Wszystkie fakty należą jedynie do zadania,
nie do rozwiązania.

L. Wittgenstein „Tractatus logico-philosophicus”, Teza 6.4321.

Łukasz Kowalczyk

Lekko. O „Lourdes”

Płomień wiary jest gorący.

Wystarczy co prawda dwóch albo trzech, ale gdy wiernych zgromadzi się kilkadziesiąt tysięcy, płomień musi stać się jasny i widoczny z oddali. Rozgrzewa nieszczęśników. Oświetla drogę. Spala wątpliwości. Współczesne Lourdes o tym wie i zawsze jest gotowe stanowić zarzewie dla ukochanego dziecka wiary – cudu. On od początku grał tu najważniejszą rolę.

Cud główną rolę zagrał także w filmie Jessiki Hausner. Wzywany od samego początku i właściwie od samego początku obecny w myślach, słowach i zaniedbaniach uczestników pielgrzymki, o których jest ten film, zaprezentuje się publiczności w swej całej wieloznacznej krasie dopiero u jego końca. Reżyserka spokojnie i konsekwentnie buduje nastrój oczekiwania, lepiąc go z trywialnych, zdawałoby się, paradokumentalnych obrazków z życia pielgrzymów, z których większość jest niepełnosprawna, oraz wolontariuszy, z których większość jest przypadkowa. Mami nas, niczym dzieci, obietnicą czegoś wyjątkowego, karmiąc tymczasem pożywnymi porcjami mało atrakcyjnej strawy.

Gdyby nie narastająca atmosfera wyczekiwania na cud, ten film mógłby obrazować dowolne zbiorowisko przypadkowych osób, które zgromadziło się na krótko w jednym miejscu, nie ze względu na siebie nawzajem, lecz na cel zewnętrzny. Festiwal, sympozjum, wycieczka, turnus w uzdrowisku. Drobne animozje, nieważne miłostki, nie zawsze empatyczna obsługa, niezdarne poszukiwanie istotnych przeżyć, niezbyt udane filozoficzne bon moty i głęboko skrywane prawdziwe dramaty rozpięte na ramie hotelowo-biurowego humoru.

Doskonałą świadomość tego ma główna bohaterka, cierpiąca na stwardnienie rozsiane Christine. Chłodno zauważa, że jako przykuta do wózka nie zwykła wybrzydzać, gdyż każda okazja do wydobycia się z domu jest dobra, choć od pielgrzymek woli wycieczki krajoznawcze.

Ukontentowana drobnym podarkiem losu, jakim jest możliwość kontaktu z ludźmi, o wierze równie małej jak oczekiwania, najmniej ze wszystkich owego cudu wypatruje. Ale ten przecież nie potrzebuje zaproszenia. „Le Dieu est libre”, jak powiada w filmie ksiądz.

I nie wiemy tylko, czy ten ziszczony cud jest czymś więcej niż skrystalizowanym oczekiwaniem, które rozpłynie się na powrót w powietrzu, gdy ustanie uwaga.

Czy Christine utrzyma się na nogach, gdy wstaniemy z foteli? Czy będzie nadal stała, gdy odwrócą się od niej spojrzenia? Czy naprawdę trzeba dotknąć ściany jaskini, by poczuć różnicę temperatur między nadzieją a wiarą?

Film:

„Lourdes”
Reż. Jessica Hausner
Austria 2009
Dystr. Gutek Film

* Łukasz Kowalczyk, radca prawny, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 53 (3/2010) z dn. 19 stycznia 2010 r.