Dlatego najprostszą metoda na przekonującą wizualizację Apokalipsy jest prosta negacja odwiecznej zasady człowieczego błogostanu: „Ciepło i widno”.
Film „The Road” jako wizja zagłady ludzkości opiera się na tej właśnie estetyce negacji, przy czym negacji wizualnej sekunduje muzyczna. Tu jednak sprawa robi się trochę bardziej złożona, ponieważ trudno powiedzieć, jak brzmiałby odpowiednik maksymy „ciepło i widno” w muzyce (pewną synestezyjną wskazówką byłby może biblijny mrok i zgrzytanie zębów). Filmowa muzyka ilustrująca koniec-świata-as-we-know-it daje spektrum nierównie bogatsze od wizualnych reprezentacji apokalipsy: od Wagnera poprzez Tinę Turner aż po ciszę z okazjonalnym tybetańskim dzwonem w „2012”. Wynika to zapewne z asemantycznej natury muzyki, którą bardzo trudno uczynić jednoznacznie ciemną, wilgotną i chłodną.
Strategia duetu Cave/Ellis wobec tego problemu jest w gruncie rzeczy minimalistyczna: zamiast samej apokalipsy zilustrujmy doświadczenie apokalipsy. Zamiast zgrzytania zębów otrzymujemy więc muzyczną wizję umysłu człowieka obłąkańczo przerażonego zgrzytem. Różnica jest filozoficznie znacząca, oznacza bowiem przyjęcie perspektywy subiektywistycznej, a to na ogół skazuje dzieło na trudny odbiór. Żeby taką muzykę odczuć, trzeba odtworzyć w sobie odpowiedni stan umysłu.
Oczywiście, kiedy muzykę weźmiemy w jej prostej funkcji ilustracyjnej, siedząc przed ekranem, zadanie to upraszcza się o tyle, że na ogół w warstwie wizualnej otrzymujemy czytelne wskazówki, o czyj umysł w danym momencie chodzi i w jakiej kondycji się on znajduje. Dużo trudniej jest wprowadzić się w apokaliptyczny nastrój nie dysponując żadnymi bodźcami wzrokowymi poza niezmiernie przygnębiającą okładką.
I tu zaczyna się problem artystyczny: wydaje się, że semantycznym kluczem do ilustracyjnej warstwy dzieła Cave’a/Ellisa jest samo pojęcie drogi. Jak dźwiękiem oddać subiektywną, mentalną drogę do ciepła i światła wiodącą przez mrok Armageddonu nasączony zgrzytliwym złem? Zadanie wymaga subtelności i czasu. Długi marsz do wyobrażonej Kalifornii, w której nigdy deszcz nie pada. Niemelodyjna marszruta szarpana pazurami Złego. Zwątpienie i rozpacz, których walka z nadzieją i miłością nie bywa heroiczna. Pozorna monotonia i ciągłość kroków, z których każdy jest wsobną akustyczną wiecznością w nieskończonej podróży.
Taka jest „Droga” Nicka Cave’a i Warrena Ellisa. Wymaga subtelności i czasu. I odrobiny mentalnej apokaliptyczności.
Płyta:
„The Road”, Cave Nick, Warren Ellis, EMI Music Polska 2010.