Patrząc 2009

Paweł Marczewski

„Gomorra”, reż. Matteo Garrone

Choć bez głośnej książki Roberto Saviano nie byłoby tego filmu, „Gomorra” w reżyserii Matteo Garrone świetnie broni się również jako dzieło w pełni samodzielne. Gdyby Raymond Carver kiedykolwiek postanowił napisać cykl opowiadań o neapolitańskiej mafii, zaś Robert Altman przeniósł te historie na ekran, powstałby zapewne obraz nie tak bardzo różny od tego, co udało się osiągnąć Włochowi. Przemoc jest tu tyleż przerażająca, co groteskowa, prawdziwi gangsterzy stroją miny podpatrzone w „Ojcu chrzestnym” i „Człowieku z blizną”, ale śmierć i bieda są całkowicie autentyczne.

„Milczenie Lorny”, reż. bracia Dardenne

Bracia Dardenne to bodaj najwięksi moraliści współczesnego kina. Belgowie twierdzą w wywiadach, że uwierzyli w możliwość i sensowność robienia filmów po obejrzeniu „Dekalogu” i „Przypadku”. W czasach gdy „kieślowszczyzna” uchodzi wśród niektórych krytyków i kinomanów ze niepochlebny epitet, Jean-Pierre i Luc pozostają wierni swoim inspiracjom.

„Hanami – Kwiat Wiśni”, reż. Dorris Dorrie

Dorris Dorrie, choć słabo znana w Polsce, jest jedną z najważniejszych reżyserek niemieckiego kina. „Hanami” zaczyna się według schematu: sztywny, skoncentrowany na pracy mąż borykający się z poważną chorobą i niespełniona artystycznie żona, która trwa u jego boku i odkłada realizację artystycznych pasji na później (w domyśle – na czas po śmierci męża). Tyle że potem nic już nie jest tak, jak oczekiwaliby widzowie. Zderzenie różnych wrażliwości, odmiennych kultur, rozmijania się dzieci i rodziców. Film Dorrie to niemieckie „Między słowami” – i dużo więcej.

„Dom zły”, reż. Wojciech Smarzowski

Film Wojciecha Smarzowskiego przywodzi na myśl jarmarczne widowiska, jakie organizowano ku uciesze znajdującej upodobanie w okrucieństwie gawiedzi. Paleta barw, sposób ukazania ludzkich charakterów przywodzą na myśl już to obrazy Bruegla, już to teatr elżbietański. Wszystko to jednak dzieje się w Polsce, w nie tak znowu odległej przeszłości, a zbiorowym bohaterem filmu jest właśnie ta ciżba cisnąca się, by zobaczyć odrobinę tryskającej spod pręgierza krwi. Niewykluczone, że kilka kropel opryska widzów siedzących nieco bliżej ekranu…

„Biała wstążka”, reż. Michael Haneke

Haneke to obok Polańskiego bodaj największy psychoanalityk, a zarazem manipulator współczesnego kina. Zło rzadko kiedy ma u niego twarz, a nawet kiedy ją pokazuje, tak jak w „Funny Games”, to mimo wszystko nosi białe rękawiczki i pozostaje anonimowe. Często mruga z ekranu, jakby zapraszało widza do współuczestnictwa. W „Białej wstążce”, bodaj pierwszym filmie Austriaka zrealizowanym w sztafażu z przeszłości, chowa się gdzieś w zamkniętych na klucz pokojach, zagłuszane miarowym tykaniem zegara w salonie i tupotem dziecięcych stóp. Nigdy w pełni nie odsłania się widzowi, zasznurowane w gorset pozorów jak bohaterowie tego filmu.

* Paweł Marczewski, historyk idei, socjolog. Doktorant w Instytucie Socjologii UW. Członek redakcji „Przeglądu Politycznego” i redakcji „Kultury Liberalnej”.

***

Łukasz Kowalczyk

„Lektor”, reż. Stephen Daldry

Opowieści o Holokauście i niemieckim poczuciu winy. Prawdziwe lodowisko. Zimno, twardo, łatwo o wywrotkę, inni ślizgają się po wierzchu i na wyciągnięcie ręki. Daldry minął prawie wszystkich i nikogo nie poturbował. Pokaleczyliśmy się sami.

https://kulturaliberalna.pl/2009/03/16/tolle-lege/

„Bracia Karamazow”, reż. Petr Zelenka

Najlepszy produkt Huty Sędzimir. Made in Poland by Czech Republic of Russian materials. My, Słowianie, możemy spojrzeć bez kompleksów na ciężki, amerykański przemysł filmowy. Dziękujemy bratnim narodom.

https://kulturaliberalna.pl/2009/02/23/lech-czech-i-rus-%e2%80%9ebracia-karamazow-wedlug-petra-zelenki/

„Biała wstążka”, reż Michael Haneke

Nie najzręczniej zawinięty w fabułę. O mylącym, mało atrakcyjnym kształcie i za ciężki. Ale sposób przewiązania całości – mistrzowski. W ogóle się nie rozpada. Właściwie trudno obejrzeć, póki się samemu nie rozwiąże.

https://kulturaliberalna.pl/2009/11/23/kowalczyk-szary-klebek-%e2%80%9ebiala-wstazka%e2%80%9d-haneke/

„Car”, reż. Paweł Łungin

Łungin w 2006 roku zrobił film o tym, że jednak istnieje Bóg („Wyspa”). Wydaje się, że po trzech latach zmienił zdanie. Jemu łatwo. Ale co mają zrobić postaci z drugiej strony kamery? Zobaczcie jak prenietzscheańskie manko rozlicza opricznina.

https://kulturaliberalna.pl/2009/10/12/kowalczyk-groza-teodycei %e2%80%9ecar%e2%80%9d-pawla-lungina/

„Droga do szczęścia”, reż. Sam Mendes

Ile razy można robić dobre filmy o tym samym? Jak bardzo można być gadatliwym, wciąż nie nudząc widza? Wiele. Bardzo. Sam czepia się tych samych ludzi po raz kolejny („American Beauty”, „Małe dzieci”). Znowu ani jedna deseczka sidingu nie zostaje sucha na amerykańskim przedmieściu.

https://kulturaliberalna.pl/2009/02/16/nieszczesliwi-rewolucjonisci-albo-o-pozytkach-ze-zlego-tlumaczenia/

* Łukasz Kowalczyk, radca prawny, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 55 (5/2010) z 2 lutego 2010 r.