Bartosz Biedrzycki
„Solanin”
Pisząc o pierwszej części „Solanina” Inio Asano, wyraziłem pewną irytację długością oczekiwania na kontynuację. Trudno się zresztą dziwić, gdyż autor zostawił czytelnika w pełnym napięcia oczekiwaniu – co widzi Naru?
Wiem już, że Naru widzi swoje wspomnienia. Wiem też, że warto było na drugi tom czekać, chociaż przyznam, że oczekiwałem chyba trochę innego rozwiązania. Kiedy jednak przeglądam ponownie drugi tom „Solanina”, dochodzę do wniosku, że łatwo można było popaść w banał i sztampę. Asano o te dwa zjawiska otarł się niebezpiecznie blisko.
Od strony graficznej ten tom mnie nie zaskoczył – wciąż ta sama, trochę odchodząca od japońskich standardów kreska, precyzyjna, bogata i pełna ekspresji. Zmienił się za to całkiem ton opowieści. Gdzieś na bok odsuwają się sprawy społeczne, praca, obowiązki, cele życiowe – za to z większą siłą pojawiają się kwestie relacji międzyludzkich.
Centralną postacią tego tomu jest Mei, dziewczyna Naru. Dzięki jej wspomnieniom poznajemy obie te postacie nieco lepiej, dokładniej, wkraczamy w intymny świat bohaterów, w ich związek – jego tworzenie, umacnianie. Opisywanie takich relacji to niebezpieczny grunt i wielu nie sprostało oczekiwaniom, próbując oddać to, co nieuchwytne, co w związku między dwojgiem ludzi widoczne jest wyłącznie dla samych zainteresowanych, a dla reszty stanowić może jedynie banalne przerysowanie. Tak, jak piękny jest zachód słońca w letni wieczór nad jeziorem, tak większość przedstawiających go obrazów jest świadectwem niemożności oddania tego unikalnego momentu.
Asano, twórca wrażliwy, dobry obserwator, jest dodatkowo erudytą – potrafi więc te pozornie banalne dla odbiorcy treści przemycić pod warstwą wartkiej akcji, ubrać w marzycielskie retrospekcje i zestawić ze aktualnymi uczuciami całej paczki przyjaciół. Decydując się na sentymentalną podróż w przeszłość, buduje fundament, na którym oprze zakończenie opowieści.
Trudno napisać tę recenzję bez zdradzania kluczowej kwestii. Mogę jedynie powiedzieć, że Asano kierując losami Mei i jej przyjaciół, postawił w swojej mandze na siłę miłości, marzeń, na siłę dążenia do założonego celu, na siłę, jaką daje wierność sobie i swoim ideałom.
Drugi tom „Solanina” to tygiel uczuć – dotąd skrywanych, zakłamywanych, odpychanych; grupa przyjaciół, połączona wspólnymi wydarzeniami, otwiera się na nowe horyzonty, na siebie, na pełnoletność, która nieubłaganie nadeszła. Określa swój indywidualny sposób konfrontacji ze światem. Nie jest to ani bitwa, ani partyzancka wojna – to tylko drobne potyczki z dorosłością, które mają zapewnić im poczucie spełnienia. To kompromis między tym, czego Mei mogłaby pragnąć, a tym, co, w jej mniemaniu, należałoby zrobić.
Pokazując w prosty sposób, bez patosu osobę pogodzoną ze światem i świadomie rezygnującą z buntu, Asano z tego kompromisu, który powinniśmy w pierwszej chwili uznać za porażkę, paradoksalnie czyni zwycięstwo. Operując banalnym rozwiązaniem scenariuszowym, ukazuje nam to, co naprawdę się liczy, a co jest ukryte głębiej, pod pretekstową w tym momencie akcją.
„Solanin” to doskonała współczesna powieść obyczajowa. Dostosowana do czasów współczesnych, dostrojona do wrażliwości dzisiejszych młodych ludzi – mówi językiem prostym, ale nie prostackim, pokazuje sprawy pozornie tylko przyziemne, a w rzeczywistości najważniejsze w życiu każdego – nie tylko tych, którzy dopiero w dorosłość wchodzą. Bo czytając „Solanina”, uświadomiłem sobie, o ilu naprawdę kluczowych sprawach zapomniałem i jak bardzo zaniedbałem to, co powinno być dla mnie absolutnie priorytetowe.
Dziękuję ci, Inio. Może po prostu celnie trafiłeś swoją opowieścią w taki moment mojego życia. A może jesteś geniuszem?
* Bartosz Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 61 (11/2010) z 16 marca 2010 r.