Radosław Łopiński
„W chmurach” z atestowanych prefabrykatów
„W chmurach” w reżyserii Jasona Reitmana można nazwać filmem społecznym, a nawet dydaktycznym. W zagadkowo mistrzowski sposób zaangażowano tu polityczną poprawność do rozprawienia się z antagonistami życia rodzinnego i uciekinierami od realnego świata. „W chmurach” zdaje się także dowodzić interdyscyplinarności filmowego gatunku. Autorom, dzięki znakomitemu opanowaniu trudnej sztuki kamuflażu, udało się osiągnąć zgrabny efekt, który niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Ryan Bingham jest zatrudniony w firmie wyręczającej przedsiębiorców w zwalnianiu pracowników, a z podróżowania od zadania do zadania uczynił sposób na życie. Jest człowiekiem inteligentnym z chłopięcym marzeniem, przekonanym do życia bez zobowiązań. W tej roli został zmyślnie obsadzony George Clooney. Gdy pojawia się na ekranie, czujemy do niego sympatię i nie chodzi wcale o to, czy się z nim zgadzamy. Od początku wiemy, że to człowiek przyzwoity, którego postawa zostanie słusznie zachwiana. I czego by bohater nie stwierdził, będziemy czuli, że Ryan Bingham obudził się z poukładanego snu i zrozumiał, co jest w życiu ważne.
Bohater w podróży czuje się bezpiecznie, jest w domu. Wygodne pokoje wielkich sieci hotelowych są szyte na jego miarę. Ich powtarzalny wystrój staje się osobisty, wyjątkowy i przyjemny. Wokół aseptyczni podróżni. Hala odpraw na lotnisku jest tylko wstępem do prawdziwego relaksu. To nie jest świat zastępczy, to świat rzeczywisty bohatera. Przemieszcza się on przez kolejne porty lotnicze z absolutną sprawnością i doskonałą znajomością ich najdrobniejszych niuansów. Jest guru podróży służbowej. Jego własne mieszkanie pozbawione jest jakichkolwiek osobistych akcentów. Jest wydmuszką, symbolem jego własnego życia. Puste i jałowe. Z każdą minutą całość staje się tak nachalna, że z wypiekami na twarzy oglądamy film do ostatnich napisów. Po zapaleniu świateł doświadczamy krótkotrwałego zawodu. Jak to możliwe, że Armia Zbawienia nie sponsorowała tego filmu!? Przecież scenariusz „W chmurach” to nie „Plan dziewięć z kosmosu”, a George Clooney to nie Béla Lugosi. Tu jest wszystko dopracowane i bezpieczne jak smoczek dla niemowlęcia.
Złości przy tym okrutna świadomość, że przecież z najbanalniejszej historii, od której wieje oczywistym dydaktycznym smrodkiem, można zbudować pełną żywych emocji, energetyzującą opowieść.
Nie sposób jednak zaprzeczyć, że film jest przyzwoicie zrobiony, dobrze zagrany i miejscami inteligentnie dowcipny. Robi sympatyczne wrażenie i miło się go ogląda. Jest jednak niestety mało wyrazisty, a fragmentami wręcz płaski niczym mazowiecki krajobraz. Oglądając go, trudno oprzeć się wrażeniu, że został zrobiony na podstawie podręcznika „Jak napisać scenariusz, który będzie się podobał”. Wszystko jest w zasadzie tak jak trzeba, ale zupełnie bez powiewu wyjątkowości. Brak w nim tego unikalnego dotknięcia, które pozwala nam dostrzec artystyczne uniesienie czy „szaleństwo” twórcy. To solidne filmowe rzemiosło, zbudowane z gotowych elementów masowej produkcji, poskręcanych zgodnie z instrukcją. Może gdyby zabrakło jakiejś śrubki …
Film:
„W chmurach” (Up in the Air)
Reż. Jason Reitman
USA 2009
Dystr. United International Pictures
„Kultura Liberalna” nr 59 (9/2010) z 2 marca 2010 r.