, a z kina wychodzi zadowolony i odprężony jakby właśnie wrócił z urlopu.
„Adam Zmartwychwstały” nie leczy nas w ten sposób. Mimo niespodziewanego happy endu, który jednak można autorom wybaczyć, kino opuszczamy schorowani, czując się niewygodnie sami ze sobą jako ludzie. Tytułowy bohater to niemiecki Żyd, przed wojną wybitny artysta estradowy, któremu dzięki aktorskim umiejętnościom udaje się przeżyć Zagładę. W jaki sposób? Komendant obozu zatrudnia go u siebie jako psa, aby umilał mu czas. Bohater przez rok nie podnosi się z kolan, ma szczekać i bawić się jak pies, jeść z innymi psami z tej samej miski. Jego żona i córka giną tymczasem w komorach gazowych. Po wojnie Adam trafia do ośrodka dla psychicznie chorych w Tel Awiwie i tu właśnie rozgrywają się główne wątki fabularne. Wśród pensjonariuszy, w większości również byłych więźniów nazistowskich obozów, nasz bohater odkrywa istnienie jeszcze jednego człowieka-psa. Próbując zbliżyć się do niego, obsesyjnie zaczyna powracać do przeszłości. Film jest drastycznym studium kondycji ludzkiej. Choć nie przywołuje bezpośrednio wielu scen z Zagłady, wkracza w takie obszary naszej psychicznej i estetycznej wytrzymałości, do jakich rzadko próbowało się zbliżyć kino. Granice między oprawcą a ofiarą, lekarzem a pacjentem, chorobą a normalnością, wreszcie człowiekiem a zwierzęciem są tu wytyczane na nowo, w sposób niezwykle ryzykowny. „Adam Zmartwychwstały” to drastyczna i bezkompromisowa opowieść o powojennych losach ocalałych, a także o naszej cywilizacji. Film zdaje się mówić, że Zagłada nie jest chorobą, z której da się wyleczyć. I że jeśli poczuliśmy ulgę po filmie Tarantino, to znaczy, że nie byliśmy tak naprawdę chorzy.
Filmy:
„Bękarty wojny” („Inglourious Basterds”), reż. Quentin Tarantino. Data premiery: maj 2009.
„Adam Zmartwychwstały” („Adam Resurrected”), reż. Paul Schrader. Data premiery: sierpień 2008.
* Małgorzata Pakier, absolwentka socjologii, doktorantka European University Institute we Florencji.