Najbardziej znanym kameralnym utworem Schuberta jest „Kwintet smyczkowy” z 1828 roku. Fragment „Adagio” często wymieniany jest na internetowych listach typu „najsmutniejsza muzyka klasyczna”. Zamiast dodania do kwartetu smyczkowego drugiej altówki, kompozytor zdecydował się na dwie wiolonczele – od początku chodziło mu o melancholijne brzmienie. Być może już wtedy przewidział, że te sieciowe listy będą popularne.

Odrobinę weselsze jest „Trio fortepianowe nr 2” (1827). Można by puszczać je na lekcjach polskiego, bo więcej mówi o duchu romantyzmu niż „Król Olch” i „Świtezianka” razem wzięte. Nie jest już tak ponuro, jak w „Kwintecie”, ale nadal dość tęskno. Usłyszymy tu też jedne z lepszych melodii, jakie Schubert wymyślił. Doskonały utwór do grania w dworku: po polowaniu, a przed czytaniem Goethego. Najładniejszą część („Andante con moto”) wykorzystał Stanley Kubrick w filmie Barry Lyndon. Niestety, kiedy to oglądałem, nie potrafiłem jeszcze docenić soundtracku, w którym nie gra… gitara, bas i perkusja.

Schubert napisał piętnaście kwartetów smyczkowych, z czego najbardziej cenionych jest kilka najpóźniejszych. Spośród nich zaś najsłynniejszy jest nr 14 – „Śmierć i dziewczyna” z 1826 roku. Tytuł pochodzi od pieśni Schuberta, z której kompozytor wziął temat drugiego, najbardziej znanego fragmentu: „Andante con moto”. Wariacje, którym poddana jest ta melodia, każą się zastawiać czy, gdyby Schubert żył dłużej, to nie prześcignąłby geniuszem takiego, dajmy na to, Beethovena.

To tyle, jeśli chodzi o wprowadzenie do muzyki kameralnej Schuberta. Jeśli powyższe utwory okażą się dla Was za smutne, proponuję posłuchać dla równowagi kwartetu fortepianowego „Pstrąg”. Albo któregoś z „Impromptu” – byłoby to od razu dobre wprowadzenie do muzyki fortepianowej kompozytora.