Bartosz Biedrzycki

Niezwykły talent, erupcja erudycji

Adaptacje mediów z jednego na drugie zwykle bywają katastrofami. Przekonać się o tym można, oglądając niektóre ekranizacje klasyki literackiej. I nie chodzi nawet o nieszczęsne „Quo Vadis” zrobione z rozmachem godnym Koziej Wólki.

Dla przeciętnego odbiorcy sam pomysł przełożenia literackiej klasyki na komiks musi wydawać się bluźnierczy. Szczególnie, że pokutuje w naszym społeczeństwie równie głupi co bezpodstawny przesąd, że komiks to rozrywka prymitywna i dobra najwyżej dla dzieci.

Ja pierwszy przychyliłbym się do poglądu, że proste przełożenie języka literatury na język komiksu nie jest pomysłem najszczęśliwszym. Gdyby nie to, że nie musi tu być mowa o prostej, prymitywnej translacji, lecz o w pełni artystycznej reinterpretacji i adaptacji dzieł.

Teraz mogę wreszcie powiedzieć: chodzi o zbiór „Masterpiece Comics” Roberta Sikoryaka.

Powiem najzupełniej szczerze: to najprawdziwsze arcydzieła. Nie mamy tu bowiem do czynienia ze zwykłymi komiksowymi adaptacjami, polegającymi na wyrysowaniu odpowiednio przykrojonego skryptu. Spotykamy się za to z całkowicie autonomicznymi odtworzeniami oryginalnych wielkich dzieł literackich przez translację ich nie tylko na język komiksu, ale również przez ekstrapolację gatunkowego i stylistycznego charakteru na zupełnie nowe, zaskakująco wybrane i zaprezentowane gatunki, style i istniejące kreacje komiksowe.

Zdawałoby się, że w ten sposób otrzymujemy połączenia obrazoburcze i momentami wulgarne. Są one jednak wybuchowe i rewolucyjne w swojej realizacji. Oto Raskolnikow, młody, wykształcony przecież chłopak, zostaje przedstawiony zaskakująco, w duchu oryginalnych komiksów Billa Fingera i Boba Kane’a z Batmanem. Trudno o lepsze porównanie. Wszak obie te postacie stawiają siebie ponad prawem, ponad ludzką moralnością, obie dręczone są straszliwymi wydarzeniami z przeszłości, co doprowadza je niemal do obłędu.

Oto Dante, wędrujący przez piekło na trzykadrowych opowieściach z gumy do żucia (które, na marginesie, proponują zwykle za niewielką sumę różne szatańskie gadżety). Oto młody obiecujący biznesmen ulega namowom swojej żony, Mrs. M., by zabić szefa. Ma mu to pozwolić na zajęcie jego miejsca na drabinie korporacyjnej. A wszystko to przedstawione w stylu Kena Ernsta i Allena Sanders. Nie sposób także nie śmiać się do rozpuku, gdy okazuje się, że doktor Faust wygląda jak Jon, zaś dybiący na jego duszę rogaty Mefistofield ma pod kręconymi rogami poczciwą, zblazowaną fizjonomię pewnego rudego kocura. Ukoronowaniem wszystkich tych intertekstualnych i międzygatunkowych ekwilibrystyk jest „Portret Doriana Graya” w stylu „Little Nemo in Slumberland” – jednego z najbardziej klasycznych komiksów prasowych, będącego kamieniem milowym w historii medium opowieści graficznych.

W zasadzie jedyną nieudaną adaptacją są historie Emily Brontë, przedstawione w stylu komiksowych opowieści grozy z lat 50. Ale nie oszukujmy się: tutaj materiał wyjściowy był zwyczajnie podły. Brontë w oryginale tym bardziej nie nadaje się do czytania dla normalnych ludzi.

Poza tym „Masterpiece Comics” to popis niezwykłego talentu, erupcja erudycji, warsztatu i wielkiego literackiego wyczucia. Zbiór może zainteresować praktycznie każdego miłośnika literatury. Uderzająca odmienność reinterpretacji daje doskonałą odskocznię, nowy punkt widzenia, całkowicie oderwane pole kontekstowe, wspomagające ponowną interpretację oryginału. I ma tylko jedną wadę – aby w pełni docenić małe arcydzieła Sikoryaka, trzeba niestety na komiksowych oryginałach znać się prawie równie dobrze, jak na literackich. To jednak bynajmniej nie zamyka drogi komiksowym laikom. Może podążając tropem znanym z lektur oryginalnych, zechcą zapoznać się z komiksowymi pierwowzorami składającymi na te niesamowite amalgamaty?

Gorąco to polecam!

Komiks:

Robert Sikoryak, „Masterpiece Comics”,
Wydawca: Drawn and Quarterly 2009

* Bartosz Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 64 (14/2010) z 6 kwietnia 2010 r.